Gdy trzy lata temu Borussia Dortmund sprowadzała do siebie Nico Schulza za niecałe 30 mln euro, na usta automatycznie mogła nasunąć się teza, że jest to świetny ruch transferowy w wykonaniu władz klubu z Westfalii. Dzisiaj kibice BVB najchętniej wywieźliby go z Signal Iduna Park samodzielnie, na taczkach. Media podają, że w Dortmundzie byliby zadowoleni, gdyby Niemiec po prostu opuścił tego lata klub — nawet bez żadnej opłaty transferowej. To tylko pokazuje, jak wiele to trzy lata w piłce i jak duży zjazd zaliczył 12-krotny reprezentant Niemiec. Od pierwszego wyboru Juliana Nagelsmanna w przebojowym Hoffenheim… do niechcianego w drugiej sile niemieckiej piłki. Wejść na szczyt to jedno, a utrzymać się na nim to drugie.
Nico Schulz wyrobił sobie renomę solidnego „bundesligowca”, dzięki której zapracował na transfer do Dortmundu
Nico Schulz ma dzisiaj 29 wiosen na karku, dwa mistrzostwa drugiego szczebla (2. Bundesligi), a co za tym idzie — dwa wypracowane awanse z Herthą Berlin, Puchar i Superpuchar Niemiec z Borussią. Nico urodził się w Berlinie, a do młodzieżowego zespołu Herthy trafił już w wieku 7 lat. Teraz ciężko nam sobie wyobrazić ligę niemiecką bez tego klubu, bowiem gra już w niej nieprzerwanie od 10 lat. Ale kiedyś nie było tak kolorowo i z pewnością sporo do powiedzenia na ten temat miałby właśnie lewy obrońca Borussii.
W 2010 roku przebił się do pierwszego, dorosłego zespołu Herthy. W swoim debiutanckim sezonie na zapleczu Bundesligi zaliczył 31 występów, w których zgromadził 5 asyst. Ówczesny młodzian dał radę i znacząco pomógł swojej ekipie w awansie do pierwszej Bundesligi, mimo że został wrzucony na głęboką wodę. Co ciekawe, rok później został kompletnie odstawiony na bok, a Hertha — jako beniaminek — musiała pogodzić się ze spadkiem. W sezonie 2012/13 Nico wrócił do łask i ponownie wywalczył awans do Bundesligi. Tym razem nie popełniono drugiego takiego samego błędu i ten zaczął grać na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. A Hertha? Utrzymuje się wśród najlepszych niemieckich zespołów aż do dziś.
Schulz w 2015 roku zmienił klubowe barwy i zaczął reprezentować Borussię M’Gladbach
W swoim pierwszym sezonie w szeregach „źrebaków” pechowo zerwał więzadła krzyżowe, co wykluczyło go z gry. W następnym roku był już co prawda zdrowy, ale w ostateczny rozrachunku nie zagrał zbyt wiele. Zdecydował się na transfer do drużyny „wieśniaków”, czyli Hoffenheim, gdzie postawił na niego niejaki Julian Nagelsmann. Jak dobrze wiemy, trenerska kariera Niemca wówczas eksplodowała. A przy okazji kilku jego podopiecznych, w tym m.in. Nico. Lewy obrońca był pewniakiem do gry w drużynie, która momentalnie znalazła się na ustach niemieckich ekspertów. 71 spotkań w dwa sezony — właśnie tyle zagrał w ich barwach Schulz.
Nic dziwnego, że inne kluby zaczęły o niego pytać. Był to wyrachowany obrońca z przeszłością, który miał wchodzić w najlepszy dla piłkarza wiek. Zgłosiła się Borussia Dortmund, która potrzebowała zawodnika do rotacji z Raphaelem Guerreiro. W dodatku musiała być to osoba usposobiona bardziej defensywnie niż Portugalczyk. Schulz miał renomę i był do wzięcia. Nagelsmann odchodził wówczas do RB Lipsk, więc projekt o nazwie „Hoffenheim” powoli się kończył.
Nico Schulz, czyli jak z czarnego konia Juliana Nagelsmanna stać się kompletnie niechcianym w drugiej sile niemieckiej piłki
Mimo że Schulz zgromadził 61 występów w czarno-żółtych barwach, to nie zdołał do siebie przekonać — ani władz, ani tym bardziej kibiców. Liczby w tych meczach mówią same za siebie: 1 bramka, 3 asysty. Powiedzieć, że facet zawodzi, to jak nic nie powiedzieć. Wyłożono za niego niemałe pieniądze, bo ok. 25 baniek, które piechotą przecież nie chodzą, jak mawia klasyk. A dobrze wiemy, jak rozsądnie do rozdawania kasy podchodzi Dortmund. Pensja? To chyba największa bolączka. Niemiec inkasuje około 5 mln euro rocznie i tym samym łapie się do TOP 10 najlepiej zarabiających piłkarzy BVB. Schulz dostaje większe wynagrodzenie niż np. Jude Bellingham, czyli „wonderkid” angielskiej reprezentacji. Swoją drogą Anglik chyba też nie jest fanem Nico i zdarzało mu się sfrustrować, gdy przebywał z nim na murawie.
Ciężko powiedzieć, dlaczego Schulz w Borussii aż tak obniżył loty. Może zwyczajnie okazał się to dla niego zbyt duży poziom lub też nie radzi sobie z presją. Nie oszukujmy się, że u poprzednich pracodawców była ona zdecydowanie mniejsza. Czasami tak po prostu w futbolu bywa i niewiele możemy na to poradzić. Niemiec jest już raczej spalony w Borussii. Według Patricka Bergera Schulz jest aktualnie czwartym w hierarchii lewym defensorem BVB — przed nim jest Guerreiro, Rothe i Aning. Media definitywnie stwierdziły, że Nico nie ma już żadnych perspektyw w Borussii i jeżeli nie uda się go wytransferować, to pozostanie mu siedzenie na trybunach. Problem jest fakt, że NIKT obecnie nie wykazuje nim zainteresowania.
David Raum — lewy obrońca z Hoffenheim, który ma się okazać lepszą wersją Schulza
Borussia Dortmund jest w tym roku wyjątkowo w gazie, jeżeli chodzi o pozyskiwanie zawodników. Intensywnie przeglądają rynek, a David Raum wydaje się być ostatnim nazwiskiem na liście do pozyskania. 24-letni Niemiec ma za sobą dobry sezon (32 mecze, 3 bramki, 13 asyst) i chce tego lata odejść do dużego klubu, by zwiększyć swoje szanse na wyjazd na Mundial. Grajek jest na szczycie listy życzeń obecnego trenera BVB, Edina Terzicia. Póki co transfer wydaje się być jednak zblokowany, bowiem Borussia musiałaby się pozbyć Schulza i najprawdopodobniej kogoś jeszcze. Nikt w Dortmundzie nie ma jednak obaw o słuszność tego transferu. Jest to zdecydowanie bardziej wszechstronny i lepiej zapowiadający się zawodnik, niż Schulz, gdy trafiał na Signal Iduna Park.