Po spotkaniach z Bologną, Napoli i Juventusem przed „Giallorossimi” stanęło kolejne ciężkie zadanie. Na Stadio Olimpico przyjechała bardzo niebezpieczna Atalanta Gian Piero Gasperiniego. Zespół włoskiego szkoleniowca przed meczem z Romą wygrał trzy z czterech ostatnich spotkań. Dlatego ekipa Jose Mourinho musiała wznieść się na wyżyny swoich możliwości by wygrać to spotkanie. Było to tym bardziej kluczowe jeśli popatrzymy na konkurencję, która nie zamierza odpuszczać, a jednocześnie nie unika problemów. Ścisk w górnej części tabeli jest bardzo duży, dlatego każde zwycięstwo jest na wagę złota. Wiedziały o tym obie ekipy.
Szybkie trafienie otworzyło spotkanie
Atalanta postanowiła mocno otworzyć mecz. Ruszyli na swoich przeciwników i stwarzali sobie sytuacje. W pewnym momencie wyszli z kontratakiem. Wykorzystali chwilę nieuwagi obrony „Giallorossich” i wyszli na prowadzenie. Podanie Alekseya Miranchuka w 8. minucie na gola zamienił Teun Koopmeiners. Drużyna Gian Piero Gasperiniego szybko otworzyła wynik rywalizacji. Tym tylko zdenerwowała piłkarzy Jose Mourinho, którzy nie zamierzali próżnować i ruszyli do odrabiania strat.
Goście po strzelonym golu zostali niemal zepchnięci pod swoje pole karne. Roma ruszyła z dwojoną siłą na swoich rywali i z minuty na minutę stwarzała coraz więcej okazji. Niczym podrażniony byk wyglądali piłkarze Jose Mourinho. Nacierali i aż dziw brał jak dobrze te ataki wyglądały. Sytuacje bramkowe stwarzane przez Romę stawały się coraz bardziej konkretne i gol dla gospodarzy był tylko i wyłącznie kwestią czasu. Imponowała reakcja „Giallorossich” na straconą bramkę. Wzmocnili obronę i przede wszystkim z chęcią atakowali. Wiedzieli, że nie mogą przegrać tego spotkania. W ich grze emanowała pewność siebie i wiara we własne umiejętności. W 39. minucie Paulo Dybala pewnym strzałem wykorzystał rzut karny i mecz tak naprawdę zaczynał się od nowa. Roma dopięła swego. Po niemrawym początku strzeliła gola wyrównującego, zmazując plamę i dość szybko wracając do spotkania.
Niezła połowa w wykonaniu Romy. Zawodziła jednak skuteczność i zachowanie zimnej krwi w kluczowych momentach. Tak naprawdę „Giallorossi” powinni prowadzić do przerwy. Atalanta miała problem z zatrzymaniem zapędów ofensywnych lewym skrzydłem Nicoli Zalewskiego, szybkich podań Paulo Dybali, czy ucieczek spod krycia Romelu Lukaku. Przez to musieli uciekać do coraz to brutalniejszych fauli. Duża intensywność i otwartość w grze, w której lepiej sobie radziła Roma. Poza golem goście nie mieli zbyt wiele do powiedzenia.
Atalanta próbowała wytrącać Romę z rytmu
Roma dalej grała swoje. Wciąż była zespołem, który był tym lepszym na boisku. Można było odnieść wrażenie, że piłkarze Atalanty przyjechali do Rzymu po to by tylko faulować swoich przeciwników. W ich zachowaniu jednak imponowało jak szybko potrafili za sprawą kilku podań przedostać się pod bramkę Ruiego Patricio. Gospodarze musieli być czujni. Podopieczni Mourinho mieli wszystko pod kontrolą, lecz im dłużej nie potrafili wykorzystać swoich okazji, tym bardziej do roboty zaczynała się brać ekipa Gasperiniego. Brakowało skuteczności gospodarzom. Byli lepszym zespołem. Szkoda, że wynik nie do końca to odzwierciedlał.
Atalanta grała tak, żeby możliwie jak najbardziej przeszkadzać swojemu przeciwnikowi. Owszem szukali swoich okazji bramkowych, lecz nie to było dla nich najważniejsze. Celem numer jeden było granie tak, by utrudnić życie kluczowym zawodnikom Romy jak Paulo Dybala, Lorenzo Pellegrini czy Romelu Lukaku. Przez to mecz stawał się coraz bardziej anemiczny i usypiający. „Giallorossi” próbowali, lecz nie byli w stanie wcisnąć drugiego gola, który dałby im zwycięstwo. Tak jakby wszystkie swoje siły zużyli na pierwszą połowę i w końcowej fazie spotkania brakowało kreatywności i polotu.
Goście już nawet nie byli w stanie wyjść z kontratakiem. Gospodarze nacierali, lecz im dłużej trwały ich ataki tym można było odnieść wrażenie, że nic z tego nie będzie. Zespół Gian Piero Gasperiniego wywozi cenny punkt ze Stadio Olimpico i awansuje na 6. miejsce w tabeli. Roma jest ósma i znów nie wykorzystała okazji, aby zbliżyć się do top 4.