Zastał drewniane, pozostawi gówniane. To już koniec Fernando Santosa?

To mówię ja, Czesław Michniewicz. Jeżeli pozostanę selekcjonerem, to rezerwujcie sobie bilety do Niemiec na EURO 2024. Pojedziecie na mistrzostwa Europy, a ja tam wtedy będę trenerem. Ale warunek jest jeden, muszę być dalej selekcjonerem. Gdy aktualny szkoleniowiec saudyjskiego Abha wypowiadał te słowa, większość z nas obracała je w żart. Awansować na Mistrzostwa Europy, w sytuacji, gdy nawet zajmując trzecie miejsce w grupie kwalifikacyjnej, można dostać się na turniej? Nie róbmy sobie żartów. Walczymy z Czechami o pierwsze miejsce w grupie, a potem celujemy w ćwierćfinał na Euro. Przecież po to zatrudniono Fernando Santosa. Nie da się tego spieprzyć, prawda?

REKLAMA

5 spotkań kwalifikacyjnych później mamy na koncie 6 punktów i zajmujemy 4. miejsce w grupie

Za nami jedynie Wyspy Owcze. Daliśmy radę zrobić coś, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się niemożliwe — przegraliśmy z Czechami, Mołdawią i Albanią. Podziwianie występów biało-czerwonych jest rozrywką z podobnej półki co obieranie ziemniaków i wyjmowanie prania z pralki. Futbol męczy naszą kadrę. Próbujemy przepychać spotkania, licząc, że w końcu coś się zmieni. Mamy katastrofalne wyniki, ale jeszcze gorszy styl. Brakuje nam luzu, kibicom trudno identyfikować się z reprezentantami sprawiającymi wrażenie gry za karę. Ogrywają nas rywale, którzy są po prostu zaangażowani w spotkania — czego nie można powiedzieć o wybrańcach Fernando Santosa.

Portugalczyk z każdym spotkaniem wygląda na coraz bardziej zmęczonego prowadzeniem naszych Orłów. Okazuje się, że z Roberta Lewandowskiego nie da się zrobić drugiego Cristiano Ronaldo, który prowadził Portugalię do mistrzostwa Europy. Grzegorz Krychowiak gra… dokładnie tak, jak nas do tego przyzwyczaił. Młode „wilczki” nie potrafią robić różnicy, defensorzy mają problemy z wyprowadzaniem piłki. Każdy zrzuca z siebie odpowiedzialność, bezradnie rozkładając ręce. Cofnęliśmy się w rozwoju do czasów późnego Leo Beenhakkera i nieszczęsnego meczu przeciwko Słowenii. Oglądanie polskich piłkarzy to mieszanka zażenowania i poczucia bezradności. Ostatecznie wszyscy jesteśmy przecież kibicami i chcemy wygranych, ale i emocji. Możemy przegrywać, ale NIE W TAKIM STYLU.

Brak jakiejkolwiek reakcji na upokorzenia

Naprawdę, można było zrozumieć porażkę z Czechami. Wpadka z Mołdawią była już jednak skandalem, po którym mogło (i być może powinno) dojść do trzęsienia ziemi. Tymczasem Fernando Santos spokojnie przeszedł obok tego do porządku dziennego. Przypomniał sobie o Krychowiaku, którego już dawno nie powinno być w kadrze narodowej. Liczył, że weterani wezmą na siebie odpowiedzialność i ugaszą ogień — zdobywając 6 punktów przeciwko Wyspom Owczym i Albanii. Niestety, obecną reprezentację Polski takie zadanie po prostu przerasta. O ile z tym pierwszym rywalem udało się wymęczyć wygraną, o tyle już Albańczycy pokazali, że nie mamy prawa marzyć o Euro. Nie z taką grą.

Znamienne w tym wszystkim jest to, jak Santos reaguje na wynik 0:2 w meczu przeciwko Albanii. Wpuszcza na murawę będącego w najgorszej formie od wielu miesięcy Kamila Grosickiego oraz Karola Linettego, który jest prawdopodobnie najbardziej nijakim graczem kadry narodowej w XXI wieku. Spotkanie, które MUSIMY wygrać za wszelką cenę, kończymy z DWOMA celnymi strzałami. Bądźmy szczerzy — kto w końcówce starcia z Albanią miał jakiekolwiek nadzieje, że jesteśmy jeszcze w stanie powalczyć o zwycięstwo? Staliśmy, czekając na końcowy gwizdek.

Fernando Santos zawiódł

Jego wpływ na morale drużyny, jej zaangażowanie jest zerowy. Jego pomysły po prostu się nie sprawdzają. Dokonuje kuriozalnych wyborów, jego rozwiązania personalne nie mają większego sensu. Ujmę to w ten sposób — piłkarze zasługują na publiczny ostracyzm za katastrofalną postawę na boisku. Specyfika reprezentacji polega jednak na tym, że to selekcjoner wybiera skład. W każdej chwili mógł powiedzieć — dość, chce innych. Santos tego nie zrobił, a wręcz zaszkodził stawiając na Krychowiaka i jemu podobnym. Ta współpraca nie ma większego sensu, zbyt dużo złego już się tutaj wydarzyło.

źródło: Tomasz Cwiakala w serwisie X

Pal licho kwalifikacje na Euro 2024, dziś każda ze stron męczy się „reprezentacją Santosa”. Wliczając w to, samego Portugalczyka. Jego autorytet miał scementować zespół, tymczasem od niepamiętnych czasów nie widzieliśmy tak rozbitej grupy zawodników. Dalsza współpraca miałaby sens, gdyby Fernando Santos miał jakiś pomysł, ale przede wszystkim wiedział, jak dotrzeć do zawodników. W to chyba już nikt nie wierzy.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,645FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ