Robert Lewandowski nie zdobędzie Złotej Piłki w 2022 roku. Gdyby ktoś wypowiedział tego typu zdanie dwa miesiące temu, byłby pewnie uznany za zdrajcę narodowego, który nie potrafi docenić talentu „wielkiego rodaka”. Wydawało się, że najpoważniejszy rywal Polaka w osobie Leo Messiego zalicza najgorszy sezon od lat, a zmiana zasad głosowania na najlepszego piłkarza świata to idealna okazja dla kapitana reprezentacji Polski. Lewy utrzymywał wysoką skuteczność, Bayern wydawał się jednym z faworytów Ligi Mistrzów. Dlaczego więc dwumecz z Villarrealem okazał się pokazem bezradności ekipy Mistrza Niemiec, a Lewy nagle przestał zachwycać?
Robert w ciągu ostatnich sezonów był najlepszym napastnikiem na świecie
Bił rekordy strzeleckie, prezentował skuteczność, która stawiała go na absolutnym topie światowego futbolu. Jednocześnie, Polak nieustannie porównywany był z Leo Messim, który notował gorsze statystyki strzeleckie, ale zarazem był zdecydowanie bardziej wszechstronnym graczem. Prosta kwestia, która pokazuje różnicę między Panami – Lewandowski za kadencji Nagelsmanna zaliczył ledwie 4 asysty, Messi jako piłkarz PSG uzbierał 13 ostatnich podań. Między innymi z tego powodu, kwestionowano stawianie Polaka ponad Argentyńczykiem. Najlepszy napastnik – jak najbardziej. Najlepszy piłkarz – to już kwestia, którą poddawano wątpliwościom. Robert dał się zaszufladkować jako zawodnik odpowiedzialny za strzelanie bramek, ale rzadko pracujący na gole kolegów. Spójrzmy zresztą jak na przestrzeni ostatnich trzech sezonów Ligi Mistrzów spada średnia celnych podań Lewego na mecz.
2019/20 – 19,5
2020/21 – 17,0
2021/22 – 15,5
Lewy od zawsze był zależny od asyst
Wypełniał jednak swoją rolę w sposób wzorowy – był jednym z kluczowych trybów świetnie współpracującej drużyny Bayernu. Jeszcze w styczniu Bawarczycy wydawali się walcem, który potrafi zdominować rywala i oddać powyżej 20 strzałów na mecz. Znaczna część z nich była autorstwa Roberta, który w Monachium od dawna nie ma żadnego konkurenta w roli egzekutora. Na przełomie roku strzelał aż miło, a przecież starcia z Wolfsburgiem, Lipskiem czy Herthą nie były w jego wykonaniu perfekcyjne. Zmarnował w nich sporo dogodnych sytuacji, co paradoksalnie dawało nadzieję na dalsze śrubowanie rekordów. Zderzeniem ze ścianą okazało się starcie z Salzburgiem w Lidze Mistrzów. Udział Lewego był wówczas mocno ograniczony. Pojedynek zakończył bez nawet jednego uderzenia na bramkę, wygrywając ledwie 2 pojedynki o piłkę.
Pierwszy mecz z RB został jednak uznany za wypadek przy pracy, a w rewanżu Bayern i polski napastnik znów byli wielcy. 7 goli ekipy z Monachium – w tym hat-trick autorstwa Lewandowskiego oddaliły pesymistyczne nastroje, ale potwierdziły to, o czym wspominano przy okazji wielu ligowych wpadek. Bawarczycy to machina, w której wszystkie tryby muszą dobrze pracować, by efekt końcowy przynosił sukces. Ciężko wskazywać na formę lub jej brak u Roberta Lewandowskiego. Oba spotkania z Salzburgiem były w jego wykonaniu diametralnie różne, ale głównie dlatego, że w jednym Bayern miał potężne problemy z kreowaniem akcji, a w drugim niemalże wszystko się im udawało. Mieliśmy więc Lewego – bezradnego napastnika, który denerwuje się na pasywną grę drużyny i Lewego bombardiera, bezwzględnie finalizującego akcje. Ten sam piłkarz – kilkanaście dni – dwa odmienne oblicza zależne od dyspozycji całej drużyny.
Po przerwie reprezentacyjnej współpraca Roberta z kolegami przestała się kleić
Z perspektywy czasu, ostrzeżeniem było starcie z Freiburgiem, w którym Polak opuścił murawę po 62 minutach gry. Bayern strzelił wówczas 4 gole, ale akurat Robert Lewandowski miał niewielki wpływ na odniesione zwycięstwo. Zespół od lat budowany wokół zmysłu strzeleckiego naszego rodaka, nagle próbował czegoś innego. Dodając do tego dwa mecze z Villarrealem i pojedynek z Augsburgiem, możemy przedstawić zaskakujący bilans. Reprezentant Polski w tych czterech starciach oddał tylko cztery strzały! Polak nie tylko nie strzelał goli, ale w ogóle nie dochodził do sytuacji. Zwróćmy uwagę na fakt, że współpraca Lewego z Thomasem Mullerem, która w przeszłości układała się znakomicie, w 2022 roku dała Bayernowi ledwie 3 trafienia!
Koledzy z drużyny przestali pracować na gole Lewandowskiego? A może to część pomysłu Juliana Nagelsmanna, by odpowiedzialność za strzelanie bramek brało na siebie więcej zawodników? W tym miejscu kłania się kolejna statystyka – Robert w trzech ostatnich sezonach Ligi Mistrzów oddawał coraz mniej uderzeń – z 5.2 w rozgrywkach 2019/20, przez 3.8 w 2020/21 aż na 3.1 w obecnej edycji. W rewanżowym starciu z Villarrealem, Lewy oddał mniej strzałów niż Leon Goretzka czy Kingsley Coman. Bayern mając snajpera klasy światowej przestał wykorzystywać jego atuty.