Trudni do pokonania – jak Brighton potrafi postawić się czołówce

Dwukrotnie urywali punkty Chelsea. Z Arsenalem zagrali na remis, ale byli stroną dominującą. Punkt wywieźli nawet z Anfield. Jedynym zespołem z czołówki, który ich pokonał był Manchester City, który w tym sezonie jest poza zasięgiem wszystkich. Pep Guardiola po spotkaniu jednak wypowiadał się w bardzo pochlebnym tonie o zespole Grahama Pottera. – Z innym przeciwnikiem byłoby po meczu. Przeciwko nim? To nie koniec. – mówił Guardiola w kontekście trzybramkowej przewagi po pierwszej połowie meczu. Brighton jak mało który zespół potrafi postawić się czołówce.

REKLAMA

Styl pozostaje ten sam

Brighton w meczach z najsilniejszymi rywalami nie zmienia swojego podejścia. Cały czas chce być w posiadaniu piłki i mieć realną kontrolę nad meczem. Z uwagi na kaliber rywala – nie zawsze się to oczywiście udaje. Mewy czasami zmuszone są do pracy bez piłki i aktywnego przesuwania w defensywie, jednak z każdym rywalem potrafią złapać swoje „momenty sprzyjające”. Fragmenty, w których to oni przejmują inicjatywę i przenoszą grę na połowę rywala. W niektórych meczach udaje im się to częściej, w niektórych rzadziej, ale zawsze potrafią sprawić kłopoty faworytowi.

Posiadanie piłki Brighton w meczach z czołówką (nie uwzględniłem West Hamu, ponieważ zespół Moyesa lubi oddawać piłkę rywalom):

źródło: własne

W każdym z tych spotkań Mewy statystycznie miały częściej przy nodze piłkę niż przeciętny rywal każdego z powyższych zespołów. Warto to docenić, bowiem obecnie wiele topowych zespołów stara się mieć mecz pod jak największą kontrolą poprzez ciągłe posiadanie futbolówki i nie dopuszczanie do niej rywala. Dla tych, którzy podpisują się pod argumentem, że posiadanie piłki jest przereklamowane sprawdzimy też – analogicznie – jak wygląda to pod kątem czasu, jaki gra toczyła się w tercji atakowanej przez drużynę Pottera.

źródło: własne

Znów to samo. Brighton częściej przenosiło grę blisko bramki rywala lub zakładało wysoki pressing niż przeciętny przeciwnik. Graham Potter nie odbiega w tych meczach od swojej filozofii, a jego zespół wychodzi na boisko z otwartą przyłbicą. Jednak nie jest to gra „na hurra”. Brighton nie traci wiele goli w meczach z big six. Jedynym wyjątkiem od reguły była pierwsza połowa przeciwko Man City.

Brighton Grahama Pottera to ciągły rozwój

Brighton jest w stanie przeciwstawiać się najlepszym, ponieważ mają bardzo dobrze dopracowane elementy, które w tym pomagają. Każdy zawodnik wie jak ma się poruszać względem piłki w fazie rozegrania, czy wychodzenia spod pressingu. Oglądając niektóre zespoły, patrząc na ich wymianę podań myślimy sobie: „przecież to takie proste”. W większości przypadków takie wrażenie sprawiają topowe drużyny, ale Brighton też ma w sobie coś podobnego. Odpowiednia struktura zespołu plus rozwój poszczególnych zawodników u sterów Pottera pod względem rozumienia gry sprawia, że Mewy potrafią „wrzucić na karuzelę” nawet najlepsze zespoły.

Ponadto Graham Potter na każdy mecz próbuje dobrać personalia i ustawienie pod przeciwnika. Każdy polski kibic śledzący poczynania Jakuba Modera na The Amex wie, że u Anglika nie ma czegoś takiego, jak pierwszy skład. Wybór wyjściowej jedenastki dyktuje pomysł na dany mecz. Przykładowo we wtorkowym meczu z Chelsea piłkarze Mew zagęszczali prawą stronę boiska i utrudniali życie Marcosowi Alonso. Przeciwko Manchesterowi City Graham Potter zdecydował się w trakcie meczu przejść na grę bez nominalnego napastnika i to od tego czasu stwarzali najwięcej zagrożenia. To samo ustawienie powtórzył w następnym meczu z Liverpoolem.

Kiedy pochwały zaczną przekładać się na miejsce w tabeli?

Można powiedzieć, że już się przekładają, bo Brighton zajmuje 9. lokatę, co w porównaniu z poprzednim sezonem jest sporym postępem. Niemniej jednak, aby realnie włączyć się do walki o puchary – a czytając opinie po wielu meczach Mew nie tylko ja uważam, że ich na to stać – muszą zacząć regularnie ogrywać tych słabszych. Nauczyć się udokumentować przewagę, jaka wynika z boiska. Dziś Mewy zbierają pochwały za mecz z Chelsea. Jednakże, kilka dni temu znowu podnosił się temat ich nieskuteczności po remisie z Crystal Palace. Wprawdzie Brighton w obecnym sezonie lepiej punktuje z dołem tabeli niż w poprzednich rozgrywkach, jednak nadal zdarzają się mecze, w których mimo niezaprzeczalnej przewagi tracą punkty (Newcastle, Leeds, ostatni mecz z Palace).

Graham Potter dokonał niewiarygodnej transformacji zespołu, jeśli chodzi o kulturę gry i efektywność z piłką w dwóch tercjach: obrony i środkowej. Brighton jednak ma braki w ostatniej tercji boiska. Spora część tego problemu leży oczywiście w skuteczności, ale samo tempo rozgrywania akcji pod bramką przeciwnika jest niekiedy zbyt wolne i przewidywalne. Brakuje elementu zaskoczenia. Oczywiście, wpływ na taki obrót spraw ma też sama jakość piłkarzy. Rozbijanie głęboko cofniętych defensyw, kiedy masz ograniczoną przestrzeń to ciężki orzech do zgryzienia dla naprawdę wielu zespołów posiadających lepsze zasoby. Nieprzypadkowo mówi się, że trener ma doprowadzić zespół do ostatniej tercji boiska. Potem już sami zawodnicy muszą już sami wykazać się kreatywnością. Jeśli przez ten pryzmat oceniać Grahama Pottera – znajduje się wśród absolutnego trenerskiego topu.

Reasumując, Brighton do 30-35 metra od bramki przeciwnika jest znakomite.

Po przekroczeniu tej granicy – już tylko przeciętne. I to główna przyczyna, dlaczego Mewy imponują w meczach z czołówką, a często nie przekonują i gubią punkty z rywalami na papierze słabszymi. Dlatego, jeśli kibicujesz Manchesterowi United lub Tottenhamowi to nie dopisuj sobie w głowie trzech punktów za zaległy mecz z Brighton.

REKLAMA

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,630FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ