Levante UD – Przespany początek sezonu zadecydował o spadku

Od Levante rozpoczynamy cykl podsumowań sezonu w wykonaniu drużyn z LaLiga. Granotes w najwyższej klasie rozgrywkowej w Hiszpanii grali 5 sezonów, ale już kolejny spędzą na jej zapleczu. Jak do tego doszło, że zespół z Walencji rozegrał tak rozczarowujący sezon?

REKLAMA

Brak rozwoju

Levante nigdy nie słynęło z przeprowadzania wielomilionowych transferów. Nie można więc im zarzucać, że nie przeprowadzili znaczącego wzmocnienia kadry przed sezonem. Był to kierunek, który obrało kilka drużyn w Hiszpanii. Oczekiwano, że posiadani piłkarze wejdą na wyższy poziom, plus ewentualnie w zespole objawi się jakaś nowa gwiazda prosto ze szkółki. Skończyło się jednak na tym, że Levante ponownie zależało od Jose Moralesa. Ten często imponował, a swoimi dryblingami wprawiał w podziw nie tylko sympatyków Levante. Napędzał ofensywę drużyny, która mimo niskiej pozycji w tabeli prezentowała się nad wyraz dobrze. Tak znaczącej postaci zabrakło jednak w defensywie, gdzie panował bardzo duży chaos.

Nieudana zmiana

Niespodziewanie najgorzej w Levante wyglądała pozycja trenera. Od marca 2018 roku menadżerem zespołu był Paco Lopez. Od tamtego momentu czterokrotnie utrzymywał on zespół w LaLiga. Problemy rozpoczęły się już pod koniec poprzedniego sezonu. Levante zaliczyło wówczas bardzo słabą końcówkę, w 8 ostatnich meczach ligi nie wygrywając ani razu. Lopez miał jednak zaufanie zarządu, a także kibiców, więc mógł spokojnie skupić się na przygotowaniach do nowego sezonu. Jego projekt jednak wydawał się być wypalony. Samo wejście w nowy sezon nie było najgorsze. Warto przypomnieć chociażby mecz z Realem Madryt zakończony remisem 3:3. Granotes postawili bardzo trudne warunki i byli nawet blisko zwycięstwa. Problem jednak w tym, że w tym jak i w innych meczach, tego zwycięstwa nie udało się dowieźć do ostatniego gwizdka.

Skończyło się na tym, że Levante z Paco Lopezem zanotowało kolejne 8 spotkań bez zwycięstwa. Przypadały na to co prawda 4 remisy, ale to nadal plasowało ich wówczas w strefie spadkowej. Wtedy zdecydowano się na zmiany, a Lopeza na ławce trenerskiej zastąpił Javier Pereira. Rozpoczął się więc proces szukania nowych rozwiązań. Niemal w każdym meczu testowano inne ustawienie. Wyników jednak nadal nie było. Pereira prowadził Levante w 7 spotkaniach, w których zdobył 3 punkty, ale nie wygrał ani razu. Granotes zanotowali świetny mecz przeciwko innej drużynie z Madrytu, Atletico, ale to też było za mało. Levante po 15 spotkaniach wciąż pozostawało bez, chociażby jednego, zwycięstwa.

Kolejne roszady, tym razem na plus

Zarząd zdecydował się więc na kolejne zmiany. Drużynę objął trener rezerw Levante, Alessio Lisci. Włoch zanotował bardzo dobre wejście, wygrywając 8:0 z zespołem Huracan Melilla w ramach Pucharu Króla. To podbudowało morale drużyny, ale początek i tak nie należał do prostych. Levante z Pucharu odpadło już w kolejnej rundzie, przegrywając po rzutach karnych z Alcoyano. W lidze również nie potrafili się przełamać i zanotować pierwszego zwycięstwa w sezonie. To udało im się dopiero w 20 kolejce przeciwko Majorce.

Lisciemu udało się przełamać złą passę, a później ustabilizować formę zespołu. Gdyby liczyć tabelę LaLiga tylko za okres, kiedy był on pierwszym trenerem zespołu, to Granotes znajdowaliby się na 15 miejscu. W 22 meczach Włocha zdobyli oni 25 punktów. W tym czasie strzelili 34 bramki (przy zaledwie 13 w pierwszych 15 spotkaniach sezonu). Lisci miał przede wszystkim pomysł na zespół. Levante bardzo dobrze się oglądało, z tego powodu, że ci chcieli grać dość ofensywną, otwartą piłkę. W ich przypadku nie da się mówić o defensywnym nastawieniu i nudnym futbolu. Z tego względu tym bardziej szkoda, że ostatecznie nie udało im się utrzymać. Levante po prostu było drużyną, którą mimo wszystko chciało się oglądać.

Kto strzeli więcej

Levante przez cały sezon zmagało się jednak z jednym poważnym problemem, którego nie udało się wyeliminować do samego końca. Mowa o grze w obronie. Na jeden mecz przed końcem licznik straconych bramek Levante wskazuje liczbę 74. Tym samym Granotes plasują się na niechlubnym pierwszym miejscu w tym zestawieniu. Do tego mają dużą „przewagę” nad drugim Deportivo Alaves, które straciło do tej pory 64 bramki. Możemy więc chwalić Levante za ofensywę, względem której uplasowaliby się w środku ligi, ale ich gra defensywna była zatrważająca. Tu nawet nie chodzi o popełnianie błędów, ale o ogólny poziom, jaki sobą reprezentowali. Levante starało się wychodzić na mecze z ofensywnym nastawieniem, co jednak mocno odkrywało ich braki w tyłach. Ze strony postronnego kibica mecze Levante były warte uwagi, bo zawsze padało w nich wiele bramek. Był to jednak też gwóźdź do trumny zespołu, który próbował ratować się przed spadkiem. Nie ważne jak dobrą ofensywę by mieli, z taką obroną nie dało się osiągnąć nic więcej.

Nie mówię „do widzenia”, mówię „do zobaczenia”

Pożegnanie Levante z LaLiga to jednak smutny moment dla fana hiszpańskiej piłki. Drużyna z Walencji w poprzednich latach uchodziła za bardzo trudnego przeciwnika, nawet dla drużyn z czołówki. Pokazali to z resztą też w tym sezonie, pokonując min. Atletico, Villarreal czy Real Sociedad. Te pojedyncze radosne momenty to jednak zdecydowanie za mało. Nie powiem, że ofensywne nastawienie było błędne, bo nie popieram defensywnej gry, jaką swego czasu prezentowało Getafe, czy ostatnio Cadiz. Problem jednak w tym, że w Levante zatracono gdzieś w tym wszystkim równowagę.

Mam nadzieję, że mimo wszystko szybko zobaczymy Granotes ponownie w LaLiga. Wiele jednak będzie zależało od tego, jakich zawodników stracą i jak będą planować kadrę. Defensywa na pewno wymaga odświeżenia, a być może nawet zbudowania na nowo w oparciu o całkiem nowe nazwiska. Ofensywnie cały czas prezentują się bardzo dobrze i w Segunda Division powinni być jedną z najlepszych drużyn pod tym względem. Wydaje się również, że po małym zamieszaniu w środku sezonu, na ławce trenerskiej jest teraz odpowiednia osoba, z którą można w Levante wiązać spore nadzieje.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ