Thomas Tuchel masterclass to za mało – Real melduje się w półfinale (KOMENTARZ)

Tydzień temu, kiedy Chelsea przegrała z Realem na Stamford Bridge w pierwszym ćwierćfinałowym spotkaniu Thomas Tuchel został zapytany, czy odrobienie strat w drugim spotkaniu jest możliwe. – Nie. W tym momencie nie – odpowiedział szkoleniowiec Chelsea. I choć ostatecznie jego zespół odpadł z Ligi Mistrzów to stworzył widowisko, które zapamiętamy na długo. W 90 minut zdążyli odrobić dwubramkową stratę, a nawet wyjść na prowadzenie w dwumeczu, ale ostatecznie Real odrobił straty i awansował do półfinału.

REKLAMA

Thomas Tuchel postawił na intensywność

Udzielając negatywnej odpowiedzi na wyżej przytoczone pytanie Thomas Tuchel nie miał na myśli, iż dwumecz jest całkowicie zamknięty. Niemiecki szkoleniowiec nawiązywał do aktualnej gry swojego zespołu. Mecz z Realem Madryt poprzedzała porażka aż 1:4 z Brentford – beniaminkiem Premier League. Na piątkowej konferencji przed spotkaniem z Southampton Tuchel sporo czasu poświęcił szeroko pojętej intensywności. Nic dziwnego, bo przeciwko Realowi Chelsea pressowała zwyczajnie słabo. Zostawiali rywalom czas i miejsce na spokojne rozegranie. Powrót do pryncypiów, czyli znakomitej organizacji gry defensywnej – począwszy od zawodników ofensywnych – która dała Chelsea w poprzednim sezonie puchar dla najlepszej drużyny w Europie miał być podstawą na mecz z Realem.

Próbę generalną Chelsea odbyła w sobotę przeciwko Southampton. The Blues rozbili przeciwnika aż 6:0, a wyjściowa jedenastka w porównaniu do tej na wczorajszy mecz z Realem różniła się tylko jednym zawodnikiem. W miejsce Andreasa Christensena wskoczył Reece James, który po kontuzji jest oszczędnie wprowadzany w rytm meczowy weekend – środek tygodnia – weekend. Na Santiago Bernabeu The Blues od 1. minuty rzucili się rywalom do gardeł i skuteczny pressing pozwolił im przejąć kontrolę nad spotkaniem. Jedna z bramek padła nawet po agresywnym doskoku i odbiorze piłki na połowie rywala, ale została anulowana przez minimalne dotknięcie piłki ręką Marcosa Alonso tuż przed strzałem.

Dobór taktyki i personaliów

Po pierwszym spotkaniu obu zespołów wytykaliśmy błędy w budowie kadry na ten sezon działaczom Chelsea. Z tego też powodu byłem bardzo ciekawy, jaką taktykę opracuje Thomas Tuchel na rewanżowe starcie z Realem. Niemiec zaskoczył, ponieważ zdecydował się na ustawienie hybrydowe. Kluczowym zawodnikiem dla takiego systemu był piłkarz nieoczywisty – Ruben Loftus-Cheek. Anglik teoretycznie pełnił rolę prawego wahadłowego, ale często schodził do środka stając się trzecim środkowym pomocnikiem. Po jednym z takich zejść zaliczył asystę drugiego stopnia przy pierwszym golu zespołu. Pomysł na Real Tuchel musiał mieć już w głowie od dobrych kilku dni, bo z tego wariantu skorzystał już w sobotę przeciwko Southampton. Nie była to raczej próba zaskoczenia rywala, a sposób na neutralizację najsilniejszych ich punktów. W pierwszym spotkaniu mnóstwo kłopotów defensywie Chelsea sprawiała szybkość Viniciusa, a najlepszym rozwiązaniem na zatrzymanie Brazylijczyka było ustawienie Reece’a Jamesa jako trzeciego środkowego obrońcę. A to zmuszało do kombinowania na prawym wahadle.

Obaj zawodnicy gwarantują również to, o co Tuchelowi w tym meczu chodziło – intensywność. To samo można powiedzieć o środku pola The Blues. Kante i Kovacic to duet, który od jakiegoś czasu genialnie ze sobą współpracuje. Zwłaszcza Chorwat rozegrał fantastyczny mecz i potwierdził, że w takich intensywnych spotkaniach, kiedy oba zespoły starają się zakładać pressing wysoko (Real nie robił tego nagminnie, ale zdarzało im się) jest nieoceniony. Wnosi dużo jakości zarówno z piłką, jak i bez niej. Świetnie pracuje w odbiorze i potrafi uwolnić się spod nacisku przeciwnika dzięki umiejętnościom technicznym, motorycznym i skutecznej ochronie piłki. Mam wrażenie, że pominięcie go przez Tuchela w selekcji na pierwsze ćwierćfinałowe spotkanie było błędem, który całościowo mógł przechylić szalę na niekorzyść Chelsea.

Piłkarze wielkich meczów

Thomas Tuchel zrobił wszystko dobrze. Przygotował bardzo nieoczywisty, ale niemal idealny plan na ten mecz. Po raz któryś w prawie 1,5-rocznej przygodzie z Chelsea udowodnił, że świetnie potrafi nakreślić plan na konkretne spotkanie. I teraz właśnie spijałby śmietankę, gdyby nie Luka Modrić. Asysta, jaką zaliczył Chorwat będzie pojawiać się w każdej kompilacji najlepszych zagrań obecnej edycji Ligi Mistrzów. To był przebłysk geniuszu. I na takich zrywach indywidualności „jedzie” Real Madryt. Królewscy mają doświadczonych zawodników o wielkich indywidualnościach, a oni najczęściej przypominają o swojej klasie właśnie w takich momentach. W meczach o gigantyczną stawkę, kiedy oczy całego piłkarskiego świata są na nich skierowane. Tydzień temu zachwycaliśmy się Benzemą, dziś cmokamy nad Modriciem. Nikt nie potrafi skarcić rywali za drobne błędy tak, jak Królewscy. Wykorzystywanie momentów sprzyjających opanowali do perfekcji.

Jednakże, aby nie sprowadzać zwycięstwa Realu tylko do indywidualności to warto poświęcić również trochę miejsca Carlo Ancelottiemu. Doświadczony szkoleniowiec często jest krytykowany za zmiany, ale tak się składa, że jego roszady miały znaczny wpływ na awans Realu najpierw do 1/4, a teraz półfinału. Wprowadzeniem Camavingi za Kroosa – podobnie, jak przeciwko PSG – Real zaczął nawiązywać bardziej równorzędną walkę w środku pola. W 78. minucie Ancelotti zdjął nawet Casemiro, a do centrum boiska przesunął Fede Valverde. Modric – Camavinga – Valverde. Tak wyglądało zestawienie środka pomocy Królewskich. Carletto na intensywność odpowiedział intensywnością. I to przejęcie bezpańskiej piłki przez Camavingę na połowie rywala zapoczątkowało akcję bramkową, która dała Realowi półfinał Ligi Mistrzów.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,617FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ