Z oktagonu na „OnlyFans” czyli dokąd zmierza kobiece MMA?

Niemalże dokładnie dekadę temu padły słowa, z których prezydent UFC – Dana White przez długie lata musiał się tłumaczyć. „Nigdy nie zobaczycie kobiety walczącej w oktagonie UFC” – stwierdził w krótkim wywiadzie udzielanym dla jednego z amerykańskich portali plotkarskich. Wypowiedź była o tyle intrygująca, że 2 lata wcześniej organizacja Strikeforce podjęła ryzyko organizacji gali MMA z dwoma kobietami w walce wieczoru. Pojedynek Giny Carano z Cris Cyborg wywołał spore zainteresowanie ze strony widzów i wydawało się, że czas kobiecego MMA właśnie nadchodzi.

REKLAMA

Wspomniana Gina Carano za ten jeden występ (porażkę w 1 rundzie) zgarnęła 125 tysięcy folarów – pozostali zawodnicy karty głównej otrzymali ledwie po 25 tysięcy. Spora różnica, prawda? Mimo to, Amerykanka postanowiła zrobić sobie przerwę od występów – która trwa do dzisiaj. Swoje „5 minut sławy” wykorzystała na zdobycie kontaktów w Hoolywood, dziś więcej osób kojarzy się z serii „Szybcy i wściekli”, „Mandalorian” czy film „Deadpool”. Czy Carano mogła zostać pionierką kobiecego MMA? Dla wielu jest nią do dziś, ale prawda jest też taka, że mając wszelkie argumenty na promocję tego sportu wybrała inną ścieżkę kariery.

Dlaczego Dana White nie skusił się na usługi jej rywalki – Cris Cyborg? Najwidoczniej uznał to za niezbyt opłacalny biznes, stąd jego opinia z 2011 roku. Oczywiście, za Brazylijską ciągnęły się niezbyt pochlebne opinie – w tamtym czasie miała pozytywny test na steryd anaboliczny – stanozozol – za co została na rok zawieszona. Umówmy się – Cyborg nigdy nie była postacią, na której można było opierać promocję tego sportu. Zrozumiałe.

Wszystko zmieniło się, gdy w Strikeforce pojawiła się Ronda Rousey.

Ledwie 2 lata od jej debiutu w MMA, była już mistrzynią UFC. Co ciekawe – pas mistrzowski otrzymała na konferencji prasowej, na której ogłoszono powołanie kobiecej kategorii koguciej. Prezydent UFC w rozmowie z Arielem Helwanim przyznał:

„Wszyscy są podekscytowani Rondą Rousey, ja także. Nikt dziś nie mówi, „O nie, kobiece MMA, będę mieć przerwę na wc”, tylko czeka na Ronda Show”.

White miał rację – walki Amerykanki zamiast „zapychacza” stały się daniem głównym. Ronda z miejsca została gwiazdą UFC, a Dana całkowicie zmienił swoje podejście względem kobiecego MMA. Wkrótce Rousey z Mieshą Tate zostały trenerkami w programie „The Ultimate Fighter”, a w 2014 roku miała miejsce walka o pas kategorii słomkowej pomiędzy Carlą Esparzą i Rose Namajunas. Ronda Rousey w krótkim czasie została postacią numer jeden w UFC (do czasu, aż White „przerzucił” swoje sympatie na pewnego Irlandczyka). Oczywiście – wkrótce mieliśmy nasz akcent w rozwoju kobiecego MMA – w postaci Joanny Jędrzejczyk. Aśka w imponującym stylu przejęa pas Esparzy, a następnie 5 razy go obroniła. To był moment, w którym White dał zielone światło na kolejne kategorie wagowe.

Dziś mamy 4 dywizje kobiecego MMA w UFC.

Waga piórkowa – mistrzyni Amanda Nunes. Kategoria stworzona dla Cris Cyborg, która… wystepuje dziś w Bellatorze. Ile w UFC jest obecnie zawodniczek występujących w tej kategorii wagowej? PIĘĆ. Na stronie internetowej organizacji nie zdecydowano się nawet na zaprezentowanie rankingu.

Waga kogucia – po porażce Rousey w 2015 roku pas posiadały Holly Holm i Miesha Tate, a od 2016 roku mistrzynią jest Amanda Nunes. Dokładnie ta sama, co w wadze piórkowej. Ostatnia walka o pas w tej kategorii? Grudzień 2019. Ciężko się temu dziwić, bowiem brakuje logicznych pretendentek do mistrzostwa.

Waga musza – mistrzyni z 2017 roku – Nicco Montano została pozbawiona pasa, po tym jak… nie była w stanie zrobić wymaganej wagi. Ba! Od tamtej pory stoczyła ledwie jedną walkę – przegraną w 2019 roku. Obecną mistrzynią jest Valentina Shevchenko, która w kwietniu będzie broniła pasa przeciwko Jesicce Andrade.

Waga słomkowa – Zhang Weili – która mistrzynią została w marcu 2020, gdy pokonała Joannę Jędrzejczyk. Chinka pasa bronić będzie w kwietniu przeciwko Rose Namajunas.

REKLAMA

Bądźmy sprawiedliwi – szału nie ma.

Gdy ktoś straci pas – za chwilę może dostać szansę walki o mistrzostwo w innej wadze. Nie sposób zresztą porównywać popularności obecnych mistrzyń z Rondą Rousey. Nasza Joanna Jędrzejczyk – która na przestrzeni ostatnich 6 występów zanotowała 4 porażki wciąż znajduje się w czołówce rankingów (obecnie 6. miejsce w rankingu bez podziału na kategorie wagowe). Kiedy Polka stoczy kolejną walkę? Cóż, pojawiały się plotki o możliwym starciu w kwietniu, ale sama Aśka zdementowała takie doniesienia.

Absolutnie nie dziwię się Joannie.

Tak naprawdę nie robiąc nic w oktagonie – cały czas znajduje się blisko pasa. Ubogość dywizji sprawia, że bardzo trudno jest wypaść z kręgu pretendentów. Niewiele jest starć, które elektryzują widzów, ale i samo UFC nie ma pomysłu jak odświeżyć kobiece MMA. Z pewnością nie pomaga temu tworzenie niepotrzebnych kategorii wagowych. Wyjątkowość tworzoną przez Rondę czy Joannę zastąpiła przeciętność. Zamiast elity, dziś w UFC walczą dziesiątki pań, nie gwarantujących nawet przeciętnego poziomu sportowego. Tak naprawdę, wystarczy stoczyć 4-5 walk i można dostać się nie tylko do UFC, ale nawet do walki o pas.

Dziwnym, ale wiele obrazującym przykładem problemów tego sportu, jest wzrost aktywności zawodniczek na… platformie „OnlyFans”. Panie za odpowiednią opłatą udostępniają na niej swoje zdjęcie, oczywiście w dość „atrakcyjnych” pozach. Pewnie jeszcze kilka lat temu brzmiałoby to jak nieśmieszny żart, ale według moich wyliczeń 18 obecnych lub byłych zawodniczek UFC zarabia dziś w ten sposób.

Nikt nie chce o tym głośno mówić, ale jeśli jedynym atutem części z nich jest uroda, to widzowie wolą iść na skróry i płacić za „fotki”, niż udawać, że interesuje ich poziom sportowy. Dziś taka Rachael Ostovich – mająca zawodowy bilans 4-6 jest w sieci obserwowana przez 750 tysięcy osób, podczas gdy mistrzyni Zhang Weili przez 609 tysięcy. To znak naszych czasów i poważne pytanie o kryzys kobiecego MMA. Każda ze stron ma swoją rację – zawodniczki chcą godziwej pensji, Dana White chce płacić tyle, ile realnie korzyści przynoszą ich starcia. Amanda Nunes – mistrzyni dwóch kategorii wagowych, prawdopodobnie najlepsza zawodniczka w dziejach zarabia „tylko” 350 tysięcy dolarów za walkę (z dodatkami 490 tysięcy), podczas gdy Ronda Rousey za jedno starcie właśnie z Amandą zainkasowała 3 miliony dolarów.

Czy obecne zawodniczki przyciągają zainteresowanie widzów? Zdania z pewnością będą podzielone. Ciężko jednak nie odnieść wrażenia, że UFC coraz rzadziej staje się szczytem marzeń, a zamienia w trampolinę do zarabiania w „inny sposób”. W obecnych czasach częściej niż o nokautach czy poddaniach zawodniczek, widzimy je w roli blogerek czy modelek. Część zawodniczek stawia na poziom sportowy, ale coraz więcej zdaje sobie sprawę, że sukces można odnieść w inny sposób, niekoniecznie w oktagonie.

Fot. Screen UFC

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ