Sezon Premier League oficjalnie dobiegł końca, a my ruszamy z serią podsumowań. Po publikacji jedenastki największych odkryć tego sezonu (sprawdzicie ją klikając tutaj) odwracamy kartę i szukamy największych rozczarowań. Po których zawodnikach spodziewaliśmy się w tych rozgrywkach więcej?
Oczywiście na sam początek warto wyjaśnić jakimi kryteriami sugerowaliśmy się przy swoich wyborach. Pod pojęciem „rozczarowanie” rozumiemy piłkarza, który w minionym sezonie zaliczył regres i spodziewaliśmy się po nim więcej. Podobnie, jak przy tworzeniu jedenastki odkryć staraliśmy się nie przesadzać z liczbą zawodników, którzy zmienili barwy klubowe, zwłaszcza tych, dla których było to pierwsze podejście do Premier League, ponieważ oni często nie spełniają wymagań.
Bramkarz – Edouard Mendy
Jak można przejść drogę od zwycięzcy Ligi Mistrzów, którym każdy się zachwycał do rezerwowego 12. zespołu Premier League, w którym kibice narzekają na podstawowego golkipera? Zapytajcie Edouarda Mendy’ego. Senegalczyk w minionym sezonie wyglądał naprawdę mizernie i po zwolnieniu Thomasa Tuchela stracił miejsce w składzie, ponieważ Graham Potter wyżej cenił sobie Kepę. U Lamparda dostał jedną szansę w lidze, ale też się nie popisał i tym, którzy zastanawiali się nad tym dlaczego nie broni tylko dał odpowiedź. Według modelu goli oczekiwanych w 10 spotkaniach przepuścił 2 gole więcej niż „powinien”.
Prawy obrońca – Thilo Kehrer
Z tą pozycją mieliśmy lekki problem, więc postawiliśmy na zawodnika, który częściej występował na środku obrony, ale wynikało to też z powodu nieobecności innych stoperów. Co do Kehrera można było mieć konkretne oczekiwania, ponieważ 25-latek był zawodnikiem PSG oraz dość ważną postacią w reprezentacji Niemiec. W Premier League Kehrer często wygląda, jakby zderzył się ze ścianą. Napastnicy raczej nie mieli problemów w pojedynkach fizycznych z nowym nabytkiem West Hamu, a sam Thilo Kehrer nie imponował też innymi atutami.
Środkowy obrońca – Wilfred Ndidi
Wildred Ndidi na środku obrony grał tylko na początku sezonu, kiedy Leicester brakowało stoperów, ale umieściliśmy go w tym zestawieniu, ponieważ celem nie jest tu stworzenie dobrze funkcjonującej jedenastki, a przedstawienie postaci, które rozczarowały w tym sezonie najbardziej. Nigeryjczyk jeszcze dwa lata temu uważany był za jednego z najlepszych defensywnych pomocników w Premier League. Po sezonie 2020/21 wiele osób umieszczało go w najlepszej jedenastce. Obecnie Wilfred Ndidi nie łapał się nawet do podstawowego składu Leicester, które przecież spadło z ligi. 26-latek po kontuzji kolana w drugiej części minionego sezonu nie zbliżył się nawet do dawnej dyspozycji. Nie tylko więc w sprzedaży Schmeichela i Fofany powinniśmy dopatrywać się szopki, jaką zespół odstawiał w defensywie.
Środkowy obrońca – Cristian Romero
Cristian Romero rok 2022 zakończył w najlepszy możliwy dla siebie sposób zdobywając z Argentyną mistrzostwo świata. Środkowy obrońca Tottenhamu do dzisiaj wygląda jednak tak, jakby jeszcze nie odkręcił się po świętowaniu tego sukcesu. W pierwszej części sezonu bez Argentyńczyka defensywa Tottenhamu wyglądała fatalnie, a po mundialu jego obecność nie wpływa już na liczbę traconych bramek. Cristian Romero zawsze opierał swój styl gry na bardzo agresywnym bronieniu i braku kalkulacji, co przy gorszej dyspozycji jest mocno eksponowane w negatywny sposób. 25-latek bardzo często jest spóźniony, przez co łapie mnóstwo kartek i źle się ustawia. Być może słaba postawa całego zespołu też ma wpływ na grę Romero, ale Argentyńczyk w poprzednim sezonie przyzwyczaił nas, że akurat od niego musimy wymagać.
Lewy obrońca – Marc Cucurella
Przez wielu uznawany najgorszym transferem w historii Premier League. Kwota 65 mln funtów była zdecydowanie wygórowana, ale jeszcze gorzej, że Chelsea chyba nie do końca wiedziała jakiego zawodnika kupuje. W roli lewego obrońcy Hiszpan słabo radził sobie w defensywie i miał niewielki udział w akcjach ofensywnych zespołu. Po jego debiutanckim sezonie w Chelsea w zasadzie ciężko stwierdzić jakie atuty ma Marc Cucurella. Słabą formę nowego nabytku The Blues tłumaczono także chorobą, którą przeszedł na przełomie września i października, kiedy stracił aż 5 kilogramów i nie potrafił odbudować formy. O ile jednak może to być wytłumaczenie kilku gorszych spotkań, o tyle nie całego sezonu.
Defensywny pomocnik – Kalvin Phillips
Kolejny transfer wewnętrzny w Premier League, który potoczył się zupełnie nie pomyśli klubu kupującego. Manchester City (i nie tylko) w Kalvinie Phillipsie widział idealny back-up dla Rodriego, ale zdecydowanie większość pierwszej części sezonu Anglik opuścił przez kontuzję. Phillips zdążył się wykurować na mundial, został powołany i znowu narobił sobie problemów, ponieważ do klubu wrócił z nadwagą. 27-latek dostawał więc mało szans, a gdy już takową otrzymał w Carabao Cup to zaprezentował się bardzo słabo. Na pierwszy występ w podstawowym składzie w Premier League musiał czekać aż jego zespół przypieczętuje tytuł. Przyzwyczailiśmy się, że pierwsze sezony nowych zawodników Man City u Pepa Guardioli są ciężkie, ale ten Phillipsa był wyjątkowo trudny.
Środkowy pomocnik – Youri Tielemans
Gdybyśmy mieli wskazywać największe rozczarowanie minionego sezonu Premier League to postawilibyśmy właśnie na belgijskiego pomocnika Leicester. W lecie, kiedy Tielemansowi pozostawało niespełnia 12 miesięcy do końca kontraktu z obecnym klubem media łączyły go z czołowymi zespołami, najmocniej bodajże z Arsenalem. Dziś Belg z pewnością jest jednym z najciekawszych kąsków do wyjęcia ze spadkowiczów, ale tylko dlatego, że będzie dostępny bez konieczności negocjacji kwoty odstepnego z Leicester, jest młody (26 lat) oraz znamy jego umiejętności, które prezentował w poprzednich sezonach. Na podstawie jedynie minionych 10 miesięcy nikt raczej nie wpadłby na pomysł, aby Youriego Tielemansa wziąć z powrotem do Premier League.
Ofensywny pomocnik – Philippe Coutinho
Philippe Coutinho zrobił prawdziwą furorę w poprzednim sezonie, kiedy przyszedł do Aston Villi na wypożyczenie. Wprawdzie po kapitalnym początku w końcówce rozgrywek trochę przygasł, ale The Villans i tak zdecydowali się wykupić Brazylijczyka z Barcelony. Dziś śmiało możemy napisać, że była to błędna decyzja. U Stevena Gerrarda 30-latek grał jeszcze regularnie, czasem w podstawowym składzie, a czasem wchodząc z ławki, ale były to bardziej występy na kredyt. U Unaia Emery’ego ciągle był rezerwowym i nie ma się czemu dziwić, jeśli ofensywny zawodnik przez ponad 700 minut strzela tylko jednego gola i nie ma żadnej asysty. Od końcówki lutego Brazylijczyk nie pojawił się ani razu na boisku przez kontuzję.
Lewoskrzydłowy – Heung-min Son
Król strzelców poprzedniego sezonu Premier Legue. Dotychczas symbol regularności i gwarancja, że nie zejdzie poniżej pewnego poziomu. Przez ostatnie lata do spółki z Harrym Kanem ciągnął ofensywę Kogutów, jednak w minionych rozgrywkach ten obowiązek spoczął jedynie na barkach Anglika, ponieważ Koreańczyk był kompletnie bez formy. Kiedy popatrzymy w liczby – 10 goli i 6 asyst – nie wygląda to źle, jednak Son niemal przez cały sezon ogromnie zawodził. Zamiast wartością dodaną stał się problemem zespołu. Jego skuteczność dryblingów w każdym sezonie w Tottenhamie oscylowała w granicach 55%, a w tym spadła poniżej 40%. Koreańczyk przestał być przebojowym skrzydłowym z ciągiem na bramkę i ogromną skutecznością.
Prawoskrzydłowy – Jesse Lingard
Tutaj też stosujemy lekkie przetasowania pozycyjne, ponieważ Jesse Lingard grał głównie jako ofensywny pomocnik lub bliżej lewego skrzydła, jednak trudno stworzyć taką jedenastkę bez udziału Anglika. Lingard miał być gwiazdą Nottingham Forest, liderem ofensywy tego zespołu, a finalnie skończył sezon bez żadnego punktu w klasyfikacji kanadyjskiej. Początkowo dzięki swojemu statusowi grał większość minut, ale z czasem Steve Cooper zrozumiał, że ma lepszych piłkarzy do dyspozycji. Kiedy beniaminek w końcówce sezonu heroicznie walczył o utrzymanie Jesse Lingard obserwował to jedynie z ławki. Po marcowej przerwie reprezentacyjnej 30-latek zagrał w Premier League tylko 2 minuty. To idealnie podsumowuje miniony sezon Lingarda i jego pobyt na City Ground.
Napastnik – Pierre-Emerick Aubameyang
„Brakuje nam bramkostrzelnego napastnika” – mówią kibice Chelsea próbując choć trochę wytłumaczyć swój zespół z kompromitującego sezonu. Wydaje się, że tego samego zdania był pod koniec okienka transferowego Thomas Tuchel, ale postawił nie na tego konia, co trzeba. Pierre-Emerick Aubameyang przez poprzednie pół roku w Barcelonie trafiał do siatki średnio co 99 minut w La Liga. Gabończyk był do wyjęcia w promocji, ponieważ kataloński zespół w obliczu problemów z zarejestrowaniem nowych zawodników musiał ciąć koszty na liście płac, więc Chelsea zwietrzyła okazję. Czas pokazał, że Auba nieprzypadkowo w ostatnich sezonach w Arsenalu zaliczał regres. 33-latek bazował głównie na atrybutach motorycznych, które z wiekiem znacząco spadły. 1 gol w całym sezonie Premier League (nawet jeśli Aubameyang zagrał raptem 550 minut) to ujma na honorze Gabończyka.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej