Skaza na wizerunku Ancelottiego. Kogo winić za porażkę Realu Madryt?

Real Madryt najchętniej wymazałby z pamięci niedzielne El Clasico. Porażka 0:4 na własnym stadionie to nie tylko kompromitacja, ale także pokaz nieporadności i serii nietrafionych decyzji. W tym meczu wszystko od początku do końca układało się nie po myśli Realu Madryt, ale nie można w tej sytuacji mówić o pechu. FC Barcelona była lepsza, a Carlo Ancelotti musi teraz szybko wyciągnąć wnioski.

REKLAMA

Całkowity brak ambicji i sportowej złości

Sam pisząc o nastrojach przedmeczowych, zaznaczałem, że w Madrycie panuje spokój. Duża przewaga w lidze, dobra forma, a do tego kwestia mentalna po wyeliminowaniu PSG w Lidze Mistrzów. Nie spodziewałem się jednak takiego występu, jaki przyszło nam oglądać.

Być może byliśmy zbyt zrelaksowani z powodu przewagi w tabeli. Jesteśmy smutni, bo porażka w klasyku zawsze bardzo boli.

Nacho po meczu z FC Barceloną.

Problemem nie były błędy jednego czy dwóch zawodników. Tu już samo podejście do tego spotkania było zatrważające. Królewscy wyszli na boisko, jakby grali z Deportivo Alaves czy Elche. To nie była kwestia tego, że byli spokojni. Spokój nie byłby niczym złym, ale oni wyszli bez jakichkolwiek ambicji. Nie było widać chęci, ani tym bardziej respektu do rywali. Realowi wydawało się chyba, że to ta sama Barcelona jak za Koemana. Wyglądało to tak, jakby przez miesiąc nie obserwowali tego, co dzieje się w hiszpańskiej piłce. Rozumiem skupienie na rewanżu z PSG, ale ciężko wytłumaczyć ich podejście do Klasyku.

Koszmarne błędy

Ze świecą szukać zawodnika Realu, który nie popełnił wczoraj chociaż jednego błędu. Zwłaszcza obrona funkcjonowała fatalnie. Chociaż to też na wyrost, bo ona w ogóle nie funkcjonowała. Alaba podejmował fatalne decyzje, Militao popełniał proste błędy, Nacho i Carvajal byli jedynie pachołkami do mijania przez skrzydłowych Barcelony. Ale wyżej wcale nie było lepiej. Casemiro dłuższymi momentami był nieobecny, a Kroosa zapamiętamy z nerwowych rozmów z arbitrem. Vinicius był wczoraj swoją najbardziej irytującą wersją z poprzedniego sezonu i zgrupowań reprezentacji, kiedy to rozgrywa własny mecz, w którym celem jest przedryblowanie obrońcy. Rodrygo natomiast był po prostu sobą.

Po tym meczu nikogo nie można pochwalić, a jedynie mniej skrytykować. Courtois uchronił Real przed jeszcze wyższą porażką, a w polu przynajmniej Fede Valverde i Luka Modrić próbowali jakkolwiek zareagować i widać było ich zaangażowanie. To jednak tyle. Już nawet nie chodzi o złość co do całego składu za ich występ. To jest bezradność i wstyd.

Ancelotti próbuje wymyślić koło na nowo

Kompletnie nie rozumiem zachowania Carlo Ancelottiego. W większości klubów, kiedy podstawowy zawodnik nie może grać, to na jego pozycje wstawiany jest inny, i ewentualnie delikatnie zmienia się polecenia taktyczne. Ancelotti natomiast w takiej sytuacji szuka kwadratowych jaj i całkowicie zmienia taktykę, co jednak już nie raz pokazało, że nie działa. Jaki sens ma wystawianie Modricia jako fałszywego napastnika, skoro wiadomo, że on się tam nie odnajduje. Dzięki temu nie było ani napastnika, ani najlepszego pomocnika w środku pola.

Zmiany personalne i taktyczne najlepiej byłoby przemilczeć. Reakcje Włocha wyglądały na paniczne próby zrobienia czegokolwiek, aby uratować sytuację. Zamiast jednak pomóc, jeszcze bardziej namieszały i sprowokowały pojawienie się nowych problemów. Ancelotti nagle w drugiej połowie przypomniał sobie, że ma w składzie napastnika. Czy jednak wpuszczanie Mariano na boisko w Klasyku miało jakikolwiek sens? Zawodnik, dla którego było to 7 spotkanie w tym sezonie, miał ratować klub przed kompromitacją. To jednak nie jest błąd tylko tego meczu, ale zarządzania kadrą na przestrzeni całego sezonu. Ancelotti sam sprawił, że na ławce nie ma zawodnika w jakimkolwiek rytmie meczowym. Szczególnie jeżeli chodzi o pozycję napastnika.

Carlo Ancelotti osiąga znakomite wyniki z Realem Madryt w bieżącym sezonie. Jednak wczorajsze spotkanie było potwierdzeniem wszystkich głosów krytyki, jaka spada na Włocha w mediach. Ancelotti może zaprzeczać na konferencjach prasowych, dawać kontrargumenty wobec tez dziennikarzy, ale ostatecznie podczas spotkań przeczy sam sobie. Po meczu powiedział, że ten wynik to jego wina, i z pewnością miał w tym dużo racji. Nie jest jednak jedynym winowajcą i to też trzeba wyraźnie zaznaczyć. Po przerwie reprezentacyjnej dowiemy się, czy wyciągnięto z tego jakieś wnioski. Oby, bo już niedługo dwumecz z Chelsea w Lidze Mistrzów.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ