Na Signal Iduna Park przyjechał Eintracht Frankfurt, który na ostatnie 11 spotkań we wszystkich rozgrywkach wygrał tylko 1. Z kolei drużyna Edina Terzica po porażkach z RB Lipsk i Bayernem Monachium wracała na odpowiednie tory, jednak wypuszczenie prowadzenia w ostatnich minutach z VFB Stuttgartem rozwiało te nadzieje. Przed meczem obie drużyny z pewnością spoglądały na wyniki swoich rywali. Eintracht spadł na 9. miejsce w ligowej tabeli po zwycięstwach Wolfsburga i Mainz, a Borussia znowu dostała szansę od Bayernu Monachium, który poniósł porażkę z Mainz.
Więcej jakości i konkretów gospodarzy
O ile pierwsze 15 minut meczu zwiastowało ciężkie spotkanie dla drużyny Edina Terzica z powodu powolnej i przewidywalnej gry, o tyle w 19. minucie Jude Bellingham rozwiał te wątpliwości. Pięć minut później było już 2:0, a gola strzelił Donyell Malen. Bardzo dobrze funkcjonowała ofensywa „czarno-żółtych”. Tego nie można powiedzieć o defensywie gości. Za łatwo pozwalali dostawać się do swojego pola karnego, pokazując po raz kolejny swój największy mankament, który towarzyszy tej drużynie od kilku dobrych spotkań. W ataku próbowali tworzyć sobie coraz to więcej okazji, starali się stwarzać swoje sytuacje, lecz brakowało w nich jakości takiej, jaką miała w tym meczu Borussia.
Po drugim golu Eintracht ruszył, zaczął bardziej grać, ale nie potrafił jakoś poważnie zagrozić bramce, której strzegł Gregor Kobel. Potrafiło za to BVB, które w 41. minucie po golu Matsa Hummelsa prowadziło już 3:0. Wyglądało to trochę tak, że Eintracht grał, a Borussia strzelała. Wynik niekoniecznie oddawał przebieg gry. Jednak nie da się myśleć o zwycięstwie nawet z tak średnio prezentującą się drużyną Edina Terzica, grając tak słabo w obronie jak grała dzisiaj drużyna Oliviera Glasnera.
Kontrola połączona ze spokojem
Mimo że Eintracht próbował, to nadal w tych próbach nie było zbyt dużego zagrożenia. Borussia wiedziała o tym doskonale i sprawiała wrażenie ludzie, którzy mają wszystko pod kontrolą, którym nie można zagrozić. Pewna siebie Borussia szła po swoje, a dublet w 67. minucie zanotował Donyell Malen. Powtórzę się, ale zawodnicy Edina Terzica nie grali wybitnego spotkania, co najwyżej dobre, ale byli do bólu skuteczni. Znakomicie wykorzystywali apatyczność w obronie swoich rywali i zamienili swoje stuprocentowe sytuacje na gole. Tego BVB potrzebowało. Wykorzystali potknięcie Bayernu i wskakują na pozycje lidera. W końcu chciałoby się rzec.
Na ten moment jedyne, kto może tej drużynie zagrozić to ona sama. Wystarczy wygrać wszystkie spotkania do końca sezonu i nie trzeba będzie patrzeć na konkurencję. Nie będzie to łatwe, ale nie takie zadania w tym sezonie Borussia już wykonywała. Do końca sezonu zostało 5. spotkań, a tyle meczów z rzędu BVB potrafiło już w tym sezonie wygrać. Wszystko w ich rękach, głowach i przede wszystkim nogach. Detronizacja Bayernu na wyciągnięcie ręki. Takiej okazji Borussia nie miała od bardzo dawna.