Druga kolejka zmagań w LaLiga przyniosła kolejne zaskakujące rozstrzygnięcia, a także pozwala na wysnucie ciekawych wniosków. Villarreal przespał sygnał startowy, a Valencia od początku gra tak, jakby walczyła o życie. Real Madryt mimo braku napastnika, ma kogoś, mogącego wejść w jego buty. Barcelona, chociaż dziewiątkę w składzie ma (i to całkiem niezłą), tak w grze już tego nie widać. Do tego Sevilla, która podobnie jak rok temu, notuje fatalny początek sezonu.
Villarreal nadal w trybie przedsezonowym?
Żółta Łódź Podwodna przegrała w pierwszej kolejce z Realem Betis po meczu, który nie powalał na kolana. Już wtedy wytykano zespołowi Quique Setiena brak intensywności w grze. Verdiblancos za każdym razem, kiedy przyspieszali grę, tworzyli zagrożenie pod bramką Filipa Jörgensena. Nie inaczej było w meczu drugiej kolejki z Mallorką. Villarreal wyglądał na zespół grający na zaciągniętym ręcznym. Grał za wolno, bez pomysłu na przedarcie się przez obronę rywali. Z drugiej jednak strony w przerwie na uzupełnienie płynów słyszeliśmy, że trenerowi Villarrealu taka gra pasowała i zachęcał do jej kontynuowania.
Szczęśliwie dla nich drużyna Mallorki nie chciała wziąć przykładu z Realu Betis i mocniej nacisnąć. A wcale nie potrzeba było wiele wysiłku, aby sprawić problemy duńskiemu bramkarzowi Villarrealu. Ekipa Setiena w drugiej połowie dopięła swego i wyszła na prowadzenie, ale z taką grą sami proszą się o kłopoty. Zwłaszcza z ekipami, których celem nie będzie próba przeżycia i obserwowanie gry rywali z własnego bloku obronnego. Gra Villarrealu dalej przypomina bardziej mecze przygotowawcze, aniżeli te ligowe o punkty.
Mallorca 0:1 Villarreal
Chłopaki z Valencii na przekór wszystkim
Los Ches mają swoje ogromne problemy wewnętrzne. Kadra kolejny raz nie została wzmocniona, możliwe są jeszcze odejścia, a prezes klubu nie wydaje się być zainteresowany dbaniem o niego. Mimo to drugą kolejkę z rzędu Valencii udało się dopisać na swoje konto komplet punktów. Ruben Baraja decyduje się na tak niekonwencjonalne rozwiązania jak chociażby ustawienie Mouctara Diakhaby’ego w linii pomocy, a to zaskakująco przynosi efekt. Do tego cała Valencia ogromnie wierzy w swoją młodzież. W poprzednim sezonie to ona wywalczyła utrzymanie, a w tym ma zapewnić spokojny byt dużo wcześniej. Nie propagujemy hurraoptymizmu i nie głosimy tezy o Valencii walczącej o europejskie puchary. Nietoperze przez niektórych są skazywani na spadek, na co wpływ mają mieć problemy finansowe i unikanie odpowiedzialności ze strony prezesa. Celem jest spokojne utrzymanie się w LaLiga, a zbieranie punktów od samego początku powinno uspokoić sytuację wokół klubu.
Valencia 1:0 Las Palmas
Jude Bellingham jest odpowiedzią na wszelkie problemy Realu Madryt w ofensywie?
Carlo Ancelotti w meczu z Almerią ponownie zdecydował się na formację z pomocnikami ustawionymi w diamencie. Przed nimi znajdowali się dwaj napastnicy, w których rolę próbowali wcielać się jednak skrzydłowi. O ile Rodrygo w miarę dobrze odnajduje się w grze bliżej centrum boiska, tak już Vinicius często stara się rozszerzać grę, schodząc blisko bocznej linii. Można odnieść wrażenie, że obu Brazylijczykom lepiej grałoby się, gdyby mieli obok siebie nominalnego napastnika. W tę rolę wchodzić próbuje jednak nowy nabytek Królewskich, Jude Bellingham.
Anglik jest najwyżej ustawionym pomocnikiem w diamencie, a na boisku często wchodzi w przestrzenie typowe dla napastnika. Z Almerią dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, a po dwóch kolejkach przewodzi tabeli strzelców. O ile nie zakładamy, że długo się na tym szczycie utrzyma, tak wydaje się być idealnie dopasowany do obecnego sposoby gry Realu. Można nawet powiedzieć, że to formacja i styl jest dostosowana do tego, aby wnieść Anglika na wyżyny jego możliwości. Bellingham strzela gole, uczestniczy w rozegraniu, a do tego ma swój wkład w defensywie. Trudno znaleźć u tego zawodnika jakiekolwiek braki. Póki co trzeba przyznać, że jego wejście do LaLiga jest wyśmienite.
Barca wygrywa, mimo słabej formy Lewandowskiego
Barcelona nie trafiła na najprzyjemniejszy początek sezonu. Dwie pierwsze kolejki to mecze z ekipami ultra defensywnymi, które w pierwszej kolejności murują dostęp do własnej bramki. Przeciwko takim drużynom nie gra się łatwo. W teorii jest się często przy piłce, ale im bliżej pola karnego tym mniej jest wolnego miejsca. Trudno przedrzeć się przez gąszcz obrońców i potrzeba odpowiednio przećwiczonych schematów. Mecz z Cadiz taki właśnie był. Do tego drużyna Sergio znacznie częściej niż tydzień temu Getafe próbowała szczęścia w kontratakach. Barcelona finalnie dopisała sobie trzy punkty, ale nie obyło się bez cierpienia tak samych piłkarzy, jak i kibiców oglądających to „widowisko”.
Oddzielny wątek stanowi forma Roberta Lewandowskiego w obu spotkaniach, która daleka była od optymalnej. Mecze z Getafe i Cadiz to spotkania odpowiednie na częstsze próby zagrywania piłki w pole karne na napastnika. Lewy powinien szukać sobie miejsca w polu karnym, skupiając na sobie uwagę obrońców. Zamiast tego jednak próbował schodzić niżej, co znamy, chociażby z jego gry w reprezentacji Polski. Problem w tym, że Barcelona ma na tyle wielu zawodników odpowiedzialnych za rozgrywanie, że dodatkowa pomoc w postaci Lewandowskiego nie jest już tam potrzebna. Lewy zostawiał za to za sobą dziurę w ataku, której nie miał kto uzupełniać. Przez to finalnie obrońcy rywali mieli łatwiejsze zadanie w bronieniu dostępu do własnej bramki. Do tego można dodać już samą grę Lewego z piłką, naznaczoną drobnymi błędami i zbyt długim podejmowaniem decyzji. Barcelona potrzebuje Lewandowskiego w dobrej formie, a tego na początku sezonu brakuje.
Sevilla znowu musi odbijać się od dna
Wydawało się, że początek poprzedniego sezonu był wypadkiem przy pracy i nie ma prawa się powtórzyć. W klubie zmieniano trenerów, starano się wzmocnić kadrę (w miarę swoich niewielkich możliwości), a do tego poprzednią kampanię zakończoną zwycięstwem w Lidze Europy. O problemach Sevilli na starcie nowego sezonu pisaliśmy jednak już tydzień temu. Los Nervionenses są łatwi do rozszyfrowania, opierając swoją grę głównie na dośrodkowaniach. Nastroje kibiców mogły zostać poprawione w środku tygodnia, kiedy ich ulubieńcy postawili się Manchesterowi City Pepa Guardioli. Co prawda przegrali po rzutach karnych, ale w regulaminowym czasie z dobrej strony pokazali się tak w defensywie, jak i ofensywie. Obu tych rzeczy zabrakło jednak w meczu z Deportivo Alaves.
Pierwsza połowa była huśtawką emocji. W ataku zawodnicy Sevilli mieli problemy z trafieniem do bramki, a w defensywie dwukrotnie stracili gola po uderzeniu z dystansu. W drugiej połowie natomiast mieli problemy z odpieraniem ataków beniaminka i jeszcze dwukrotnie musieli wyjmować piłkę z własnej bramki. Piękny gol Rafy Mira w końcówce był marnym pocieszeniem. Sevilla co prawda grała na trudnym terenie. Deportivo Alaves już w zeszłym sezonie na Estadio Mendizorrotza zdobywało wiele punktów. Jednak stracenie aż 4 goli nie powinno mieć miejsca. To miał być sezon, który pozwoliłby zapomnieć o słabych wynikach z poprzedniego, a rozpoczyna się od przebywania w strefie spadkowej już po 2. kolejkach. Do tego z drużynami typowanymi do spadku. Nie wygląda to dobrze w Sevilli.
Deportivo Alaves 4:3 Sevilla
Co jeszcze wydarzyło się w 2. kolejce LaLiga?
- Real Sociedad znowu jako pierwszy zdobył gola, ale nie utrzymał prowadzenia do ostatniego gwizdka. Celta Vigo w doliczonym czasie gry zdobyła bramkę na wagę remisu.
- Athletic pokonał Osasunę (2:0) w meczu, który obie drużyny kończyły w dziesiątkę. Czerwone kartki zobaczyli Oihan Sancet (w 59 minucie meczu) i Chimy Avila (w 90+4 minucie).
- Girona na własnym stadionie rozprawiła się z Getafe (3:0). Los Azulones nie wyrzekli się jednak swojego pomysłu na grę – mecz kończyli z 20 faulami na liczniku i 6 żółtymi kartkami (w tym jedna dla Pepe Bordalasa)
- Nudne spotkanie zaserwowali nam piłkarze Realu Betis i Atletico Madryt (0:0). W całym meczu oglądaliśmy tylko jeden celny strzał na bramkę.
- Rayo Vallecano pokazuje, że jest w stanie radzić sobie bez Andoniego Iraoli. Los Vallecanos tym razem pokonali Granadę (2:0). Wraz z Realem Madryt i Valencią są jedynymi drużynami z kompletem punktów po dwóch kolejkach.
Golem kolejki wybraliśmy trafienie „na otarcie łez” Rafy Mira, ustalające wynik w starciu Deportivo Alaves z Sevillą na 4:3.