Piotr Zieliński od wielu lat jest jednym z piłkarzy reprezentacji Polski, nad którym debatuje się najczęściej. Ma on grono swoich zwolenników, ale też przeciwników, którzy uważają, że nie wykorzystuje on swojego potencjału w kadrze. W ostatnich miesiącach trudno jednak pomocnika Interu krytykować. Jan Urban zrobił z niego centralną postać reprezentacji i „Zielu” gra jak z nut.
Pomysł Jana Urbana
Niezależnie od tego kto był selekcjonerem, niemal podczas każdego zgrupowania reprezentacji Polski w mediach toczyła się dyskusja odnośnie do najlepszej pozycji – tudzież roli – Piotra Zielińskiego. Czy lepiej, gdy gra on jako „10-tka”, czy może ustawiony nieco niżej? Czy może funkcjonować na boku pomocy jako zawodnik zbiegający do środka? Wielu szkoleniowców obarczano winą za to, że nie potrafią odblokować „Zielka” dla kadry. Jan Urban obejmował reprezentację Polski już w nieco innym momencie. Zieliński za kadencji Michała Probierza stał się jednym z liderów zespołu i od pewnego czasu grał na równym, wysokim poziomie. Poprzedni selekcjoner w systemie 3-5-2 ustawiał go jako jednego ze środkowych pomocników, który obok siebie miał bardziej defensywnie usposobionego zawodnika (choć awaryjnie zdarzało mu się też zagrać na „6-tce”).
Taki układ był odpowiedni dla Zielińskiego, ale Jan Urban chciał wyciągnąć z niego jeszcze więcej. Analizując charakterystykę naszej reprezentacji i biorąc pod uwagę słabe strony, selekcjoner prawdopodobnie doszedł do wniosku, że 31-latek musi być mocno zaangażowany w rozegranie, kontrolowanie tempa gry i progresję piłki, bowiem pomocników z podobnymi umiejętnościami w reprezentacji Polski zwyczajnie nie ma. Gra on jako jeden z dwóch środkowych pomocników w systemie 3-4-3. Pomysł Urbana na Zielińskiego jest zresztą całkiem logiczny – jeśli ma piłkarza, który technicznie wyrasta ponad całą resztę to chce, aby notował on jak najwięcej kontaktów z piłką. Ustawienie „Zielka” wyżej, jako piłkarza szukającego miejsca pomiędzy formacją obrony, a pomocy przeciwnika, wiązałoby się z niepotrzebnym ryzykiem, że podania nie docierałyby do niego i znacznie rzadziej byłby przy piłce.
Piotr Zieliński jest mózgiem zespołu
Piotr Zieliński wycofujący się po piłkę przed cały blok defensywny rywala to więc stały obrazek w meczach reprezentacji Polski za kadencji Jana Urbana. Wspomaga on środkowych obrońców w rozegraniu piłki, zapewnia płynność akcji oraz stara się przenieść grę wyżej. Podczas minionego zgrupowania w obu meczach był najaktywniejszym zawodnikiem naszej kadry. W starciu z Holandią bardzo często schodził w lewy sektor, zajmując niejako pozycję lewego obrońcy, aby – zgodnie z oczekiwaniami selekcjonera, o których mówił w pomeczowych wywiadach – zespół był w stanie dłużej utrzymać się przy piłce. Przeciwko Malcie na jego barkach spoczywała natomiast odpowiedzialność za progresję piłki. W liczbie podań w tercję ataku był niekwestionowanym liderem z ogromną przewagą nad resztą (Zieliński 22, za nim Kiwior i Kamiński po 6). Ataki pozycyjne były uzależnione od tego, co z piłką wymyśli „Zielu”.
Od pierwszego meczu Jan Urban miał klarowny plan na wykorzystanie Piotra Zielińskiego w kadrze:
- z Holandią (wyjazd) – najwięcej prób podań.
- z Finlandią – czwarta najwyższa liczba kontaktów z piłką oraz podań (po trójce środkowych obrońców, którzy naturalnie odpowiadają za wprowadzanie futbolówki), najwięcej podań w tercję ataku (ex aequo), najwięcej wykreowanych szans (ex aequo).
- z Holandią (dom) – druga najwyższa liczba kontaktów z piłką i podań, najwięcej podań w tercję ataku.
- z Maltą – najwięcej kontaktów z piłką, wykreowanych szans oraz podań w tercję ataku. Trzeci w liczbie podań.
105-krotny reprezentant Polski jest mózgiem całego zespołu. Reżyserem gry, który decyduje o tym w jaki sposób będą przebiegać akcje. Nie ma przypisanej stałej pozycji, a porusza się tak, aby jak najczęściej być w centrum gry i dać koledze z zespołu opcję podania. Rozpoczyna akcje ustawiony bardzo głęboko, ale nie oznacza to, że jest nieobecny w ostatniej tercji boiska. W sześciu meczach pod wodzą Jana Urbana strzelił dwa gole i zanotował dwie asysty.
Zieludependencia
Jan Urban bardzo umiejętnie dopasował rolę Piotra Zielińskiego do potrzeb reprezentacji Polski. Wykorzystuje jego umiejętności w obszarach, z którymi mamy największy problem, przez co w jakimś stopniu wyeliminował słabe punkty zespołu. Niemniej jednak, nowy selekcjoner sprawił również, że w reprezentacji Polski zapanowała „Zieludependencia”, czyli kadra stała się uzależniona od Piotra Zielińskiego. W spotkaniu z Maltą niemal wszystko, co dobre zaczynało się od pomocnika Interu. Nikt inny nie potrafił wykonać przeszywającego podania przez drugą linię rywali i w ten sposób przyspieszyć atak. Gdyby nie 31-latek moglibyśmy zapomnieć o trzech golach. Przy pierwszym asystował, trzeciego strzelił, ale najbardziej jego wpływ na zespół było widać przy drugiej bramce, gdy zdecydował się na rajd środkiem pola i zagrał prostopadłe podanie. Z niczego wyprowadził Roberta Lewandowskiego na sytuację sam na sam z bramkarzem.
Piotr Zieliński stał się najważniejszym piłkarzem dla Jana Urbana. W futbolu klubowym znacznie lepszą pozycję ma Robert Lewandowski, ponadto można debatować czy np. regularna gra w Aston Villi Matty’ego Casha nie jest bardziej wartościowa od funkcji zmiennika w Interze, ale nikt nie ma większego wpływu na grę reprezentacji Polski od „Zielka”. Aktualnie to jego ewentualna absencja przysporzyłaby selekcjonerowi największy ból głowy, ponieważ jest on odpowiedzialny za mnóstwo elementów, które są kluczowe dla prawidłowego funkcjonowania zespołu. Jan Urban musiałby mocno przeformatować reprezentację, aby znaleźć sposób na progresję piłki, wyjście spod pressingu oraz zarządzanie tempem meczu bez Zielińskiego. I raczej nie byłoby możliwe, aby nie odbyłoby się to bez straty na jakości.
