Liverpool 2023/24, czyli ostatni taniec Jurgena Kloppa

W sezonie 2021/22 nadzieja na poczwórną koronę The Reds tliła się aż do ostatniej kolejki Premier League. W obecnych rozgrywkach również kreślono taki scenariusz po wygraniu Pucharu Ligi, ale ostatecznie w ostatnim sezonie pracy Jurgena Kloppa nic więcej do gabloty nie udało się włożyć. Liverpool zagrał jednak bardzo dobry sezon i jeden z najbardziej zasłużonych trenerów w historii klubu oraz Premier League godnie pożegnał się z Anfield. Prześledźmy jak wyglądał sezon Liverpoolu.

Letnie zmiany

Oczywiście kiedy wielu graczy odchodzi, kiedy odchodzi twój kapitan, kiedy odchodzi twój wicekapitan i na ten moment mamy tylko dwóch nowych zawodników, a sposób w jaki graliśmy – w posiadaniu naprawdę dobrze, ale w defensywie, kiedy tracisz bramki, nie jest tak dobrze – rozumiem, że niektórzy ludzie mają wątpliwości – w ten sposób przed startem sezonu tonował nastroje nowy kapitan zespołu, Virgil van Dijk. Przed startem sezonu trudno było natrafić na głosy, że Liverpool ponownie włączy się do walki o mistrza Anglii. Latem zaszły ogromne zmiany w linii pomocy. The Reds rozpoczynali sezon nie mając żadnego nominalnego defensywnego pomocnika, a później sprowadzono na tą pozycję tylko Wataru Endo, 30-latka wycenianego wówczas przez portal Transfermarkt na zaledwie 6,5 mln euro. Liverpool w lecie stracił również wizerunkowo przegrywając batalię z Chelsea o podpisy Moisesa Caicedo oraz Romeo Lavii.

REKLAMA

Liverpool rozpoczął jednak sezon w bardzo dobrym stylu

W świetnej formie od początku rozgrywek był Mohamed Salah, który zaliczał bezpośredni udział przy bramce w 9 z 10 pierwszych spotkań, a jego jedyny pusty przelot to zasługa niekompetencji zespołu sędziowskiego, który przez błąd w komunikacji uznał spalonego przy golu Luisa Diaza przeciwko Tottenhamowi. Golu, przy którym asystę zanotowałby Egipcjanin. Liverpool dysponował dużą siłą rażenia w ofensywie. Świetnie do zespołu wprowadził się Dominik Szoboszlai, który z Salahem i Trentem Alexandrem-Arnoldem tworzył bardzo groźny tercet na prawej stronie boiska. Liverpool odzyskał energię i intensywność, której brakowało im w poprzednim sezonie i ponownie imponował w pressingu oraz szybkich atakach wyprowadzanych po odbiorze piłki, ale także potrafił kreować sytuacje z ataku pozycyjnego.

Zespół Jurgena Kloppa zgodnie ze swoją filozofią grał bardzo ofensywnie, często ryzykownie w fazie wyprowadzenia piłki i przez to defensywa była wystawiana na próbę. Do wysokiej formy po słabszym poprzednim sezonie wrócił jednak Virgil van Dijk, który uszczelnił obronę The Reds. W ubiegłych latach Liverpool przestawał liczyć się w walce o tytuł na dość wczesnym etapie sezonu tylko wtedy, gdy Holender był kontuzjowany (2020/21) lub nie był w odpowiedniej dyspozycji (2022/23). Widzą jak 32-latek dowodzi linią obrony i zawsze jest tam, gdzie trzeba świetnie czytając grę można było pomyśleć, że to pierwszy krok, aby po roku przerwy znowu włączyć się do walki o tytuł. W trakcie ostatniej jesiennej przerwy reprezentacyjnej Liverpool po 12 rozegranych meczach miał tylko 10 straconych goli (najlepszy wynik wspólnie z Arsenalem). Współczynnik goli oczekiwanych (xG) jaki wykreowali ich przeciwnicy był jednak lekkim sygnałem alarmowym, ponieważ według tych algorytmów powinni stracić aż 6 goli więcej.

Wejście Endo do składu i problem z kontuzjami

Podczas listopadowego zgrupowania kadr narodowych Liverpool okupował 2. miejsce w ligowej tabeli mając tylko punkt straty do liderującego Manchesteru City. Dla The Reds był to bardzo dobry wynik, ponieważ to nie był zespół przygotowany do walki o najwyższe cele. Sprowadzony latem Alexis Mac Allister musiał łatać dziurę na pozycji nr 6, co nie jest dla niego naturalne. Dopiero, gdy Jurgen Klopp wrzucił do składu Wataru Endo, który radził sobie nadzwyczaj dobrze w czasie kontuzji Argentyńczyka, ten – już gdy się wyleczył – mógł przejść piętro wyżej, bo urazu nabawił się akurat Dominik Szoboszlai. Po drobnych zmianach w drugiej linii Liverpool zaczął grać jeszcze lepiej i w okresie zimowym wskoczył na wyższe obroty.

Od listopadowej przerwy na reprezentacje do końca stycznia Liverpool zdobył 24 „oczka” w 10 meczach, nie przegrał ani razu, a punkty tracił jedynie w starciach z big six – Manchesterem City (1:1), Manchesterem United (0:0) oraz Arsenalem (1:1). Co więcej, doszedł do finału Pucharu Ligi, a z FA Cup wyeliminował Kanonierów na Emirates Stadium. Na początku lutego zespół Jurgena Kloppa miał aż pięć punktów przewagi nad Arsenalem oraz Manchesterem City, choć ekipa Pepa Guardioli miała jeden mecz rozegrany mniej.

Paradoksalnie tak dobry okres The Reds zbiegł się w czasie z licznymi nieobecnościami w zespole

W styczniu Wataru Endo wyjechał na Puchar Azji, a Mohamed Salah na Puchar Narodów Afryki, z którego wrócił kontuzjowany. Na początku grudnia z gry wypadł Joel Matip zrywając więzadła krzyżowe w kolanie. Chwilę nie było również Alissona. Jego zmiennik Kelleher puścił trzy gole przeciwko Fulham, ale zespół i tak wygrał 4:3. Pod koniec stycznia do gry wrócił Andy Robertson, a w czasie kontuzji Szkota na miesiąc wypadł także jego zmiennik, Kostas Tsimikas. Cały grudzień stracił Diogo Jota. Na początku stycznia kontuzja dopadła także Trenta Alexandra-Arnolda, który w tamtym czasie był naszym zdaniem najważniejszym piłkarzem Liverpoolu, ale i bez niego zespół sobie poradził, dzięki fantastycznie spisującemu się na prawej obronie 20-letniemu Conorowi Bradleyowi.

W następnych miesiącach pech nie opuszczał Liverpoolu. W wygranym finale Pucharu Ligi pod koniec lutego zmiennikami byli m.in. 18-letni Jayden Danns oraz 19-letni Bobby Clark oraz James McConell. Mohamed Salah wrócił do regularnej gry tuż przed marcową przerwą reprezentacyjną, a Trent Alexander-Arnold i Alisson – dopiero w połowie kwietnia.

Liverpool nie był perfekcyjny, ale Klopp świetnie zarządzał meczem

The Reds uciekli rywalom w tabeli, gdy natężenie spotkań się zwiększyło, punktowali świetnie, ale… wcale nie byli idealni. Wiele meczów im się nie układało do momentu, w którym Jurgen Klopp nie posłał na boisko zmienników. Choć zarządzanie meczem nigdy nie było postrzegane jako specjalny atut niemieckiego szkoleniowca to w tym sezonie udowodnił, że potrafi reagować na wydarzenia boiskowe. W połowie stycznia zmiennicy Liverpoolu mieli bezpośredni udział (gole lub asysty) aż przy 30 golach zespołu, co było niemal dwukrotnością wicelidera w tej klasyfikacji. Bardzo dobre zarządzanie całą grupą sprawiało, że w szeregach The Reds nie było zawodników, którzy zawodziliby po wejściu na boisku. Zawsze znalazł się ktoś, kto potrafił odmienić przebieg gry.

Wyszarpywania punktów w ostatnich kwadransach meczów nie byłoby też bez korekt taktycznych trenera. Już na początku sezonu grając w dziesiątkę z Newcastle potrafili wyjść z 0:1 na 2:1. Ważne zmiany robił także jesienią, dzięki czemu wygrali mecze z Wolves oraz Evertonem, a w grudniu Jurgen Klopp wyjął asa z rękawa w postaci przesunięcia Trenta Alexandra-Arnolda na pozycję środkowego pomocnika, czego dokonywał w drugich połowach meczu przy wprowadzeniu bocznego obrońcy grającego szeroko oraz ustawieniu Salaha bliżej światła bramki. W ten sposób odwrócili mecze z Fulham oraz Palace. Na uwagę zasługuje też zwycięstwo z Arsenalem w Pucharze Anglii na początku stycznia, gdy Klopp po słabej pierwszej połowie zamienił ofensywny kwartet pozycjami. Elliot z prawego skrzydła przeszedł do środka pomocy, Nunez z „9-tki” na lewe skrzydło, Luis Diaz z lewej flanki na prawą, a Gakpo z „10-tki” na środek ataku. Zespół nastawił się na dalekie podania i wygrał.

REKLAMA

Najważniejsza wiadomość sezonu

Sezon Liverpoolu przebiegał standardowo, ale pod koniec stycznia otrzymaliśmy być może najważniejszą wiadomość w całym sezonie Premier League. Jurgen Klopp poinformował, że wraz z końcem sezonu zakończy swoją kadencję na Anfield. Początkowo wywołało to bardzo pozytywny efekt mentalny na piłkarzach, ponieważ wygrali 10 z następnych 11 meczów przegrywając jednak bardzo ważne starcie z Arsenalem na Emirates Stadium. Tuż przed przerwą reprezentacyjną Liverpool natomiast zagrał bardzo dobry mecz przeciwko Manchesterowi City na Anfield, jednak zdobyli tylko punkt. W tym okresie podnieśli także Puchar Ligi wygrywając z Chelsea po dogrywce. Tym samym niemiecki szkoleniowiec w ostatnim sezonie pracy w Liverpoolu zapewnił sobie trofeum. Pierwsze w obecnych rozgrywkach i wówczas wydawało się, że nie ostatnie.

Zadyszka na finiszu

Liverpool do tego momentu cały czas trzymał się w wyścigu o mistrzostwo, choć przed sezonem mało kto zakładał taki scenariusz. Zadyszka jednak w końcu przyszła i na samym finiszu zespół Jurgena Kloppa nie utrzymał tempa Manchesteru City i Arsenalu. Pierwszym trofeum, na które stracili szanse był Puchar Anglii, w którym odpadli z Manchesterem United po dogrywce na etapie ćwierćfinału. Miesiąc później stracili nadzieje na wygranie Ligi Europy, ponieważ zwycięstwo 1:0 w Bergamo nie wystarczyło do awansu po tym jak Atalanta wygrała na Anfield aż 3:0. Gorszy okres Liverpoolu miał też swoje przełożenie na ligę. W kwietniu tracili punkty z Manchesterem United (2:2), Crystal Palace (0:2), Evertonem (0:2) i West Hamem (2:2).

Gdybyśmy mieli wskazać okres, w którym Liverpool wpadnie w dołek to bardziej naturalne byłoby, gdyby stało się to wcześniej. W końcu w kwietniu wreszcie mieli do dyspozycji całą gromadę najlepszych piłkarzy. Wrócili Trent Alexander-Arnold, Salah i Alisson, Brakowało jedynie Diogo Joty oraz kontuzjowanych od dłuższego czasu Thiago i Joela Matipa. W Liverpoolu zawodziła jednak przede wszystkim skuteczność. W pięciu kwietniowych spotkaniach – nie licząc starcia z Sheffield – The Reds strzelili 7 goli, mimo że ich współczynnik xG wynosił blisko 13. Mohamed Salah po kontuzji nie był sobą i w meczu z West Hamem został nawet posadzony na ławce, co ewidentnie mu się nie spodobało, w bardzo słabej formie sezon zakończył również Darwin Nunez.

Kolejnym powodem, przez który Liverpool odpadł z walki o tytuł była defensywa

2024 rok The Reds rozpoczynali jako drużyna, która straciła najmniej bramek w Premier League. Od tego czasu zachowali jednak tylko trzy czyste konta i stracili 25 goli w 19 meczach. Współczynnik goli oczekiwanych straconych (xGC), który już wcześniej sugerował, że zespół Jurgena Kloppa „powinien” tracić więcej bramek się nie mylił i rzeczywiście tak się stało. O ile Liverpool w całym sezonie miał najwyższy współczynnik xG, tak rywale kreowali przeciwko nim o wiele więcej sytuacji niż z Arsenalem oraz Manchesterem City. Przypadek Liverpoolu w minionym sezonie Premier League udowodnił, że aby zdobyć tytuł trzeba mieć zarówno świetną ofensywę, jak i defensywę. Braki w jednej z tych faz gry po prostu nie przejdą.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,880FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ