Stagnacja czy stabilizacja? Nietypowy przypadek Crystal Palace

Z jednej strony jest to ich jedenasty sezon w Premier League. Dłuższy staż w elicie od momentu ostatniego awansu ma tylko osiem klubów. W ciągu tych dziesięciu lat ani razu nie byli zamieszani w walkę o utrzymanie. Za każdym razem zdobywali ponad 40 punktów, a najniżej skończyli rozgrywki na piętnastym miejscu. Z drugiej strony w tym czasie ani razu też nie grali w europejskich pucharach i tylko raz zakończyli sezon w górnej połowie tabeli (10. miejsce w rozgrywkach 2014/15). Nigdy też nie przekroczyli bariery 50 punktów w jednej kampanii. Crystal Palace przez ostatnią dekadę stało się typowym średniakiem dolnej części tabeli.

REKLAMA

Ani w górę, ani w dół

Niemal każdy klub miewa wzloty i upadki. Najlepszym przykładem jest historia Leicester. W ostatnich 10 latach, które Crystal Palace nieprzerwanie spędza w elicie, Lisy zdążyły najpierw do niej awansować, następnie wywalczyć mistrzostwo, dwukrotnie zaznać smaku gry w Lidze Europy, wygrać Puchar Anglii, a na koniec wrócić do Championship. Wszystko wskazuje również na to, że w następnych rozgrywkach ponownie zobaczymy ich na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. W tym samym czasie Fulham trzykrotnie spadało, a później awansowało do Premier League. Jeszcze częściej ligę zmieniało Norwich, które zaliczyło tyle samo awansów, ale jeden więcej spadek.

W ostatniej dekadzie z Premier League żegnało się 20 różnych zespołów. W europejskich pucharach z kolei grało 15 drużyn. Aż cztery (Aston Villa, Newcastle, Leicester i Southampton) zarówno spadało z ligi, jak i miało okazję reprezentować Anglię w Europie. Doliczając do tego Brighton oraz Wolves, które – co prawda nie spadały w ostatnich 10 latach, ale też grały w Championship – jest to aż sześć zespołów, które w minionej dekadzie znajdowały się na dwóch skrajnych biegunach. Zupełnie przeciwnie jest w przypadku Crystal Palace. Orły w tym czasie za każdym razem kończyły sezon pomiędzy dziesiątym, a piętnastym miejscem, mając w dorobku pomiędzy 41, a 49 punktów.

Bezpieczeństwo ponad wszystko

Jedni nazwą to stabilizacją, inni stagnacją. Właściciel klubu Steve Parish za najważniejszy cel stawia utrzymanie w Premier League i nie lubi podejmować ryzyka. Gdy w sezonie 2017/18 nowy wówczas trener Frank De Boer, który chciał wprowadzić bardziej atrakcyjny styl gry, przegrał pierwsze cztery mecze, został zwolniony już po nieco ponad dwóch miesiącach, a jego miejsce zajął bardziej pragmatyczny Roy Hodgson. Zresztą podobnie było w poprzedniej kampanii. Kiedy po 27 kolejkach Crystal Palace miało tylko trzy punkty nad strefa spadkową, pożegnało się z ówczesnym trenerem Patrickiem Vieirą. Misję utrzymania ponownie powierzono Hodgsonowi.

Oczywiście Steve Parish miał powody do zwolnienia Vieiry. Od początku 2023 roku Orły nie wygrały wówczas żadnego z 13 meczów. Niemniej jednak, z 12 spotkań w lidze jedynym przeciwnikiem, który zakończył sezon poza pierwszą dziesiątką była Chelsea. Crystal Palace miało wówczas bardzo trudny terminarz, a francuski szkoleniowiec stał się niejako jego ofiarą. Jako, że w trzech następnych starciach Palace mierzyło się akurat z Leicester, Leeds i Southampton – a więc trzema spadkowiczami – Parish mógł dać Vieirze ostatnią szansę. Zwłaszcza, że pierwszy sezon pod jego wodzą był całkiem obiecujący.

Ostatecznie to Roy Hodgson przejął zespół i pewnie utrzymał go w elicie z jedenastoma punktami przewagi nad strefą spadkową. Można się spierać, ile w tym było zasługi samego trenera, ale ile sprzyjającego terminarza. Niemniej jednak mimo, że 76-letni szkoleniowiec podpisał kontrakt tylko do końca sezonu, w klubie postanowiono przedłużyć z nim umowę na kolejny rok. Crystal Palace mogło wziąć młodego, obiecującego trenera, który będzie chciał czegoś więcej niż tylko utrzymanie (np. Andoniego Iraolę, który ostatecznie trafił do Bournemouth). Jednak znów nie podjęło ryzyka i postawiło na bezpieczeństwo. Woleli sprawdzonego Hodgsona, który teoretycznie zagwarantuje im spokojne pozostanie w Premier League.

Crystal Palace wciąż niepewne utrzymania

Niemniej jednak, po 24 kolejkach trwającego sezonu wcale nie jest to takie pewne. Co prawda Orły zajmują 15. miejsce i mają pięć punktów przewagi nad strefą spadkową, jednak ich ostatnie wyniki i sytuacja kadrowa nie napawają kibiców optymizmem. Ekipa Hodgsona wygrała tylko trzy z 19 ostatnich spotkań we wszystkich rozgrywkach. Dwa z tych zwycięstw odniosła przeciwko dwóm ostatnim zespołom w tabeli – Burnley (2:0) i Sheffield (3:2). Trzecie to wygrana z będącym wówczas w bardzo słabej formie Brentfordem (3:1). Co jednak gorsze, żadna z tych wygranych nie była w przekonującym stylu. Palace wygrywało nie w wyniku lepszego planu na mecz, a bardziej dzięki indywidualnościom czy wybitnej skuteczności.

Przeciwko Burnley podopieczni Hodgsona w całym spotkaniu oddali tylko cztery strzały przy 17 rywali. Co prawda – według danych z Understat – współczynnik xG obu drużyn był na podobnym poziomie (1,50 – 1,44 na korzyść The Clarets), jednak to ekipa Vincenta Kompany’ego była stroną dominującą. Również przeciwko Brentford i Sheffield Orły były niezwykle skuteczne. W tych meczach zdobyli razem sześć bramek, mimo że łącznie ich xG było niższe niż 3. Niemniej jednak, mieli oni w swoim składzie zawodników, którzy są w stanie decydować o losach meczów – Michaela Olise i Eberechiego Eze.

Crystal Palace oparte na indywidualnościach

Wspomniana wyżej dwójka brała udział we wszystkich sześciu golach w meczach z Sheffield i Crystal Palace. Co więcej, przy dwóch z nich Olise asystował Eze, a więc łącznie uzbierali osiem punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Problemem Roya Hodgsona jest to, że w trwającej kampanii obaj zmagają się z licznymi urazami. Jak dotąd tylko cztery mecze rozpoczynali oni razem w wyjściowej jedenastce. Co gorsza, w jednym z nich – przeciwko Luton (1:2) – Eze musiał opuścić boisko z powodu kontuzji na samym początku drugiej połowy. W pozostałych trzech Orły zdobyły sześć punktów (dwie wspomniane wcześniej wygrane i porażka 1:3 z Chelsea) oraz zdobyły siedem goli. Wszystkie były dziełem duetu Olise i Eze.

Oczywiście trzeba oddać Royowi Hodgsonowi, że potrafi on wyciągnąć maksimum potencjału z obu tych piłkarzy. Niemniej jednak, opieranie całej gry ofenywnej na indywidualnych umiejętnościach dwóch zawodników jest nieco ryzykowne. Zwłaszcza, że obaj w trwającym sezonie mają notoryczne problemy ze zdrowiem. Dla kontrastu, w sześciu meczach, w których zarówno Eze, jak i Olise nie wychodzili w podstawowym składzie Orły zdobyły tylko jeden punkt i strzeliły cztery bramki. Utrzymanie Crystal Palace w dużej mierze zależy właśnie od ich dostępności. Jeżeli Crystal Palace pozostanie w elicie na kolejny – dwunasty już – sezon będzie to głównie zasługa Michaela Olise i Eberechiego Eze. A nie zatrudnienia Roya Hodgsona, co Steve Parish postrzegał jako gwarancję utrzymania i stabilizacji.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,607FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ