Luis Diaz – transfer, który dał Liverpoolowi finał Ligi Mistrzów

Napisać, że Luis Diaz i jego wejście w przerwie było game-changerem w rewanżowym starciu półfinału Ligi Mistrzów na Estadio de la Ceramica być może byłoby lekkim nadużyciem, ponieważ cały Liverpool po zmianie stron zaczął grać lepiej. Niemniej jednak, pojawienie się Kolumbijczyka na boisku miało znaczący wpływ na losy tego spotkania i w konsekwencji awans do finału Ligi Mistrzów. The Reds zimą zrobili znakomity biznes.

REKLAMA

Dlaczego Liverpool nie poradził sobie z Villarrelaem w pierwszej połowie?

Zacznijmy od wydarzeń z pierwszej połowy. Takiego obrotu spraw chyba nikt się nie spodziewał. Mając w pamięci pierwsze spotkanie na Anfield, w którym Villarreal nie stworzył żadnego zagrożenia pod bramką Alissona wszyscy byliśmy zgodni. Liverpool to zespół zbyt dobry, zbyt jakościowy, zbyt doświadczony i zbyt dojrzały, aby dać się wciągnąć w gierki Unaia Emery’ego. A jednak. Szkoleniowiec Żółtej Łodzi Podwodnej na konferencji przedmeczowej mówił, że muszą zagrać perfekcyjnie i wykorzystać słabości Liverpoolu. I to się stało. Villarreal sprawił, że The Reds zagrali chyba najgorszą połowę w tym sezonie. Oba gole strzelili po bardzo podobnym schemacie – dośrodkowaniu na dalszy słupek na wbiegającego tam środkowego pomocnika. Przy warunkach fizycznych Robertsona i Trenta to jeden z naprawdę niewielu newralgicznych punktów Liverpoolu. Emery potrafił to wykorzystać.

Zespół Jurgena Kloppa nie radził sobie z wysokim pressingiem rywali. Villarreal agresywnie atakował już środkowych obrońców, przez co Liverpool był bardzo niedokładny i w konsekwencji nie potrafił dłużej utrzymać się przy piłce. W pierwszej połowie grali na 67-procentowej celności podań. Mieli tylko 43% posiadania piłki. Thiago, który w poprzednich meczach błyszczał, a jego wskaźnik celności podań nie spadał poniżej 95% – dzisiaj przez pierwsze 45 minut średnio co 3-4 podanie mu nie wychodziło. Jurgena Kloppa czekał bardzo ważny kwadrans, aby wstrząsnąć zespołem w przerwie. Niemiec nie musiał kombinować z taktyką. Przekaz mógł ograniczyć po prostu do słów „zacznijcie grać w piłkę”. Liverpool musiał wrócić do tego, co prezentuje przez cały 2022 rok. Ma wyższe umiejętności od Villarrealu, więc nie było potrzeby komplikowania zadań. Podstawową misją Kloppa było trafienie do głów piłkarzy.

Luis Diaz na ratunek

Klopp nie robił panicznych ruchów. Nie zmieniał układu środka pola, który słabo funkcjonował. Jedyną roszadą, jakiej dokonał było wejście Luisa Diaza za Diogo Jotę, a na środek ataku został przesunięty Sadio Mane, który ostatnio świetnie czuje się na tej pozycji. Odzyskanie kontroli nad spotkaniem to efekt dużo większej dokładności, spokoju przy rozegraniu i braku zagrywania panicznych długich podań. Na to zapracował cały zespół, choć zmiana podejścia Villarrealu, który przy stanie 2:2 w dwumeczu ustawił się niżej i nie był już tak agresywny na pewno im w tym pomogła.

Luis Diaz był kluczowy, jeśli chodzi o ciągłe nękanie rywali. Jego umiejętność przyklejenia się do linii bocznej i utrzymywania piłki była nieoceniona. Czy to z rywalem na plecach, czy mając przed sobą dwóch oponentów zawsze potrafił znaleźć sposób, aby zrobić przewagę. Diogo Jota tego nie ma. Portugalczyk woli dostawać piłkę na dobieg, czy szukać wolnych stref niż przyjmować piłkę z przeciwnikiem na plecach. Rywale często koncentrują się na doskoku i odbiorze piłki w bocznych strefach, jednak przeciwko Kolumbijczykowi jest to sztuka niezwykle trudna. Diaz znakomicie kontroluje piłkę, prowadzi ją blisko nogi, potrafi zgubić rywala na małej przestrzeni i dobrze rozumie się z Mane w grze kombinacyjnej. Ten wachlarz możliwości sprawia, że 25-latek sprawia ogromne kłopoty defensywie rywali. Gol, którego zdobył praktycznie zamknął losy dwumeczu, ale było to tylko udokumentowanie różnicy, jaką po wejściu zrobił Kolumbijczyk.

Liverpool znalazł kolejny diament

Napisanie, iż Liverpool nie awansowałby do finału Ligi Mistrzów bez Luisa Diaza byłoby przesadą. Tego się nie dowiemy. Jednakże, jeśli chcielibyśmy stworzyć ranking zawodników, którzy mieli największy wpływ na odwrócenie losów wczorajszego spotkania – na pierwszym miejscu powinniśmy umieścić Kolumbijczyka. Tempo w jakim Luis Diaz zaaklimatyzował się w zespole i wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie jest imponujące. Ostatnim tak dobrym zimowym transferem w Premier League był chyba Bruno Fernandes. Z tą różnicą, że na Portugalczyka już wtedy patrzono jako potencjalnego zbawiciela Czerwonych Diabłów. Luis Diaz miał być natomiast poszerzeniem opcji w ataku i inwestycją w przyszłość. Nikt nie zakładał, że 25-latek odpali tak szybko.

To moment, w którym po raz kolejny warto docenić skauting Liverpoolu. Na Anfield sprowadzono kolejny diament, którego – jak się okazało – nie trzeba nawet oszlifować. Liverpool od kilku sezonów nie ściąga gwiazd i nie przeprowadza wielomilionowych transferów. Dobiera piłkarzy tak, aby charakterystyką pasowali do wymagań w systemie Jurgena Kloppa. Luisa Diaza wyciągnęli po promocyjnej cenie zanim zrobiła się po niego kolejka chętnych. Możemy mówić, że zaryzykowali, bo Kolumbijczyk tak naprawdę na wysokim poziomie grał tylko przez ostatnie pół sezonu, jednak ciężko nie odnieść wrażenia, że Liverpool wiedział kogo kupuje, a trener miał pomysł, jak wpasować go do składu. I dziś zbierają owoce mądrego procesu transferowego. Luis Diaz dołożył dużą cegłę do awansu do finału Ligi Mistrzów.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,602FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ