Bez zaskoczenia. Polska ogrywa Litwę

Może to zabrzmieć dziwnie, ale jest to fakt. Na Litwie jeszcze nie wygraliśmy. Polska za naszą północno-wschodnią granicą grała z sąsiadem dwa razy – w 2009 roku padł remis 1:1, zaś w 2011 roku polegliśmy 0:2. Mecz eliminacji Mistrzostw Świata 2026 w Kownie był więc świetną okazją do tego, aby zainkasować premierowe trzy punkty.

Polska grała na wyjeździe, choć ze względu na bliskość od naszego kraju na stadionie im. S. Dariusa i S. Girėnasa zjawiło się ponad 5 tysięcy polskich kibiców. Słychać było praktycznie tylko ich – po raz pierwszy od dawna zobaczyliśmy także oprawę w wykonaniu naszych fanów.

REKLAMA

Jeśli chodzi o skład, to Jan Urban nie zaskoczył. Jedenastka desygnowana na pojedynek z Litwą była do przewidzenia – jedyną niewiadomą była pozycja lewego wahadłowego, która obsadzona została Michałem Skórasiem. Takiej decyzji także można było się spodziewać po sparingu z Nową Zelandią. Lecz to nie wygrany czwartkowego meczu był bohaterem na litewskiej ziemi. Był nim bez wątpienia Sebastian Szymański – swoją drogą jeden z bardziej krytykowanych zawodników w ostatnim czasie. W tej jakże przeciętnej pierwszej części meczu błysnął dwa razy. Za pierwszym otworzył wynik po tym, jak jego dośrodkowanie z rzutu rożnego zaskoczyło wszystkich i wpadło do siatki. Piłkarzowi Fenerbahce pomógł kocioł stworzony przez piłkarzy w okolicach bliższego słupka i fatalne zachowanie stojącego w bramce Tomasa Svedkauskasa. To na jego konto idzie ten stracony gol.

Za drugim razem chciał wcielić się w rolę asystenta. Świetnym podaniem za linię obrony obsłużył Jakuba Kamińskiego, ale przyjęcie piłkarza FC Koeln nie było najwyższych lotów. Co do gry reszty zespołu, to pozostawiała wiele do życzenia. Mało było płynności w poczynaniach piłkarzy Jana Urbana, szwankowało także operowanie piłką. Nie potrafiliśmy przejąć kontroli nad meczem, a Litwini chcieli skorzystać z niefrasobliwości Polaków. Oni z kolei dobrze radzili sobie z rozegraniem piłki, lecz brakowało im jakości w pobliżu bramki Łukasza Skorupskiego. Do przerwy oglądaliśmy takie przeciąganie liny w środku boiska, a przez piętnastominutowym odpoczynkiem obejrzeliśmy jeszcze całkiem niezły strzał Matty’ego Casha. Próba prawego wahadłowego została jednak odbita przez golkipera rywali. Ze złych informacji – z meczu z Holandią wypisał się Bartosz Slisz, który głupim zachowaniem złapał żółtą kartkę.

Lewandowski strzela 87. gola w kadrze

Po powrocie piłkarzy na boisko nasi ulubieńcy wyglądali już znacznie lepiej. Więcej było odwagi, więcej polotu. Zdarzało się nawet podłączać Jakubowi Kiwiorowi, raz nawet piłkarz FC Porto uderzał celnie na bramkę. Prócz niego swoich sił próbowali Kamiński czy Robert Lewandowski, a raz udało się to zrobić celnie. W 64. minucie lewą stroną przedarli się Polacy, Skóraś podał do Szymańskiego, a ten dorzucił na głowę do Lewego. Nasz snajper takich okazji nie zwykł marnować i podwyższył prowadzenie strzałem głową.

Trener Urban w przeciwieństwie do szkoleniowca rywali zmian długo nie przeprowadzał, ale na Holandię parę korekt wprowadzić będzie musiał. Żółty kartonik obejrzał Przemysław Wiśniewski, czego konsekwencją będzie podobny los, co u Slisza.

W końcówce przyszedł też czas na roszady – na boisku pojawili się Jan Ziółkowski oraz Karol Świderski. Meczu zostało niewiele, na boisku też tyle samo się wydarzyło. Polska dopisała sobie trzy punkty do tabeli eliminacyjnej i może myśleć o listopadowym starciu z Holendrami. Jeśli zagrają tak jak z Litwą, to może być ciężko. Choć warto pamiętać, że ostatnim razem też mecze poprzedzające mecz z Oranje też nie były dobrym prognostykiem. A wynik ostatecznie był korzystny.

Litwa – Polska 0:2 (Szymański 15′, Lewandowski 64′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    138,467FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ