Oleksandr Usyk w swojej karierze pięściarskiej wygrał praktycznie wszystko, co mógł wygrać. Mimo to, rewanż z Anthonym Joshuą był dla niego pojedynkiem wyjątkowym. Po pierwsze — Ukrainiec miał szansę potwierdzenia, że zwycięstwo odniesione przed rokiem nie było przypadkiem. Po drugie — starciu nadano dodatkowy „smaczek”. Usyk od wielu tygodni jasno deklarował swoją motywację. Chciał dać swoim pogrążonym w wojnie rodakom chwilę radości.
Amerykańskie media doskonale wyczuły „klimat” pojedynku, więc już przed walką starały się przekonywać, że to prezydent Wołodymyr Zełenski wysłał Usyka na misję, której po prostu nie może przegrać. Oczywiście, całą otoczkę wolimy przyjmować ze sporym dystansem, ale faktem jest, że na Oleksandra spadła ogromna presja. W praktyce nie było tego widać w ringu.
Obaj pięściarze od początku byli aktywni, ale nie obserwowaliśmy wielu spektakularnych kombinacji, a pojedyncze ciosy. O przebiegu początkowych rund najlepiej niech świadczy… bardzo duża różnica w ocenach. Śledząc opinie wielu ekspertów w mediach społecznościowych zauważyłem zarówno wpisy sugerujące przewagę Usyka jak i te wskazujące na wyraźne prowadzenie Joshuy. Wydaje się jednak, że to Brytyjczyk trafiał częściej i celniej.
W czwartej rundzie Usyk postanowił przejść do ofensywy i to on skuteczniej punktował
Co nie mniej ważne, zaczęła zarysowywać się jego przewaga szybkościowa. Joshua skupił się na poszukiwaniu ciosów na korpus, Usyk z upływem czasu czuł się jednak coraz pewniej, realizując swój pomysł na walkę. Był zaskakująco spokojny i pewny. Mobilność Ukraińca mogła robić wrażenie.
W rundzie dziewiątej to Joshua ruszył do ataku, a Usyk przeżywał trudne chwile. Wraz ze zmęczeniem obu zawodników, pojawiło się coraz więcej luk w ich defensywach i coraz więcej okazji na zaskoczenie rywala.
Taktyczna batalia coraz częściej przynosiła spektakularne szarże z obu stron. W tym momencie to Joshua był w mniej korzystnej sytuacji, bowiem wydawało się, że Ukrainiec prowadzi na kartach sędziowskich. Brytyjczyk próbował ciosów na korpus, ale Usyk potrafił „dowieźć” swoją przewagę do końca i po 12 rundach, to jego ręka powędrowała w górę w geście zwycięstwa. Zaskakujące jedynie, że jeden z sędziów wskazał na AJa…
To był świetny pokaz boksu z obu stron. Zgadzam się z opinią, że obaj zaprezentowali się jeszcze lepiej niż w pierwszym pojedynku, ale zwycięzca mógł być tylko jeden. Co ciekawe, Ukrainiec w wywiadzie po walce jasno wskazał swojego kolejnego rywala, którym ma być… „emerytowany” Tyson Fury.