To ma być ta Legia, co walczy o ćwierćfinał Ligi Konferencji?

Legia Warszawa, po licznych trudnościach i niepowodzeniach, w końcu znalazła sobie nowego napastnika, którym został Ilja Szkurin. Jedna bolączka z głowy, lecz to nie jest jeszcze ich koniec. Co do początku 2025 roku w wykonaniu Wojskowych można mieć mieszane uczucia. Dopiero w trzecim spotkaniu stołeczna ekipa zdobyła komplet punktów, w starciu z Puszczą Niepołomice. Wcześniej, dość niespodziewanie, straciła punkty z Piastem Gliwice i Koroną Kielce. Wiele wskazywało na to, że podobna wpadka nie przytrafi się w Radomiu. Radomiak obecnie „pędzi” w stronę strefy spadkowej, zdobywając w 3 ostatnich meczach tylko jeden punkt, wymęczony w starciu ze Śląskiem Wrocław. Kadra na papierze wygląda słabo, formy brak – to brzmi jak recepta na spadek.

Radomiak grał nie jak Radomiak

Piłkarze Legii Warszawa, podobnie jak znaczna większość oglądających nie spodziewała się, że Radomiak tak odważnie ruszy do ataku na samym początku tego starcia. Tylko na co to się zdało? Ataki Radomiaka skutecznie były rozbijane przez obronę Legii, a i ona sama potem zaatakowała. Już w 6. minucie Wiktor Koptas mógł zapomnieć o czystym koncie (o ile o nim myślał). Wówczas w polu karnym zrobiło się zamieszanie w polu karnym, a w szykach obronnych Radomiaka doszło do zjawiska, nazywanego przez graczy EAFC mianem „wylewu”. Gospodarze kiepsko wybili piłkę, dopadł do niej Bartosz Kapustka, po czym 28-latek uderzył po ziemi nie do obrony.

REKLAMA

Radomiak nie chciał pozostawać dłużny i w 12. minucie już mogło być 1:1. Do tego nie dopuścił powszechnie krytykowany przez kibiców Marc Gual, który wybił piłkę z samej linii bramkowej po uderzeniu Michała Kaputa. Radomiak swoich okazji upatrywał w kontrach, co przyniosło efekt. W 17. minucie Capita przejął piłkę po koledze, po czym pomknął z nią w stronę Vladana Kovačevicia. Angolczyk zabawił się z Sergio Barcią, a potem uderzył na bramkę. Interwencja Kovačevicia? Nie zacytuję, co zapewne pomyśleli sobie kibice Legii. A Radomiak na tym się jeszcze nie zatrzymywał. Ledwie 6 minut później Warchoły mogły być nawet na prowadzeniu, ale nieznacznie pomylił się Jan Grzesik. Potem, w 29. minucie radomianie znowu byli blisko strzelenia drugiego gola, lecz tym razem świetnie interweniował Kovačević. Tak dobrze grającego Radomiaka nie widzieliśmy od naprawdę dawna. Po 30 minutach gry oddał prawie 4 razy więcej strzałów, niż Legia. Kto by to przewidział?

Koniec problemów z bramkarzami, mówili…

To, co wyprawiał na boisku Radomiak, wydawało się niebywałe, zaprzeczające prawom logiki. Zespół, który jest wymieniany wśród poważnych kandydatów do spadku, była na boisku wyraźnie lepszy od 15-krotnego mistrza Polski. Legia na boisku wyglądała blado, bez ikry i polotu. A tego gospodarzom przy Struga nie sposób odmówić. W 42. minucie akcję ponownie napędził Capita, zagrał do Grzesika, który z kilkunastu centymetrów po prostu musiał wepchnąć piłkę do siatki. Taki wynik do przerwy się utrzymał i trzeba uczciwie sobie przyznać – prowadził zespół lepszy.

W obozie Legionistów było gorąco. Jeszcze przed przerwą żółtą kartkę ujrzał Goncalo Feio (nota bene po raz 8. w tym sezonie, włącznie z europejskimi pucharami). Na drugą połowę Portugalczyk postawił na radykalne zmiany, wpuszczając aż trzech piłkarzy na boisko. Legia zaczęła ambitnie i odważnie. Ale te rozwiązania i plany zmiany wyników – to wszystko wzięło w łeb w 54. minucie. Grzesik głęboko wrzucił piłkę z autu, do której doskoczył Saad Agouzoul. Marokańczyk zapewne gola by nie strzelił, gdyby nie beznadziejna interwencja Kovacevicia, który wypuścił piłkę z rąk, chcąc ją złapać. Gdyby na stadionie w Radomiu grano nie w piłkę nożną, a w grę „piłka parzy”, to Serb z pewnością byłby MVP meczu.

Radomiak ogrywa pucharowicza!

Po podwojeniu przewagi przez Radomiaka Legia przejęła piłkę na chwilę, chcąc odwrócić losy meczu. W 57. minucie w dogodnej sytuacji był Jan Ziółkowski po dośrodkowaniu Pawła Wszołka, lecz nie wiedzieć czemu młodzieżowiec CWKS-u nie trafił w bramkę. Przyjezdni ze stolicy nie mieli pomysłu, co zrobić z futbolówką. Ofensywa była bezproduktywna, nie dawała niczego pozytywnego. Warszawiacy byli bezradni z Radomiakiem. Z tym samym Radomiakiem, który jeszcze nie tak dawno poczuł smak straconych 5 goli w 45 minut w Białymstoku. Logika Ekstraklasy? Książkowy przykład oksymoronu…

Radomiak kontrolował ten mecz. Z każdą minutą komplet punktów zbliżał się właśnie do Warchołów. A Legia? Trzeba to napisać wprost, bez kadzenia – była na boisku beznadziejna. Zmiany nie przyniosły żadnego ożywienia, a Szkurin jak szybko wszedł na murawę, tak szybko zniknął oglądającym z radarów. A jakby tego było mało, to jeszcze trener Wojskowych wyleciał z boiska, za rzucenie w przeciwnika piłką. Absolutne kino.

Byłoby wielce niesprawiedliwym, gdyby Legia przywiozła z Radomia choćby punkt. Tak fatalnej gry warszawianie nie pokazywali dawno. Dali się zupełnie zdominować Radomiakowi, który z trudnościami, ale walczy o ligowy byt na przyszły sezon. Drużyna, która reprezentuje nasz kraj w europejskich pucharach, powinna była odnieść nie samo zwycięstwo, tylko jeszcze w dodatku efektowne. To nie jest dobry prognostyk na 1/8 finału Ligi Konferencji oraz ćwierćfinał Pucharu Polski. Radomiak awansował na 13. miejsce i nieco uciekł od strefy spadkowej, Legia z kolei dała się wyprzedzić Pogoni Szczecin.

Radomiak Radom – Legia Warszawa 3:1 (Capita 17′, Grzesik 42′, Agouzoul 54′ – Kapustka 6′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,770FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ