Dlaczego Maciej Rybus zdecydował się pozostać w lidze rosyjskiej, zamiast szukać sobie pracodawcy poza Moskwą? W tym temacie można pisać nieskończone eseje, można też używać argumentu bezpieczeństwa bliskich – jak zrobił to jego agent Mariusz Piekarski na kanale portalu „meczyki.pl”. Odnoszę jednak wrażenie, że odpowiedź na powyższe pytanie jest wręcz banalna i każdy z nas doskonale ją zna. Rybus postawił na klub, który zaoferował mu najlepszy kontrakt. Podejrzewam, że wielu z Was w tym momencie uzna mój tekst za atak na Macieja – a przecież stwierdzam oczywisty fakt. Ba! Nie rozumiem dlaczego kierowanie się chęcią zarobku i dbanie o własny interes uważane są za coś złego. Piłkarze, agenci, trenerzy. Dla wszystkich futbol jest pracą za którą otrzymują pieniądze – a czego zadziwiająco boją się przyznać.
Rybus – nikt nie zapłaci tyle co Rosjanie
Rybus do Rosji wyjechał w 2012 roku, gdy podpisał kontrakt z Terekiem Grozny. Poza krótką przerwą na grę dla drużyny Olympique Lyon, od dekady związany jest z Rosją. Ma żonę Rosjankę, dwójkę dzieci. W sierpniu skończy 33 lata i pewnego poziomu już nie przeskoczy. Trudno dziś przewidywać ile lat gry w piłkę mu pozostało. Może właśnie podpisał swój ostatni zawodowy kontrakt? Oczywiście, mógł zachować się inaczej i szukać powrotu do Polski. Taka droga oznaczałaby zdecydowanie mniejszą pensję i zmianę miejsca zamieszkania. Maciej poszedł najprostszą dla siebie drogą – zostaje w Moskwie, przez dwa kolejne lata zarobi tyle, by zachować poziom życia, do którego jest już przyzwyczajony.
Odnoszę wrażenie, że dziś krytyka nie dotyczy samej decyzji Rybusa, co próby jej tłumaczenia kwestiami bezpieczeństwa. Mariusz Piekarski prawdopodobnie miał dobre intencje, ale był skazany na porażkę w rozpoczętej debacie. Chciał wybronić decyzję Rybusa, unikając stwierdzenia „Rybus gra tam, gdzie mu się podoba i gdzie mu dobrze płacą, ma w poważaniu co o nim powiedzą”. Zamiast tego otrzymaliśmy kilka frazesów, które punktowane są przez tzw. opinię publiczną.
Zahavi – agent, dla którego pieniądze nie mają znaczenia
Pozostawiając zawodnika Spartaka Moskwa, przypomnę niedawną wypowiedź Piniego Zahavi.
„Robert od początku wiedział, że Bayern chce go zastąpić Haalandem. Dla Roberta sprawa jest dość jasna: chce opuścić Bayern tego lata. Nikt tu nie dba o pieniądze, ani Robert, ani ja”.
źródło: https://twitter.com/90min_DE/status/1528461469783834625
Agent, którego „Bawarczycy” nazywali pazerną piranią, tak po prostu stwierdza, że razem z Robertem Lewandowskim „nie dbają o pieniądze”. Szczerze? Ciężko to w ogóle traktować poważnie. Kogo Zahavi chce oszukać? Podjął się „prowadzenia” Roberta z pasji, czysto charytatywnie? No nie róbmy sobie żartów. Lewy jest jednym z największych (obok Nkunku) piłkarzy prowadzonych przez Zahaviego, a obecna sytuacja to prawdopodobnie najlepsza okazja na zarobienie ekstra prowizji. Tymczasem gość udziela wywiadu dla „Bilda”, w którym stwierdza, że nie dba o pieniądze. Dobre!
Mbappe – nie interesuje się stanem konta
Jeszcze większy kaliber negocjacji obrali w Paryżu. Oto Kylian Mbappe tak długo „walczył” o transfer do Realu Madryt i tak często sugerował swoją miłość do „Królewskich”, że finalnie… przedłużył umowę z PSG. Oczywiście, nie usłyszymy z jego ust słów, że tak wielkiej kasy nie można było odrzucić. Zamiast tego skazani jesteśmy na bajki o wierze we wspaniały projekt i zadowoleniu z gry w Ligue 1 zamiast LaLidze. Nie muszę chyba dodawać, że Kylian nie przejmuje się stanem konta, prawda?
„Będę komentować tylko tematy sportowe, ponieważ zależy mi tylko na boisku, a nie na stanie mojego konta. Nie rozmawiałem z prezydentem PSG o pieniądzach. Mój prawnik i mama to zrobili, ale rozmowy też nie były długie”.
źródło: https://twitter.com/PlayersSayings/status/1533083016674820097
Trzy wymienione przeze mnie przypadki chociaż różne – ostatecznie kończą się rozmową o pieniądzach. Każdy człowiek chciałby zarabiać więcej – nauczyciel, policjant, piłkarz czy agent. Jednocześnie, w świecie sportu na palcach jednej ręki można policzyć przypadki osób, które otwarcie przyznają swoją motywację. O ile brak odwagi w deklaracji, że to kasa jest kluczem w podejmowaniu decyzji można zrozumieć, o tyle próby przekonywania, że nie ma ona znaczenia ocierają się o farsę.