Oficjalnie: Rafa Benitez zwolniony z Evertonu

Porażka z Evertonem przelała czarę goryczy. Po tygodniach niepowodzeń na Goodison Park doszli do wniosku, że dalsza współpraca z hiszpańskim szkoleniowcem nie ma sensu. Rafa Benitez z pewnością nie zaliczy tego epizodu do udanych. Nie tak wyobrażał sobie powrót do Premier League.

REKLAMA

Miłe złego początki

Zanim Rafa Benitez pojawił się na Goodison Park już przez wielu kibiców Evertonu był na cenzurowanym. W końcu Hiszpan z sukcesami pracował dla największego rywala The Toffees, Liverpoolu, więc fani niespecjalnie pałali sympatią do Beniteza. Wśród osób decyzyjnych zadecydował jednak pragmatyzm. Potraktowano Hiszpana jako pracownika, który przychodzi odbębnić swoją robotę. A jako, że warsztat ma bardzo dobry to liczono, że z nim Everton wreszcie wróci do europejskich pucharów.

Start Rafy Beniteza był bardzo obiecujący. W letnim okienku transferowym włodarze The Toffees nie rozpieścili nowego szkoleniowca. Nikt w Premier League nie wydał mniej. Hiszpan jednak potrafił zrobić użytek z nowych nabytków. Zarówno Demarai Gray, jak i Andros Townsend notowali świetne liczby na początku sezonu. Po 7 kolejkach mieli łącznie 6 goli i 3 asysty, a Everton październikową przerwę na reprezentację spędził na 5. miejscu w tabeli. Benitez z ograniczonych zasobów wyciągał naprawdę dużo. Zwłaszcza, że na początku sezonu, już w 3. kolejce, przez kontuzję na długi czas wypadł Dominic Calvert-Lewin, na którym opierała się niemal cała taktyka Evertonu.

Rafa Benitez się pogubił

Od tego momentu nastąpił spektakularny zjazd zespołu z Goodison Park. W dwunastu następnych meczach Everton zgromadził zaledwie 5 „oczek”. Przegrywali z Watfordem i Norwich, a jedyne punkty wyrywali zespołom z czołówki – Arsenalowi (zwycięstwo) oraz Tottenhamowi i Chelsea (remisy). Winę za taki obrót spraw Rafa Benitez może zrzucić na kontuzje czołowych zawodników. Calvert-Lewin w tym sezonie Premier League był dostępny tylko na 5 spotkań. Yerry Mina od październikowej przerwy reprezentacyjnej zmaga się z problemami. Richarlison od pierwszej minuty wychodził tylko w nieco ponad połowie spotkań (10 na 19). Abdoulaye Doucoure opuścił 4 mecze na przełomie października i listopada. Przy ograniczonej liczbie jakościowych piłkarzy w kadrze Benitez często musiał kleić na ślinę i papier.

Zdając sobie sprawę z ograniczonego materiału ludzkiego trener często nastawiał zespół bardzo defensywnie. Tylko Newcastle ma średnie niższe posiadanie piłki w tym sezonie, a zaledwie cztery zespoły mają wyższy wskaźnik PPDA (passes per defensive action) określający na ile średnio podań pozwala dany zespół przed próbą odbioru piłki. Oznacza to, że Everton gra bardzo pasywnie oddając inicjatywę rywalowi. Nie taki zespół – bojaźliwy, grający na niskiej intensywności i bez pomysłu – wyobrażano sobie na Goodison Park.

Zachowawczy sposób gry nie podobał się piłkarzom i otwarcie skrytykował to Lucas Digne. Rafa Benitez odstawił Francuza od składu, a zarząd w tej wewnętrznej walce poparł trenera i pozwolił na sprzedaż jednego z najlepszych zawodników klubu ostatnich lat do ligowego rywala, Aston Villi. Kilka dni później na Goodison Park nie ma już także Beniteza. Jak to świadczy o osobach decyzyjnych klubu? Odpowiedzcie sobie sami.

Nowy trener nie rozwiąże wszystkich problemów

Everton od kilku lat toczy choroba. Za wyjątkiem minionego lata w klubie regularnie wydają bajońskie sumy na nowych piłkarzy, ale w żaden sposób nie przekłada się to na rezultaty. Na Goodison Park mają mocarstwowe ambicje, ale to tyle. Nie mają planu ani know-how, jak wykorzystać swój potencjał. Restrukturyzacji wymaga niemal cały klub. Trzeba zmienić politykę transferową i gruntownie przebudować dział skautingu. Zacząć kompletować kadrę z głową i dobierać zawodników o odpowiedniej charakterystyce, bo dotychczas często wyglądało to tak, jakby Everton brał z rynku zawodników, których zaproponuje akurat zaprzyjaźniony agent.

Zwolnienie Beniteza to tylko opuszczenie hamulca ręcznego, na którym aktualnie grał Everton. Z nowym trenerem zespół zapewne będzie bardziej atrakcyjny do oglądania i odważniejszy. Niemniej jednak, kadrowo tej drużynie nadal brakuje wiele, aby spełniać ambicje właścicieli klubu. I bez gruntownych zmian począwszy od „góry” Everton nie ma szans, aby zasłużyć na miano klubu „best of the rest”.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,594FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ