W pierwszym półfinale Coppa Italia Juventus Turyn pokonał Lazio 2:0. Przed rewanżem w tym pojedynku zaplanowano jednak drugie starcie 1/2 finału, czyli mecz Fiorentiny z Atalantą. W spotkaniu 6. i 10. siły Serie A nie brakowało emocji i wyrównanej walki, a oba zespoły podeszły do rywalizacji niezwykle poważnie, delegując do gry samych najważniejszych graczy. Profesjonalne nastawienie przełożyło się na wysoki pressing i intensywność spotkania. Dzięki temu bezstronni kibice zdecydowanie nie mogli narzekać na nudę. Najważniejsza była bowiem ofensywna gra i ogromna ilość szans kreowanych przez obie strony. Gdyby nie kiepska skuteczność, pierwsza część półfinałowej rywalizacji mogłaby zakończyć się naprawdę wysokim wynikiem. Ostatecznie mecz nie obfitował w trafienia, ale jedyny gol był niezwykle unikatowy.
Wysoki pressing i nawałnica wrzutek
Puchar Włoch to rozgrywki, w których droga do ewentualnego triumfu jest dla topowych drużyn relatywnie krótka. Najlepsze kluby włoskiego calcio rozpoczynają przygodę w pucharze dopiero od 1/8 finału. Od podnoszenia pucharu dzieli je więc zaledwie pięć starć, z których dwa półfinałowe odbywają się w formie dwumeczu.
Piłkarze Atalanty i Fiorentiny mają za sobą już trudne boje w poprzednich fazach pucharu. Choć to klub prowadzony przez Gian Piero Gasperiniego mierzył się z trudniejszymi rywalami, to Viola miewała większe problemy z awansowaniem. Obu dotychczasowych rywali – Parmę i Bolognę – pokonywała dopiero po serii rzutów karnych, niezbyt dobrze radząc sobie w roli faworyta do zwycięstwa. W środowy wieczór to jednak właśnie podopieczni Igora Tudora wyszli na boisko z lepszym planem na mecz. Zakładał on mięzy innymi dużą presję wywieraną na rywali blisko ich bramki.
Takie założenie taktyczne w połączeniu ze spokojnym rozegraniem i ułożoną defensywą było niezwykle problematyczne dla Atalanty, która wielokrotnie traciła piłkę i prowokowała niebezpieczne sytuacje. Żadna z nich nie zakończyła się jednak bramką, co było możliwe tylko dzięki częstym interwencjom Marco Carnesecchiego, swoją świetną dyspozycją ratującego skórę kolegom. Otwarcia wyniku nie przyniosły także dośrodkowania, które były masowo posyłane w pole karne i często docierały do adresatów. Bramkę udało się zdobyć dzięki świetnemu uderzeniu Rolando Mandragory. 26-letni pomocnik Fiorentiny strzelił z dystansu nadając futbolówce niezwykłą rotację. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do bramki, dzięki czemu fani zgromadzeni na Stadio Artemio Franchi mogli oglądać bramkę niezwykłej urody.
Zdominowana Atalanta
Po stracie bramki ekipa z Lombardii starała się wrócić do rywalizacji. W rzeczywistości do przerwy z wszelkich starań Nerazzurrich wynikło bardzo niewiele konkretów. Zdecydowana większość akcji kończyła się w fazie wyprowadzenia piłki, a ogrom strat, błędów indywidualnych, fauli i nieporozumień w kryciu sprawiał, że zaledwie jedna stracona bramka mogła być rozpatrywana w kategoriach sukcesu.
Prawdziwa odmiana gry Atalanty miała jednak miejsce po przerwie. Zimny prysznic w szatni sprawił, że po wznowieniu gry piłkarze Gasperiniego rzucili się do odrabiania strat. Niezwykle blisko było już po niespełna 4 minutach, kiedy Isak Hien odnalazł się w polu karnym i oddał pierwszy celny strzał swojej drużyny. Była to zaledwie jedna z wielu sytuacji, po których wyrównanie było w zasięgu ręki. Pomogły w tym także zmiany personalne dokonane po pierwszych 45 minutach. Z boiska zszedł Mario Pasalic, który kompletnie nie radził sobie z rolą kreatora gry drużyny pod naporem rywali. Swój występ zakończył także Rosjanin Aleksey Miranchuk. W ich miejsce na placu gry zameldowali się Gianluca Scamacca i Ederson, znacznie aktywniejsi od swoich poprzedników.
Fiorentina gra swoje
Lepsza forma drużyny gości nie oznaczała jednak rezygnacji ze stylu gry obranego przez Fiorentinę. Reprezentanci Włoch w Lidze Konferencji Europy wciąż atakowali, uderzali i stwarzali zagrożenie. Nadal nie rezygnowali także z połączenia krótkich, szybkich podań i precyzyjnych dośrodkowań. Tak szeroka gama mechanizmów rozegrania była sporą przeszkodą dla obrońców Atalanty, a jednocześnie nie sprawiała problemu świetnie dysponowanej drugiej linii Violi. W takiej grze najlepiej odnajdywał się kapitan gospodarzy, Giacomo Bonaventura. Były gracz Milanu chętnie wchodził w pojedynki indywidualne, wygrywając aż 64 proc. z nich. Dodatkowo, zanotował 2 celne dośrodkowania i 30/35 celnych podań. Nie były to zagrania zachowawcze czy spowalniające grę. Reprezentant Włoch świetnie odczytywał intencje swoich kolegów i nie bał się odważnych rozwiązań. Gdyby nie kapitalna dyspozycja Carnesecchiego, Bonaventura powinien zakończyć mecz z przynajmniej jedną asystą.
Nie ma mowy o odpuszczaniu
Obu stronom nie można było odmówić chęci zmiany wyniku. Wszelkie starania graczy ofensywnych nie były jednak w stanie pomóc w zdobyciu kolejnych bramek. Żadna z drużyn nie dawała jednak za wygraną, a mecz do ostatnich minut mógł się podobać. Na szacunek zasługiwało też podejście obu ekip, które nie zamierzały myśleć o oszczędzaniu pewnych zawodników z uwagi na napięty terminarz. Szczególnie widoczne było to w kontekście Fiorentiny. Ekipa Vicenzo Italiano ma przed sobą kolejne mecze w Coppa Italia, występy w europejskich pucharach i dalszą grę w Serie A, ale pierwszą roszadę w pojedynku z Atalantą przeprowadziła dopiero w ostatnim kwadransie meczu. Najwyraźniej szkoleniowiec zespołu doszedł do wniosku, że nie ma powodów do zmieniania działającej formuły, która zapewniła Fiorentinie prowadzenie i dość pewne ograniczanie atutów Atalanty.
Jednobramkową zaliczkę udało się utrzymać do ostatniego gwizdka arbitra. Dzięki temu w rewanżu to ekipa z Florencji będzie w bardziej komfortowym położeniu. Wcześniej należy jednak skupić się na zbliżających się starciach ligowych i ćwierćfinale LKE. W nim przedstawiciele Serie A zmierzą się z czeską Viktorią Pilzno. Z pewnością i te mecze nie będą potraktowane ulgowo, gdyż Fiorentina ma ambicje, by z powodzeniem rywalizować na kilku frontach.