Jak Valencia stała się średniakiem ligi hiszpańskiej

O zarządzaniu w Valencii CF można by napisać oddzielny tekst albo i nawet kilka. Fakt jest jednak taki, że klub z Estadio Mestalla jest obecnie tylko cieniem dawnego siebie. Nie mam tu na myśli nawet bicia się o mistrzostwo Hiszpanii, ale przynajmniej o awans do Ligi Mistrzów. Valencia zmizerniała i nie daje argumentów, aby wierzyć, że nagle coś się zmieni.

REKLAMA

Droga donikąd

Nie jest tak, że Valencia dopiero w tym sezonie spisuje się poniżej oczekiwań. Ostatni dobry sezon zanotowała w sezonie 2018/19. Wówczas zajęła 4. miejsce w lidze i udało jej się awansować do upragnionej Ligi Mistrzów. O ile w niej im poszło w następnym sezonie przyzwoicie (wyszli z grupy z 1. miejsca, po czym odpadli w 1/8 z Atalantą), tak już w LaLiga wyglądało to znacznie gorzej. Ostatecznie sezon zakończyli dopiero na 9. miejscu, mając ujemny bilans bramkowy. Jeszcze gorzej było w sezonie 2020/21, kiedy to po ostatniej kolejce ligowej znajdowali się na miejscu 13.

Można było się spodziewać obniżenia lotów. Przed sezonem 2020/21 z klubu odeszli tacy zawodnicy jak Rodrigo, Ferran Torres, Coquelin, Kondogbia czy Parejo. Klub zarobił na nich prawie 90 milionów i… nie kupił nikogo. Wzmocnienia opierały się na wypożyczeniach i wprowadzaniu do pierwszego składu juniorów. Jak to się skończyło, pisałem już wyżej, pytanie więc, czy wyciągnięto wnioski? Po części, bo przynajmniej nie pozbyto się przed startem sezonu kluczowych zawodników. Niestety jednak nie ściągnięto też nowych piłkarzy, którzy pomogliby Valencii w walce o wyższe pozycje w tabeli.

Rozwiązaniem problemów miał być Pepe Bordelas. W Getafe słynął on z dobrze funkcjonującej obrony, chociaż także z tego, że jego zespół grał dość agresywnie. To jednak działało, czego efektem było bardzo dobre 5. miejsce z Azulones w sezonie 2018/19. Zespół pod nim może i nie grał efektownie, ale osiągał wyniki ponad stan. Na taki sam efekt liczono w Valencii.

Bieżący sezon

Spójrzmy na pozytywy, a więc zawodników, którzy rzeczywiście się w obecnej Valencii wyróżniają. Na pierwszy plan wychodzą Goncalo Guedes i Carlos Soler. Portugalczyk jest obecnie najlepszym strzelcem drużyny z 9. ligowymi bramkami na koncie. Niewiele gorzej w tym aspekcie wygląda Hiszpan, który ma ich 8. To na tych dwóch zawodnikach opiera się ofensywa Nietoperzy. Pomagać im próbuje jeszcze Hugo Duro, jednak tu bardziej mowa o poszczególnych momentach, a nie równej formie.

Gorsza sytuacja panuje w obronie. Tam zawodnicy albo zmagali się z kontuzjami, albo nie byli w optymalnej formie. Poskutkowało to tym, że tylko Levante ma więcej straconych bramek niż Valencia. Włodarze klubu na pewno nie tak wyobrażali sobie efekty pracy Bordelasa. Tracone bramki to niestety niejedyny problem.

Nie umieją grać z czołówką

Valencia nie potrafi grać z drużynami z czołówki. Spójrzmy na wynik Los Ches z obecnym top6 ligi, czyli z: Realem Madryt, Sevillą, Realem Betis, FC Barceloną, Atletico Madryt, i Villarrealem. Nietoperze mają za sobą 10 na 12 spotkań (zostało domowe spotkanie z Realem Betis i wyjazdowe z Villarrealem). Wyniki Valencii w tych meczach wyglądają bardzo źle: 1 zwycięstwo, 2 remisy i 7 porażek przy bilansie bramkowym 14:27. Daje to ponad połowę straconych bramek i aż 7 z 9 porażek w sezonie do tej pory.

Na czerwono porażki, na żółto remisy, na zielono zwycięstwo.

Najgorsze za nimi?

Valencia ma zawodników wyróżniających się w lidze i solidnego trenera. Mimo to ostatnie spotkanie z Barceloną idealnie pokazało wszelkie problemy, z którymi zmaga się drużyna Nietoperzy. Bardzo słaba obrona, nijaka pomoc i chaotyczny atak. To nie jest przepis na zespół, z którym trzeba by było się liczyć w rozgrywkach ligowych. Można uznać, że najtrudniejsze mecze mają za sobą i teraz powinno być już tylko lepiej. Ciężko jednak oczekiwać znacznej poprawy sytuacji w ligowej tabeli.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,654FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ