Portugalia z rezerwowymi wyglądała lepiej niż w poprzednich meczach
W spotkaniach z Ghaną i Urugwajem oglądaliśmy typową Portugalię autorstwa Fernando Santosa. Niezbyt duży nacisk na ofensywę, spokojna gra w środku pola i kontrolowanie niskiego prowadzenia. Niestety, ale to często odbijało się czkawką Portugalczykom. Defensywa Nawigatorów popełniała sporo błędów, a potencjał ataku i talentu wielu graczy był zwyczajnie tłumiony. Na mecz z Koreą Południową, Santos wymienił połowę składu tylko dlatego, że miał świadomość korzystnej sytuacji w grupie. I wcale nie zdziwiło mnie to, że taka Portugalia grająca bez ciągłej kalkulacji i zachowawczości wyglądała znacznie lepiej.
Już w pierwszej połowie zespół z Europy oddał 10 strzałów, z czego 6 celnych. Autorem pierwszego trafienia w spotkaniu był Ricardo Horta, który znalazł drogę do bramki Seung-gyu Kima już w 5. minucie rywalizacji. Świetnie dysponowani byli Vitinha, czy Diogo Dalot który rozruszał prawą stronę i asystował przy golu Horty. Tak naprawdę największym hamulcowym w ataku Portugalii był Cristiano Ronaldo, który co chwila podejmował kiepskie decyzje i zaliczał niecelne strzały. Korei co prawda udało się wyrównać w 27. minucie po bramce Young-Gwon Kima, ale Tygrysy Azji bardzo odsłaniały się na w obronie. Gdyby Portugalia była skuteczniejsza, mogłaby prowadzić do przerwy 2 albo nawet 3 do jednego.
Korea chciała tak bardzo, że wygrała mecz siłą woli
Co się odwlecze, to nie uciecze. Chwaliłem Portugalczyków za naprawdę dobrą pierwszą połowę, ale w drugiej? To była znowu przez większość czasu gry nudna, przewidywalna i mało konkretna Portugalia. Przez całe 45 minut drugiej części spotkania nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę Kima. To Korea swoimi świetnymi kontrami pobudzała kibiców na trybunach i podkręcała tempo meczu. Drużyna Paulo Bento miała kilka bardzo dobrych sytuacji, aby wyjść na prowadzenie. Między innymi mocny strzał Gue-sung Cho z około 70. minuty. Korea bardzo dobrze broniła się przed własnym polem karnym, aby przypadkiem nie stracić drugiego gola, który zupełnie mógłby pogrzebać ich szanse na awans.
Wiele indywidualnych prób zdobycia bramki podejmował dziś Heung-min Son. Niestety, znaczna ich część mu nie wychodziła – a to zła decyzja o wejściu w drybling albo nieudany strzał. Ale w kluczowym momencie tego spotkania, Son zrobił to czego od niego oczekiwano. Kapitan reprezentacji Korei posłał idealne, krótkie podanie do Hee-Chan Hwanga w 90+1. minucie, a ten z bliskiej odległości nie pomylił się, pokonując Diogo Costę. Fantastyczna końcówka w wykonaniu Koreańczyków, którzy zasłużenie wywalczyli sobie awans do 1/8 finału MŚ w Katarze.