Bournemouth przegrało na Etihad Stadium 0:4. Nottingham Forest dostało aż 6 goli. Dziś na stadion mistrza Anglii przyjechał trzeci z beniaminków, Fulham. Ekipa Marco Silvy nie była już tak łatwa do pokonania, ale Manchester City w doliczonym czasie gry strzelił zwycięskiego gola.
Początek meczu wskazywał, że Manchester City może przejechać się po kolejnym beniaminku.
Zaczęło się od gola Juliana Alvareza, który otrzymał kolejną szansę dzięki kontuzji Erlinga Haalanda. Norweg znalazł się już dziś w kadrze meczowej, ale rozpoczął na ławce. Momentem zwrotnym dla przebiegu meczu była 26. minuta, kiedy to Joao Cancelo sfaulował w polu karnym Harry’ego Wilsona i za to przewinienie wyleciał z boiska. Andreas Pereira zamienił jedenastkę na gola i Manchester City musiał szukać zwycięskiego gola grając w dziesiątkę.
Niemniej jednak, gdyby ktoś włączył mecz później, a w lewym górnym rogu na tablicy wyników nie widniałby symbol czerwonego kartonika to nie miał żadnych podstaw, aby pomyśleć, że zespół Pepa Guardioli gra w dziesiątkę. Fulham nie zmieniło swojego podejścia i za wszelką cenę chciało utrzymać remis. Z jednej strony można takie defensywne podejście zrozumieć, bo punkt na stadionie mistrza Anglii przed spotkaniem braliby z pocałowaniem ręki, jednak z drugiej – The Citizens największe problemy w tym sezonie mieli przeciwko rywalom, którzy nie bali się zaatakować ich wysokim pressingiem. Fulham grając w przewadze śmiało mogło to zrobić. Ale nie chciało. Najlepiej ich podejście oddaje statystyka strzałów – grając prawie 70 minut w przewadze oddali tylko 3 strzały (nie licząc rzutu karnego).
Gra na utrzymanie wyniku zemściła się w doliczonym czasie gry.
Ciśnienia nie wytrzymał Antonee Robinson, który sfaulował w polu karnym Kevina De Bruyne. Do piłki podszedł Erling Haaland. Norweg już wcześniej po wejściu z ławki trafił do siatki, ale gol został anulowany, ponieważ znajdował się on na spalonym. Z jedenastu metrów już się nie pomylił, choć nie był to dobrze wykonany rzut karny. Gdyby zespół Marco Silvy utrzymał remis do końca być może byłby chwalony za dobrą grę w defensywie. Jeden błąd zadecydował jednak o tym, że będzie się o nich mówiło raczej przez pryzmat tego, co mogli zrobić, ale nie chcieli zaryzykować.