Probierz, polska piłka, Nieciecza, Beverly Hills 90210.

Lubię od czasu do czasu odsunąć się od polskiej piłki. Popatrzeć na to wszystko z boku jak na spektakl. Trochę takiej klasy B, ale jednak mimo wszystko jest to sztuka. Mam początek roku, więc nie mam wielkich oczekiwań. A wtedy wchodzi piękny umysł. Panna na wydaniu. Człowiek, który jeśli byłbym superbohaterem, to miałby ksywę „Bumerang”. Michał Probierz.

REKLAMA

Żarty żartami, ale ja szczerze mówiąc, się trenerowi nie dziwię. Z tym Bruk-Betem i ustaleniami, to trochę jak z tym żartem za komuny spod szyldu „Radia Erewań”. Słuchacze pytają: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach Dworca Warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną. No i tak też było i tym razem. Miała być duża władza i kompetencje, a jednak władza jest, ale nie u niego, a co do kompetencji przełożonego też można mieć wątpliwości.

Czy jednak Probierz sobie trochę na to nie zasłużył?

Przypomnijmy sobie. Probierz niczym szeryf wchodzący do Cracovii. Profesor Filipiak niczym burmistrz miasteczka ogłasza, że „Pasy” teraz wejdą z buta w drzwi saloonu o nazwie „Puchary”. Wielka władza, kompetencje. Roślina podlana, whisky schłodzona na tryumfy. No i fakt, co nieco udało się wygrać. Jednak to trochę jak wyścig żółwia z zającem. Żółw wygra, cudem, raz na 100 razy. Tyle tylko, że cuda mają to do siebie właśnie, że za często się nie zdarzają. Inaczej nie byłyby one cudami.

Jak dziś pamiętam, gdy trener Probierz mówił o tym, że nie stawia się na Polaków, młodzież, że lidze brakuje impulsu do rozwoju. Jeszcze wcześniej były żale o braku treningowej bazy. Probierz, niczym trybun ludowy na Forum Romanum, walczył o szanowanie pracy trenerów w takich spartańskich warunkach. Jak się to skończyło? Piłkarską wersją programu „Europa da się lubić”, rodzyneczkiem Niemczyckim i wieloma innymi kwestiami w tle. Jednak o tym pisał, myślał, grzeszył myślą i czynem, kolega redakcyjny od „Kącika Pasów”. Nie zabiorę mu tej przyjemności, bo zawsze mam kadrę.

Teraz reprezentacja brzmi jak nieśmieszny żart

Pamiętacie, całkiem nie tak dawno temu, jak przepowiadano „polskiemu Guardioli” (swoją drogą polski Guardiola, bo ktoś jest łysy i ma ten sam zawód, to tak jak łysemu dzielnicowemu powiedzieć „polski Kojak”) pracę z kadrą? Prawdopodobnie po krakowskim epizodzie ta opcja się oddaliła. Zaś po aferce z Bruk-Betem Termalicą, jedyną kadrą, jaką może zarządzać to ta obsługująca sieć marketów Dino. Jeśli istnieje jakakolwiek personifikacja tego obrazka o wkładaniu sobie kija w szprychy, to jest nią właśnie on.

Swoją drogą jakie to śmieszne, patrzeć na to z perspektywy czasu. Któż to nie miał być już zbawcą polskiej myśli trenerskiej. Michniewicz? Teraz lekko na minusie, ale ma mocne plecy. Nowak? W USA był, się zna. Hajto? Swego czasu świetny ekspert od piłki niemieckiej, jednak wszystko przesłoniła jedna sprawa. Wiadomo jaka. Chociaż bardziej bym go widział w logistyce, mianowicie transportu papierosów. W tym ma doświadczenie. No i teraz Probierz. Wypalony ewidentnie, niczym dżungla w Wietnamie po amerykańskim napalmie.

Koniec końców wracamy do punktu wyjścia, gdzie jesteśmy sparzeni po Sousie, który nas „porzucił i zdradził”, a ślinimy się ukradkiem na myśl Cannavaro, Pirlo, Prandellim, a i pewnie znajdą się fani Granta, a może i Trapattoniego, który akurat będzie się nudził, siedząc na bujanym fotelu i dziergając na drutach. Parafrazując serial „Californication”: jesteśmy łatwi, ale niech nie myślą, że puszczalscy.

Michniewicz, Probierz, Nowak, wszyscy mają jeden mianownik

Każdy z nich jest na swój sposób wypalony. Nie oszukujmy się. Wystarczy wspomnieć, że jeszcze w grze o kadrę jest Nawałka. Tak, ten sam, który po mundialu w Rosji (za pęknięciem balonika) gdyby mógł, to zostałby ścięty na gilotynie za niski pressing. Tymczasem liczyliśmy, bądź niekiedy jeszcze w tej Narnii liczymy, że za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko się odmieni i będziemy grać super gałę.

Zrozumiejmy to, że jesteśmy średnią półką. Średnią, ale wiecie, taką niższą, na takie towary niezbyt lubiane z dyskontu. Jeśli chcemy to zmienić, to musimy zadbać o jakość naszych produktów. Nie tak, że mamy parę indywidualnych perełek, a konkretną markę.

A ostatnim towarem „eksportowym” na Europę była Legia, która się popisała „jazdą z kurwami” i masażem dziąseł piłkarzy.

REKLAMA

Jednak tak to jest, że najlepiej krzyczeć, zamiast usiąść nad deską kreślarską i coś zacząć budować. Bo ktoś to zrobi. Kiedyś.

A ja mam kurwa dwa metry.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ