Pojedynek Interu Mediolan z Bayernem Monachium mógłby spokojnie zostać rozegrany za kilka miesięcy, w finale Ligi Mistrzów. Niemiecki zespół mimo odejścia Roberta Lewandowskiego jasno deklaruje chęć walki o trofeum Champions League. Inter po powrocie Romelu Lukaku również celował bardzo wysoko, ale na starcie sezonu nie przekonuje formą. Właśnie dlatego to niemiecki zespół stawiany był w roli sporego faworyta rywalizacji.
Zawodnicy z Mediolanu postanowili od początku nastawić się na grę z kontrataku
Cofnęli się głęboko pod swoją bramkę, próbując wykorzystać przechwyty piłki i szybkie wyjścia ofensywne. Problem w tym, że Bayern Monachium jest doskonale przyzwyczajony do takiej gry. Jasne, dwa ostatnie ligowe mecze ledwie zremisował, ale praktycznie każde spotkanie Bundesligi toczy w ataku pozycyjnym. Inter przesadnie cofnął się? No to Joshua Kimmich poszukał kilku uderzeń z dystansu, dając wykazać się Andre Onanie.
W 25. minucie zaobserwowaliśmy kuriozalną taktycznie zagrywkę gospodarzy. Nerrazurri próbowali przesunąć linię defensywną z dala od własnej bramki, a także zaatakować pressingiem obrońców Bayernu. Odważny pomysł? Tak, pod warunkiem że napastnicy rzeczywiście naciskają rywala — a nie jedynie pozorują, a linia obronna nie gubi się jak dzieci we mgle. Kimmich popisał się efektownym podaniem za plecy defensorów Interu, którzy mogli jedynie obserwować jak Leroy Sane wyprowadza Bayern na prowadzenie. O co chodziło Interowi? Szczerze nie mam pojęcia, ale ten gol był stracony na własne życzenie.
Bayern grał, Inter pozorował grę
Gracze Inzaghiego do przerwy oddali ledwie jeden celny strzał, przy dziewięciu graczy z Monachium. Po zmianie stron swoją sytuację miał Edin Dzeko i wydawało się, że Bawarczycy zadowolą się jednobramkowym prowadzeniem, czekając co rywal ma do zaproponowania. Jako że gracze z Mediolanu nie potrafili niczego konkretnego zaproponować, Bayern wyprowadził drugi cios. Ponownie błysnął Leroy Sane, chociaż formalnie gol został zaliczony jako trafienie samobójcze Danilo D’Ambrosio. To właściwie „zabiło” ten mecz. Bayern nie miał większego ciśnienia, by szukać kolejnych goli (chociaż „setkę” miał Mane), gracze Interu skupili się na chęci uniknięcia pogromu. Nic dziwnego, że kibice zaczęli opuszczać trybuny na długo przed końcowym gwizdkiem.
Bayern był lepszy w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła, Inter poddał się na długo przed końcem meczu. Tak właściwie, to powinien być pogrom i tylko opanowanie Bawarczyków i niechęć do podkręcania tempa ochroniła Włochów przed deklasacją.
Włoski zespół zawiódł
Jeśli ktoś mówi, że w Bundeslidze są słabi rywale i Bayern występuje w lidze przeciętniaków, to z przykrością trzeba dostrzec jasny fakt. Inter wypadł dziś gorzej niż znaczna część ligowych przeciwników Bawarczyków. Obawiam się, że z taką grą nie zobaczymy już mediolańczyków w fazie pucharowej. A Bayern? Wciąż nie gra na 100%, ale i tak nie miał dziś większych problemów. Starcie gigantów fazy grupowej nie było wielkim widowiskiem, głównie dlatego, że jeden z gigantów okazał się po prostu przeciętny.