„Umarł król, niech żyje król”. Uwielbiam przytaczać ten cytat, gdy x drużyna wygrywa mistrzostwo. W tym przypadku jest on bardzo aktualny. Legia, która ostatnimi latami zdominowała ligę (z małymi przebłyskami Piasta, czy właśnie Lecha) w końcu zakończyła sezon na miejscu niepasującym do rangi klubu. Kolejorz wykorzystał ich chwilę słabości, i mimo że w tym sezonie Raków & Pogoń nie byli wcale łatwiejszymi rywalami, to blamaż drużyny ze stolicy zrobił swoje. Lech Poznań z kolei robił w tym sezonie wszystko, co w ich mocy, żeby godnie uczcić stulecie istnienia klubu. To się udało.
Najprawdopodobniej gdybym nazwał Lecha faworytem do mistrzostwa przed minionym sezonem, to nazwano by mnie głupcem
Sezon 2020/21 poznański zespół zakończył dopiero na 11. miejscu w Ekstraklasie, gdy ta wówczas liczyła 16, a nie jak jest teraz, czyli 18 drużyn. W rundzie wiosennej zwolniono ówczesnego trenera (Dariusza Żurawia), a przywitano nowego-starego, czyli Macieja Skorżę. Poznański futbol ponownie był w rozsypce.
Dobrze przepracowany okres przygotowawczy, kilka naprawdę niezłych transferów jak i danie nowych szans (patrz Joao Amaral) zaprocentowało już na jesień. Mimo falstartu w pierwszej kolejce lechici szybko wjechali na właściwe tory, pokazując regularnie jakościową piłkę. Złota jesień w ich wykonaniu to nie przechwałki, bowiem Ci zakończyli pierwszą część sezonu na fotelu lidera — i to z kilkupunktową przewagą. Z pewnością było to niemałe pole position przed startem rundy wiosennej, a i sama myśl o „śnie zimowym” na 1. miejscu była naprawdę niczego sobie.
W Poznaniu wróciła wiara. W klubie wszyscy byli skupieni tylko na mistrzostwie. Puchar Polski — mimo że oczywiście chcieli go wygrać — był sprawą drugorzędną
Postaram się obronić tezę o tym, że Lech zrobił wszystko, co mógł, by wygrać mistrzostwo Polski. Maciej Skorża miał spory kredyt zaufania, dostając w pakiecie spokój i transfery. Jeśli chodzi o nowych zawodników, to Kolejorz zaszalał już przed startem rozgrywek. Wówczas sprowadzono część graczy, którzy okazali się kluczowi z perspektywy całego sezonu, jak chociażby Pedro Rebocho (czyli w moim mniemaniu najlepszy lewy obrońca w Ekstraklasie i jeden z pionierów sukcesu Lecha).
W zimę nie spoczęto na laurach i całe szczęście nikt nie uznał, że obecny stan kadry jest wystarczający. Władze Lecha znowu ruszyły na zakupy — tym razem sprowadzając m.in. starą gwardię, czyli Dawida Kownackiego i Tomasza Kędziorę. Latem pobito rekord transferowy za skrzydłowego, a w następnym okienku sprowadzono znowu za ponad bankę kolejnego. Rzecz jasna mowa o Adrielu Ba Loua i Kristofferze Velde. I mimo że Panowie nie byli najważniejszymi czynnikami w zespole, to same kwoty, jakie za nich dano, mówiły nam, że Lech zamierza postawić wszystko na jedną kartę.
Niemniej jednak serca kibiców z Wielkopolski zadrżały, gdy początek drugiej rundy nie był tak wymarzony (lekko mówiąc), jak sobie wyobrażano. Z czasem Lech stracił 1. miejsce, ba! Potem przyszedł czas na finał Pucharu Polski z Rakowem, gdzie przegrali pierwsze z dwóch możliwych trofeów. Słabszy moment musiał przyjść, ponieważ zwyczajnie nie da się grać non-stop idealnie. Wówczas istniała spora szansa, że Poznaniacy mentalnie nie dojadą i łatka „przegrywów” pozostanie z nimi na dłużej. Nic z tych rzeczy. Lech wziął się za siebie w końcówce i rozmontował ligowych rywali. Z kolei Raków pogubił punkty. Resztę historii już doskonale pamiętacie.
Ciężej jest się utrzymać na szczycie, niż na niego wejść — właśnie z tym musi zmierzyć się Lech w następnych miesiącach
Dzisiaj Poznań jest w euforii, ale tak naprawdę jest to dopiero prolog. Władze Lecha poważnie patrzą w przyszłość i w następnym sezonie chcą nie tylko obronić mistrzostwo, ale również zdziałać coś w europejskich pucharach. Doskonale wiemy, jak takie aspiracje kończyły się w poprzednich latach. Mam jednak z tyłu głowy fakt, że w tych ostatnich latach Kolejorz nie był tak mocny, jak jest teraz. Niedługo będziemy się zastanawiać, czy Ci pójdą w kolejnym sezonie za ciosem, czy zderzą się ze ścianą. Na ten moment mogę dodać, że Lech wrócił na mistrzowski tron w pięknym stylu, przywracając przy tym radość swoim kibicom — którzy trochę musieli poczekać na tegoroczny sukces.