Koszmar z bajkowym zakończeniem. Jak ocenić West Ham?

W Premier League uzbierali tylko 40 punktów. Niemal do końca walczyli o utrzymanie i byli jednym z największych rozczarowań minionych rozgrywek. W porównaniu do poprzedniego sezonu ich dorobek punktowy zmniejszył się aż o 16 „oczek”. Z drugiej strony po raz pierwszy od ponad 40 lat włożyli coś do gabloty. Wygrywając Ligę Konferencji, sięgnęli po drugi w historii europejski puchar i zapewnili sobie grę w Lidze Europy w nadchodzącej kampanii. Po latach kibice z pewnością będą wspominać tę drużynę, jednak West Ham w obecnym sezonie miał sporo problemów. I nie ukryje ich nawet triumf w Lidze Konferencji.

REKLAMA

West Ham był faworytem w Lidze Konferencji

W ocenie dokonań danego zespołu kibice i eksperci dzielą się na dwa obozy. Ci, dla których najważniejsze są rozgrywki ligowe oraz ci, którzy bardziej doceniają zdobyte trofea. Dlatego też tak trudno jednoznacznie ocenić miniony sezon West Hamu. Z jednej strony walka o utrzymanie z dziewiątą najbardziej wartościową kadrą i wydaniem przed sezonem prawie 200 milionów euro na transfery. Z drugiej perfekcyjna kampania pucharowa zakończona zdobyciem tak wyczekiwanego trofeum. W drodze po tytuł Młoty – łącznie z eliminacjami – wygrały 14 ze wszystkich 15 meczów. Więcej niż w całym sezonie Premier League (11), co pokazuje, jak duża dysproporcja zachodziła pomiędzy grą na krajowym podwórku, a w Europie.

Oczywiście zwycięstwo w Lidze Konferencji to duży sukces, jednak jest to europejski puchar trzeciej kategorii. W drodze do finału West Ham nie mierzył się z żadną drużyną z szeroko rozumianej czołówki. Co najwyżej były to zespoły z trzeciej-czwartej półki. W eliminajach Młoty przebrnęły przez Viborg, w grupie rywalizowały z FCSB, Silkeborgiem i Anderlechtem, a w fazie pucharowej kolejno z AEK Larnaką, Gentem, AZ Alkmar i Fiorentiną w finale. Żaden z tych zespołów pod kątem wartości rynkowej nie może równać się z West Hamem. Nie licząc zespołu z Florencji, od każdego z nich West Ham jest wyceniany na ponad cztery razy więcej.

Tak naprawdę, gdyby ekipa Moyesa odpadła z Ligi Konferencji moglibyśmy mówić o sporej sensacji. Dopiero w finale Młoty nie były wyraźnym faworytem. Zresztą już przed startem rozgrywek West Ham był wymieniany jako jeden z głównych kandydatów do końcowego triumfu. O ile z perspektywy klubu, podniesienie tego pucharu jest historycznym osiągnięciem, tak dla neutralnego kibica nie powinna być to żadna niespodzianka. W obecnej edycji Ligi Konferencji nie było wiele zespołów, które mogłyby Młotom to trofeum odebrać.

Liga weryfikuje

Oczywiście w piłce nożnej nie zawsze wygrywa lepszy czy ten, który ma więcej pieniędzy. Widoczne jest to zwłaszcza w rozgrywkach pucharowych, gdzie jeden gorszy mecz może przekreślić szansę na zdobycie trofeum. Jednak z drugiej strony łatwiej też o zwycięstwo, gdzie nie grasz tak wielu meczów jak w lidze, przez co nie musisz być tak regularny. To na krajowym podwórku co tydzień musisz wychodzić na boisko i zbierać punkty. Żeby osiągnąć wyznaczony przed startem rozgrywek cel, trzeba grać równo przez cały sezon, a jedna wpadka – w przeciwieństwie do pucharów – nie przekreśla tego, na co pracowałeś przez wcześniejsze kilka miesięcy.

Dlatego też wielu trenerów zaznacza, że to wyniki w lidze są najważniejsze i to one pokazują, jak silna jest dana drużyna. A tak się składa, że dla West Hamu ten sezon w Premier League – gdzie konkurencja była o wiele mocniejsza aniżeli w Lidze Konferencji – jest do zapomnienia. Młoty przez długi czas balansowały na granicy strefy spadkowej. Ostatecznie zakończyły rozgrywki na 14. miejscu z sześcioma punktami ponad kreską. Niemniej jednak zapewnienie sobie pozostania w elicie dopiero na dwie kolejki przed końcem to ogromny kamyczek do ogródka Davida Moyesa.

Wizja trenera niespójna z potencjałem zespołu

O ile West Ham w Lidze Konferencji miał trochę szczęścia co do losowania, tak w lidze go zabrakło. Według modelu xG (goli oczekiwanych) Młoty „powinny” zdobyć 11-12 punktów więcej niż w rzeczywistości. Podobną różnicę na niekorzyść mają tylko Leicester i Southampton, co oznacza, że podopieczni Moyesa byli jedną z najbardziej pechowych drużyn w całej lidze. Gdyby stworzyć tabelę na podstawie punktów oczekiwanych West Ham byłby na 11. miejscu z przewagą 16-17 „oczek” nad strefą spadkową. Głównym powodem, dlaczego Młoty mają niekorzystną różnicę pomiędzy punktami zdobytymi, a tymi oczekiwanymi jest nieskuteczność. West Ham strzelił tylko 42 gole, podczas gdy ich xG wyniosło ponad 51. W ekipie Moyesa od dłuższego czasu brakuje bramkostrzelnego napastnika. Najskuteczniejszym zawodnikiem w Premier League – nie licząc rzutów karnych – był Jarrod Bowen, który zdobył jedynie sześć bramek.

O ile taktyka preferowana przez Moyesa oparta na nisko ustawionej linii obrony i dalekich podaniach sprawdzała się w pucharach, tak w lidze ograniczała potencjał ofensywny całego zespołu. Młoty miały trzecie najniższe średnie posiadanie piłki (42%). W statystyce Field Tilt (określa procentowo liczbę kontaktów w tercji ofensywnej w stosunku do przeciwnika) są piątym najgorszym zespołem (43%). Z kolei w kwestii intensywności pressingu drudzy od końca (16,2 PPDA – im niższy wskaźnik, tym bardziej intensywny pressing). Wszystkie te statystyki jasno pokazują, jaki sposób gry preferuje David Moyes.

West Ham potrzebuje świeżego spojrzenia?

Trudno nie odnieść wrażenia, że zachowawcza taktyka stosowana przez Moyesa ogranicza potencjał wielu piłkarzy będących w kadrze Młotów. Latem do klubu przyszli Lucas Paqueta, Maxwel Cornet oraz Gianluca Scamacca, a w zimie jeszcze Danny Ings. Łącznie na ten kwartet West Ham wydał ponad 100 milionów euro, a jedynie Paqueta wywalczył sobie na stałe miejsce w podstawowym składzie. Ponadto na rozbłyśnięcie talentu Brazylijczyka również trzeba było poczekać. Aż trzy z pięciu bramek i cztery z siedmiu asyst we wszystkich rozgrywkach zanotował on dopiero w ostatnich dwóch miesiącach.

Nieumiejętność wykorzystania potencjału w ataku to główny zarzut w kierunku obecnego trenera Młotów. Z ofensywnych piłkarzy, którzy przychodzili do klubu za kadencji Moyesa sprawdzili się jedynie Jarrod Bowen i Jesse Lingard, który był wypożyczony na jeden sezon. Szkot ponadto nie potrafił dotrzeć m.in. do Felipe Andersona czy Sebastiana Hallera, którzy całkiem nieźle radzą sobie w kolejnych klubach. Przed działaczami West Hamu teraz naprawdę trudna decyzja. Z jednej strony Moyes osiągnął z klubem historyczny sukces. Z drugiej miniony sezon pokazał, że w drużynie nastąpiła stagnacja i potrzebuje ona świeżego spojrzenia. Trenera, który zamiast hamować zapędy ofensywne najlepszych piłkarzy, będzie w stanie wykorzystać ich umiejętności. Kto wie, czy zwycięstwo w Lidze Konferencji nie spowoduje kolejnych problemów w nadchodzącym sezonie. Bo z Moyesem u steru West Ham po prostu przestał się rozwijać.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,604FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ