Więcej kontroli, mniej polotu. Dlaczego Arsenal strzela mniej goli?

W poprzednim sezonie, kiedy Arsenal był liderem i mknął po mistrzostwo Anglii, Mikel Arteta powiedział, że jego drużyna jest dopiero na trzecim z pięciu etapów rozwoju. Kanonierzy ostatecznie nie wytrzymali tempa w drugiej połowie sezonu i oddali tytuł w ręce Manchesteru City. Niemniej jednak, w trwającej kampanii mieli być głównym konkurentem The Citizens w walce o mistrzostwo. Po transferach Declana Rice’a, Kaia Havertza i Davida Rayi The Gunners weszli w kolejny etap rozwoju. Niemniej jednak, czy zamiast pójść do przodu Arsenal nie zrobił kroku w tył? W końcu na tym samym etapie minionego sezonu mieli aż 10 punktów więcej niż obecnie.

Arsenal dąży do większej kontroli

Po przegranej walce o mistrzostwo w poprzednim sezonie Arteta dążył do tego, aby jego zespół miał większą kontrolę nad meczami. Żeby jego drużyna jak najczęściej była w posiadaniu piłki, a w meczu było jak najmniej faz przejściowych. Arsenal miał być mniej efektowny, ale bardziej efektywny. The Gunners walkę o tytuł z Manchesterem City przegrali głównie przez słabą postawę w defensywie w drugiej części sezonu. Teraz miało być inaczej. Arteta większy nacisk położył na zabezpieczanie własnej bramki, jednak wyraźnie ucierpiała na tym gra ofensywna całego zespołu.

REKLAMA

Do pewnego momentu jednak zmiana, jaką przeszedł Arsenal, się sprawdzała. Owszem, Kanonierzy nie grali tak pięknie jak rok temu. Nie przeprowadzali ataków w tak szybkim tempiem, często męczyli się z dobrze zorganizowaną defensywą rywala, jednak byli do bólu skuteczni. Po 15 kolejkach zespół Artety miał na koncie 36 punktów i był liderem. Oczywiście na tym samym etapie poprzedniego sezonu tych „oczek” było jeszcze więcej. Mimo to, i tak byli na dobrej drodze do mistrzostwa. W ostatnich pięciu meczach The Gunners zdobyli jednak tylko cztery punkty i zdobyli cztery gole, przez co spadli na czwarte miejsce.

Problem ze skutecznością czy brak szczęścia?

Na pierwszy rzut oka stwierdzenie, że Arsenal wpadł w kryzys, wydaje się uzasadnione. W ostatnich pięciu kolejkach mniej punktów zdobyło tylko Newcastle i Brentford. Mimo to, jedyny naprawdę nieudany mecz to ten ostatni z Fulham (1:2). Nawet Arteta stwierdził, że był to ich najsłabszy występ w tym sezonie. Zresztą, gdyby popatrzeć na mecze przez pryzmat statystyk Arsenal wcale nie wyglądał aż tak źle. Według danych z portalu Understat jedynie przeciwko Liverpoolowi Kanonierzy mieli niższy – i to dość nieznacznie – współczynnik xG (0,98 – 0,85).

Oczywiście w dużej mierze może to wynikać z tego, że w pozostałych spotkaniach drużyna Artety przez większość czasu musiała gonić wynik, jednak i tak przewaga była dość duża. Jedynie w meczu z Fulham wskaźnik xG był na podobnym poziomie (1,66 – 1,53). Przeciwko Aston Villi, Brighton oraz West Hamowi, ekipa Artety notowała przynajmniej o 1 xG wyższy wskaźnik niż przeciwnik. Zresztą w każdym z tych trzech meczów Arsenal oddawał więcej wszystkich strzałów, jak i tych celnych oraz miał wyższe posiadanie piłki. Kanonierzy sprawiali lepsze wrażenie, przez większość czasu kontrolowali mecz, jednak przeciwko Aston Villi i West Hamowi nie potrafili tego zamienić na bramki.

Według wspomnianego modelu xG ekipa Artety w tych pięciu meczach „powinna” zdobyć około 10 punktów. Arsenal w ostatnich meczach po prostu był nadwyraz nieskuteczny pod bramką przeciwnika. Tylko cztery razy w tym okresie zdołali trafić do siatki podczas gdy ich xG wynosi 9,79. W dłuższej perspektywie czasu powinno się to po prostu odwrócić. Zwłaszcza że w pierwszych 15 kolejkach skuteczność nie była ich problemem (33 gole przy 30,77 xG). Warto zwrócić też uwagę na nie najłatwiejszy terminarz. Arsenal mierzył się na wyjazdach z Aston Villą (28 na 30 możliwych punktów u siebie) i Liverpoolem (26 z 30 do zdobycia punktów, dwa stracone z Arsenalem).

Arsenal stracił polot w ofensywie

Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, trudno stwierdzić, aby Arsenal był w kryzysie. W ostatnich pięciu spotkaniach xGD (różnica pomiędzy golami oczekiwanymi strzelonymi a straconymi) jest niewiele niższa w porównaniu do pierwszych 15 kolejek (0,88 do 1,1). Jako, że podopieczni Artety w poprzednich pięciu spotkaniach mieli wyjazdy na Villa Park i Anfield – z pewnością jedne z najtrudniejszych starć w całym sezonie – różnicę tę da się wytłumaczyć. Arsenal w ostatnich meczach wcale nie gra gorzej niż na początku rozgrywek. Dalej ma te same problemy, jednak brakuje im szczęścia, które dopisywało im wcześniej. Wystarczy wspomnieć spotkania z Manchesterem United, Manchesterem City, Chelsea, Brentfordem oraz Luton, kiedy w ostatnich minutach odwracali losy meczu. A – jak wiadomo – nie da się tego robić przez cały sezon.

Głównym problemem Kanonierów w obecnym sezonie jest gra w ataku pozycyjnym przeciwko nisko ustawionemu przeciwnikowi. Większość rywali na mecze z The Gunners przyjmuje taką właśnie taktykę. Zagęszcza środek pola i zostawia mało przestrzeni pomiędzy formacjami. W efekcie Arsenal często ma problem z tworzeniem klarownych sytuacji. W takich meczach często potrzebujesz indywidualnych przebłysków poszczególnych piłkarzy, jednak Kanonierom przeważnie brakuje kogoś, kto zrobiłby różnicę. Jedynym takim zawodnikiem jest Bukayo Saka, jednak rywale zazwyczaj są na to przygotowani i podwajają go już przy przyjęciu piłki.

Słabsza forma poszczególnych zawodników

To właśnie forma ofensywnych zawodników jest główną różnicą w porównaniu do pierwszej połowy poprzedniego sezonu. W minionej kampanii liczba goli, w dużej mierze rozkładała się na wielu graczy. Na tym samym etapie aż pięciu piłkarzy w klasyfikacji kanadyjskiej miało co najmniej osiem punktów (Saka, Odegaard, Martinelli, Jesus i Xhaka). Obecnie takim graczem jest jedynie Saka (6 goli i 6 asyst). Skuteczność i forma pozostałych zawodników względem poprzedniego sezonu wyraźnie spadła. Wpływ na to może też mieć zmiana stylu gry Arsenalu i gorsze statystyki w ofensywie całego zespołu. Co prawda, więcej wszystkich strzałów oraz tych z pola karnego oddaje tylko Liverpool, jednak Kanonierzy są dopiero na siódmym miejscu pod względem „dużych szans”, szóstym w strzałach celnych, piątym w golach oczekiwanych oraz ósmym w golach oczekiwanych z otwartej gry (bez stałych fragmentów).

O ile Arsenal w statystykach defensywnych wypada najlepiej w całej lidze, tak pod bramką przeciwnika jest sporo do poprawy. 40 punktów, jakie zespół Artety zgromadził po 20 meczach to raczej średnia, która pozwoliłaby im na koniec sezonu bić się o pierwszą czwórkę, a nie mistrzostwo Anglii. Co prawda, strata do prowadzącego Liverpoolu to tylko pięć punktów, jednak i tak aby myśleć o walce o tytuł, The Gunners w drugiej połowie sezonu będą musieli znacznie lepiej punktować. Kluczem do tego powinno być odblokowanie ofensywy i przywrócenie do formy poszczególnych zawodników tej formacji.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,732FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ