Nie ma Kane’a, nie ma wygranej Tottenhamu. Podział punktów w Londynie

Brentford w sezonie 2022/2023, w którym zajął 9. miejsce zdobył wówczas 13 punktów więcej niż w pierwszym sezonie po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Drużyna Thomasa Franka jest postrzegana jako solidny ligowiec. Różnica między tymi drużynami na koniec ubiegłego sezonu wynosiła zaledwie jeden punkt. Zadziwiająca statystyka, biorąc pod uwagę, że ostatnim razem, gdy Tottenham zdobył trofeum (Puchar Ligi) w 2008 roku, Brentofrd zajął 14. miejsce w League Two. W obliczu transferu Harry’ego Kane’a do Bayernu Monachium, nowy trener Ange Postecoglou stanowczo zapewniał, że jego drużyna nie będzie rozproszona przez ten fakt. Tym meczem „Koguty” miały nam to pokazać. Zadanie nie należało do łatwych, ponieważ ze „Pszczołami” na ich terenie gra się bardzo ciężko.

REKLAMA

Twarde i otwarte spotkanie

Od samego początku było widać w piłkarzach Tottenhamu rękę Ange Postecoglou. Cały zespół znakomicie pressował. Cała drużyna była nastawiona na ofensywę. Taka gra w 11. minucie sprawiła, że goście wyszli na prowadzenie. Swoją pierwszą asystę w barwach Spurs zaliczył James Maddison, a dośrodkowanie z rzutu wolnego na gola zamienił Cristian Romero. Jednak „Koguty” zamiast iść za ciosem to oddali pole gry swoim rywalom. Nie kwapili się do podwyższenia wyniku. Dlatego podopieczni Thomasa Franka znakomicie to wykorzystali. Najpierw w 27. minucie rzut karny wykorzystał Bryan Mbeumo. Następnie w 37. minucie „Pszczoły” wyszły już na prowadzenie za sprawą Yoane Wissy.

Tottenham w pewnym momencie stanął. Już tak ochoczo nie wyprowadzał ataków. Jeśli nawet je próbował przeprowadzić, natychmiast były one powstrzymywane. Znakomicie działała obrona gospodarzy. Stracili raz koncentrację przy stałym fragmencie gry, lecz szybko naprawili swój błąd. Lepiej się nie dało odpowiedzieć, niż strzelając swoim rywalom dwa gole. Gdy wydawało się, że gospodarze będą schodzić na przerwę prowadząc, do głosu znów doszedł Tottenham. A dokładniej Emerson Royal, który w 49. minucie spotkania wyrównał wynik spotkania. Cios za cios.

W szykach obronnych Tottenham krwawił. Brentford nie miało zbyt dużych problemów, aby przedrzeć się pod bramkę strzeżoną przez Guglielmo Vicario. Ofensywa to nie wszystko, a nawet ją łatwo było dzisiaj zatrzymać. Niemniej jednak pierwsza połowa w wykonaniu obu zespołów to bardzo przyjemne dla oka widowisko. Duża intensywność i chęć do grania. W dodatku obie ekipy próbowały budować swoje akcje od defensywy. O odpuszczaniu mowy tutaj nie było.

Dążenie do decydującego gola

Druga połowa zaczęła się bardzo podobnie jak ta pierwsza. Podopieczni Ange Postecoglou ruszyli na swoich rywali i zdominowali ich przede wszystkim w środkowej części boiska. Gol dla gości wisiał nad stadionem Brentfordu. Brakowało przysłowiowej kropki nad „i”, bądź po prostu… Harrego Kane’a. James Maddison był tym kim często był angielski snajper. Brał na siebie odpowiedzialność za grę. Można było odnieść wrażenie, że był wszędzie, lecz jego koledzy z drużyny nie potrafili jego starań zamienić na gole. Harry Kane często sam sobie kreował sytuacje, jednocześnie je wykańczając.

W drugiej połowie bardziej chętni na strzelenie trzeciego gola byli goście. Jednak Thomasa Franka przyzwyczaiła nas już do tego, że potrafi czekać na swoje szanse. Nawet najmniejsze błędy swoich rywali potrafią zamienić na coś pożytecznego. Z biegiem czasu widowisko zaczęło się uspokajać. Nie było już takiej werwy w piłkarzach, co w pierwszej połowie. Obie drużyny bardziej się zamknęły i pilnowały dosyć korzystnego wyniku. Można było odnieść przez chwilę wrażenie, że wynik 2:2 urządza obie ekipy. A jakby wpadł gol na 3:2 to na pewno nikt by się nie obraził. Niemniej jednak, taki gol nie padł, a spotkanie zakończyło się bramkowym remisem. Wynik został ustalony tak naprawdę w pierwszej połowie.

Brentford – Tottenham 2:2 (Mbeumo 26′, Wissa 36′ – Romero 11′, Emerson Royal 45+4′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,593FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ