Polska reprezentacja potrafi wzbudzić pozytywne emocje [OPINIA]

Zgrupowanie zakończone zostało remisem z Chorwacją. Mecz na Stadionie Narodowym był naprawdę szalony, ale to świetny materiał do analizy. Opinie o naszej grze są przeróżne. Ja oglądałem wczoraj ten mecz i chyba pierwszy raz od dawna robiłem to z taką prawdziwą, szczerą radością. Już tłumaczę dlaczego.

Podstawowy fakt. Polska reprezentacja wyszła wczoraj z założeniem wysokiego pressingu i to realizowała. O odważniejszym podejściu już pisaliśmy, ale to trzeba podkreślić. Pierwszy raz od dawna zagraliśmy bez kompleksów. I nie mówię o dobrym momencie, pięciu minutach odważniejszego podejścia, a następnie cofnięciu się do obrony. W tym meczu mieliśmy fazy, gdy Polacy musieli się trochę pobronić. Ale jednak graliśmy z Chorwacją. To zespół z europejskiej czołówki. Ciężko było ich dominować 90 minut, tak jak robiliśmy to przez pierwszy kwadrans. Ja jednak będę miał w pamięci sytuacje, gdy Karol Świderski pressuje chorwackiego stopera w ich polu karnym, a ten kopie piłkę w aut. Czyli da się grać bez murowania bramki przez cały mecz. Da się w meczu na swoim terenie dyktować warunki nawet z takimi zespołami, jak Chorwaci. Chciałbym widzieć tego więcej.

REKLAMA

Polska reprezentacja i mental?

Tak, istnieje takie połączenie. Po dobrym początku przytrafiło się nam katastrofalne parę minut, które powinny nas mentalnie zniszczyć. Nasi piłkarze po prostu nie potrafią podnosić się po porażkach. Musiałem odpalić flashscore, żeby sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz nasza kadra zdołała odrobić dwubramkową stratę. I znalazłem. 25.03.2021. Budapeszt. Mecz z Węgrami, w którym przegrywaliśmy już 0:2, żeby doprowadzić do remisu. Ostatecznie skończyło się 3:3, ale znów to my goniliśmy wynik. Od tamtej pory dwie bramki w plecy wiązały się z porażką. Polska reprezentacja miała problem z mentalnością. Bramki szybko podcinały nam skrzydła. Oglądając mecz i widząc, jak piłka trafia do naszej siatki, widać było na twarzach naszych reprezentantów strach. Wczoraj po bramce na 1:3 myślałem, że to koniec. Szczególnie że bramki padły w krótkim odstępie czasu i po naszych błędach.

Jednak udało im się mnie zaskoczyć. I pewnie nie tylko mnie, ale też innych kibiców reprezentacji. Polacy podnieśli się z tego i osiągnęli cel. W działaniach zawodników było widać pasję, chęć rehabilitacji. Perfekcyjnym przykładem może być bramka Nicoli Zalewskiego. Tak opisaliśmy tego gola w naszej pomeczówce – „Kamiński zszedł do środka, Zieliński powalczył o piłkę leżąc (kolejny raz ograł Modricia), Kamiński podał niecelnie, lecz Nicola Zalewski wygarnął futbolówkę i zdołał ułożyć ją na strzał. Siłą charakteru i uporu jakoś to wszystko się złożyło na gola, porównywalnego sposobem strzału do tego z piątej minuty”. W tej akcji dwukrotnie byliśmy blisko utraty piłki. Najpierw Piotr Zieliński już leżąc na ziemi, zdołał podać tę piłkę do Jakuba Kamińskiego, a następnie Zalewski wyłuskał piłkę defensorowi po niecelnym podaniu od Kamińskiego. Efekt był znakomity, ale nie byłby możliwy do osiągnięcia, gdyby nie wola walki.

źródło: X TVP Sport (@sport_tvppl)
Tak powinno być zawsze

Właśnie tego oczekiwałbym od reprezentantów Polski. Od zawodników, którzy grają z orzełkiem na piersi. Że zrobią wszystko, co w ich mocy, aby osiągnąć wynik. Że w ich grze będzie widać pasję. Taką kadrę naprawdę chce się oglądać. Nie trzeba się wcale wstydzić i liczyć na jak najmniejszy wymiar kary. Można zagrać bez kompleksów, wyjść wysoko i dyktować przeciwnikowi swoje tempo. To ofensywne granie mogło przypomnieć czasy kadry Paulo Sousy, która przecież potrafiła przynieść nam dużo radości. Oby taki mecz był wyznacznikiem dla przyszłych losów kadry. W listopadzie oczekuje kontynuacji tego, co widzieliśmy w tych dobrych momentach meczu z Chorwacją.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,711FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ