Tottenham 2023/24, czyli obiecujące wejście Postecoglou

Sezon 2023/24 Tottenham rozpoczął fantastycznie. Ange Postecoglou bardzo szybko zdobył sobie fanów nie tylko wśród fanów klubu, ale także wśród wielu kibiców futbolu na świecie. Dalszy etap sezonu już taki dobry jednak nie był. Tottenham pomału tracił przewagę wypracowaną świetnym początkiem rozgrywek i ostatecznie zajął 5. miejsce w lidze, co oznacza, że w przyszłym sezonie ominie ich gra w Champions League. Analizujemy miniony rok w wykonaniu Kogutów.

Efekt nowej miotły?

Określenie o efekcie nowej miotły jest znane wszystkim osobom interesującym się piłką nożną. Używa się go najczęściej, gdy dany zespół zmieni trenera w trakcie sezonu i wyniki od razu po tej roszadzie poszybują w górę. Ange Postecoglou przychodził akurat w trakcie przerwy pomiędzy rozgrywkami. Miał więc czas, aby poznać zawodników w treningu, przeprowadzić z nimi porządny okres przygotowawczy, dostrzec braki kadrowe i ewentualnie je uzupełnić mając wpływ na działania transferowe klubu. Nazywanie świetnego początku sezonu w wykonaniu Tottenhamu efektem nowej miotły byłoby więc niesprawiedliwe, natomiast w piłkarzy wówczas ewidentnie wstąpiła nowa, pozytywna energia. Energia, na którą bez wątpienia wpływ miał nowy trener.

REKLAMA

Tottenham wskoczył na pozycję lidera po 8. kolejce i był w stanie ją utrzymać przez następne dwie serie gier. Po pierwszych 10 meczach miał na koncie 26 punktów. Ange Postecoglou tym samym zaliczył najlepszy start ze wszystkich trenerów w erze Premier League biorąc pod uwagę pierwsze 10 kolejek. Australijczyk zgarnął wszystkie trzy początkowe nagrody dla menedżera miesiąca – w sierpniu, wrześniu i październiku. Po kiepskim poprzednim sezonie, w którym Tottenham był drużyną bojaźliwą i bardzo zachowawczą ofensywny i bezkompromisowy styl gry preferowany przez Postecoglou był jak powiew świeżego powietrza.

To był start sezonu, jakiego nie wyobrażali sobie nawet najbardziej optymistycznie myślący fani zespołu

W letnim okienku transferowym odszedł przecież Harry Kane. Strzelec 30 goli w poprzednim sezonie Premier League, największa gwiazda zespołu i zawodnik, na którym opierała się cała gra ofensywna zespołu w ostatnich latach. Ange Postecoglou rozpoczynał budowę Tottenhamu od zera i nic dziwnego, że w większości przedsezonowych przewidywań byli ustawiani w tabeli najniżej spośród zespołów big six. Początkowo Kane’a miał zastąpić Richarlison, ale Brazylijczyk miał słaby początek sezonu i na środek ataku wskoczył Heung-min Son, który wydatnie pomógł zespołowi zaliczyć tak dobre otwarcie rozgrywek.

Nowy trener bardzo szybko zaszczepił w Kogutach swój styl, z którym rywale nie potrafili sobie poradzić. Tottenham opierał swoją grę na rozgrywaniu od własnej bramki, krótkich podaniach, dużej wymienności pozycji z jednoczesnym zachowaniem odpowiedniej struktury i nieustannym ruchu w posiadaniu piłki, natomiast w defensywie stosowali wysoki pressing. W oczy rzucało się przede wszystkim ustawienie bocznych obrońców, którzy przy konstruowaniu ataków często wchodzili w rolę ofensywnych pomocników. W Premier League to była nowość. To było pójście krok dalej od Pepa Guardioli, który zainicjował trend ze schodzącymi bocznymi obrońcami do środka. Rywale początkowo nie mieli pojęcia jak temu zaradzić, a Tottenham wygrywał kolejne mecze.

Tottenham został osłabiony kontuzjami

Miesiąc miodowy Ange’a Postecoglou trwał do 11. kolejki, w której ponieśli pierwszą porażkę w jednym z najbardziej pamiętnych meczów tego sezonu w Premier League przeciwko Chelsea na własnym stadionie. Ten mecz zostanie w głowach wszystkich fanów ze względu na ryzyko, jakie podejmował zespół Ange’a Postecoglou w bronieniu ustawiając linię obrony na wysokości linii środkowej, mimo gry w osłabieniu dwóch zawodników (9 na 11). To był moment, w którym przekonaliśmy się jak bardzo szalony jest futbol 58-letniego szkoleniowca, ale konsekwencje z tego spotkania były o wiele większe niż tylko utrata trzech punktów.

Z kontuzją boisko opuścili James Maddison oraz Micky van de Ven, którzy zaliczyli kapitalne wejście do zespołu. Anglik w tamtym momencie był uważany za jednego z najlepszych piłkarzy w Premier League, a Holender imponował niesamowitą szybkością i pewnością w interwencjach, co było bardzo ważne przy stylu bronienia u nowego trenera. Ponadto rozsypała się linia obrony, ponieważ zawieszeni za czerwone kartki zostali Cristian Romero (3 spotkania) oraz Destiny Udogie (1 mecz), który był jednym z odkryć początku sezonu Premier League.

Problemy z nieobecnościami gnębiły Tottenham aż do końca stycznia

W listopadzie Richarlison musiał przejść operację pachwiny. Na dwa mecze wypadł również Pape Matar Sarr – kolejny piłkarz, który zrobił bardzo duży postęp u nowego trenera – a w styczniu pojechał na Puchar Narodów Afryki z reprezentacją Senegalu. Z tego też powodu nie było Heung-min Sona (Puchar Azji) oraz Yvesa Bissoumy, który tuż przed wylotem na PNA odbył jeszcze 3-meczową karę zawieszenia za czerwoną kartkę. Przełom grudnia i stycznia zbiegł się też w czasie z krótkimi absencjami Cristiana Romero oraz Dejana Kulusevskiego. Rodrigo Bentancur po powrocie do gry po zerwaniu więzadła krzyżowego w kolanie w listopadzie, rozgrywając swój pierwszy mecz w wyjściowym składzie po długiej przerwie, znów wypadł na dłużej, tym razem przez kostkę i Ange Postecoglou miał go do dyspozycji dopiero na drugą część sezonu.

Jak Postecoglou radził sobie w trudnych warunkach?

Przez cały ten okres Tottenham zdobył 17 punktów w 12 meczach i strzelił jedną bramkę więcej niż stracił (25 do 24). Czołówka odjechała Kogutom, powiększyła się także strata do Aston Villi, natomiast awans do Ligi Mistrzów ciągle był realnym celem (wówczas była możliwość, że 5. miejsce również to zapewni). Mimo o wiele gorszego punktowania Ange Postecoglou nie zasługuje na krytykę za sposób, w jaki zarządzał kryzysową sytuacją. Wręcz przeciwnie – wiele spotkań Tottenham zagrał bardzo dobrze, jak na problemy kadrowe, z którymi musieli się zmagać.

Na środku obrony przyzwoicie spisywał się Ben Davies, który jest nominalnym lewym defensorem. Po kontuzji Maddisona rolę głównego kreatora zespołu przejął prawy obrońca Pedro Porro, który co mecz zadziwiał kibiców swoją wizją gry i techniką podania. Okres bardzo dobrej gry miał też Dejan Kulusevski, którego Postecoglou coraz częściej zaczął ustawiać na „pozycji Maddisona”, czyli najbardziej ofensywnie grającego pomocnika. W końcu odblokował się także Richarlison, który od grudnia do lutego trafił do siatki 9 razy w 8 meczach. Zespół Ange’a Postecoglou zachowywał przy tym swój styl. Wprawdzie nie grali aż tak odważnie w defensywie, jak w spotkaniu z Chelsea, natomiast ciągle starali się utrzymywać przy piłce, atakować i narzucać rywalom własne warunki gry. Niezależnie od tego kto akurat przebywał na boisku.

REKLAMA

Powrót na właściwe tory i… stagnacja

Po powrocie do zdrowia kluczowych graczy wydawało się, że Tottenham wreszcie wróci na właściwe tory, ale nic takiego się nie stało. W ostatnich 16 meczach tego sezonu zdobyli 23 punkty. Przy takiej średniej na przestrzeni całego sezonu nie załapaliby się nawet do europejskich pucharów. W tabeli za ten okres są dopiero dziewiątym zespołem w Premier League. To ten fragment sezonu każe najmocniej zastanowić się czy przyszłość Kogutów rzeczywiście wygląda tak różowo, jak wydawało się w październiku.

Na gorszą dyspozycję Tottenhamu złożyło się kilka czynników. James Maddison, który przed kontuzją był game-changerem po powrocie do gry nie robił już indywidualnej przewagi i pod koniec sezonu trener stracił do niego cierpliwość sadzając go dwukrotnie na ławce. Coraz słabiej spisywał się także Heung-min Son. Przede wszystkim liga nauczyła się jednak Tottenhamu. Ange Postecoglou szlifował swój styl gry i w każdym meczu jego zespół rozpoczynał z dokładnie takim samym planem nie zważając na silne i słabe strony przeciwnika. Trenerzy wiedząc już jak grają Koguty potrafili się do nich dostosować. Wiele zespołów oddawało im piłkę i broniło się na własnej połowie czekając na okazję do kontrataków, na które Tottenham jest bardzo podatny. Były także drużyny, które tą strategię miksowały z wysokim pressingiem mając świadomość jak przy wyprowadzeniu piłki ustawia się ekipa Postecoglou (dwóch środkowych obrońców, boczni defensorzy schodzą do środka) i wiedząc, że bardzo rzadko korzystają oni z dalekich podań.

Problemy Kogutów w tych aspektach nie trudno było dostrzec w ostatnich spotkaniach tego sezonu. Zespoły z górnej połowy tabeli, jak Arsenal i Newcastle oddawali im piłkę, skutecznie się bronili i punktowali szybkimi atakami. Gdy rywale natomiast zdołają zabrać futbolówkę Tottenhamowi – jak przykładowo Liverpool – to na wierzch wychodzą braki w defensywie. W całym sezonie niższy współczynnik oczekiwanych goli straconych (xGC) zanotowało tylko sześć drużyn.

Tottenham zrobił kilka kroków w przód

Ange Postecoglou namalował obraz drużyny silnej, ale zbyt bardzo wierzącej w swoje ideały. Gotowej przegrać mecz za trzymanie się swojego stylu. Mało elastycznej. Gdy Australijczyk był pytany na konferencji prasowej o powtarzające się tracone gole ze stałych fragmentów gry odpowiadał, że we wcześniejszych miejscach nie potrzebował dopracować tego elementu do perfekcji, aby osiągać sukcesy. Sprawiał wrażenie trenera, który lekceważy problemy swojej drużyny skupiając się wyłącznie na elementach gry, na których kładzie największy nacisk w swojej filozofii. Zaprzeczeniem tego jest jednak przedostatni mecz sezonu przeciwko Manchesterowi City, w którym ustawił zespół bez nominalnego napastnika chcąc przejąć posiadanie piłki i rezultat – patrząc na przebieg gry – był udany (53% posiadania piłki, wyrównane statystyki), natomiast i tak nie udało się zatrzymać przyszłego mistrza Anglii.

Starcie z Manchesterem City miało też inny kontekst, o którym warto wspomnieć. Cała jego otoczka była dla 58-latka wystarczającym powodem, aby być kolejnym trenerem, który głośno zakwestionował mentalność Tottenhamu. Postecoglou mówił o kruchych fundamentach odnosząc się do kibiców Spurs, którzy życzyli swojemu klubowi, ciągle zachowującemu szansę na awans do Ligi Mistrzów, porażki – która zaś definitywnie te szanse pogrzebała – ponieważ nie chcieli, aby ich odwieczny rywal (Arsenal) zdobył mistrzostwo Anglii. Mentalność całego klubu, który od dawna czeka na trofeum jest więc kolejną przeszkodą na drodze australijskiego trenera.

Ange Postecoglou nie ma więc łatwo, ale i tak uczynił już spory progres

58-latek przyszedł do klubu z bardzo trudnym zadaniem, ponieważ przejmował zespół, który w ostatnich kilku latach – od Jose Mourinho, przez krótką kadencję Nuno Espirito Santo, do Antonio Conte – nastawiony był raczej na grę defensywną. Angeball opiera się natomiast na zupełnie innych założeniach, więc już z miejsca trzeba było założyć, że wprowadzenie odpowiednich zmian zajmie dużo czasu. Postecoglou wcale nie potrzebował jednak sezonu przejściowego, mimo że zaczynał niemal od zera po stracie Harry’ego Kane’a. Wprawdzie nie udało się wrócić do Ligi Mistrzów, ale nie jest to cel, przez który powinniśmy definiować postęp drużyny. Tottenham błyskawicznie przeskoczył kilka szczebli w górę i jest na wyższym etapie rozwoju niż logicznie można było zakładać w momencie prezentacji nowego trenera. Pierwszy etap weryfikacji Postecoglou przeszedł więc pozytywnie. Teraz szybciej będziemy mogli się przekonać czy jest on menedżerem, z którym Koguty mogą grać o najwyższe cele.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,880FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ