W 10. kolejce Ekstraklasy upadł ostatni zespół, który w tym sezonie ligowym nie doznał jeszcze porażki. Grano także w środku tygodnia, dwukrotnie zmienił się też lider. Jak nieprzewidywalna potrafi być Ekstraklasa? Jak długo na stanowisku wytrzyma jeszcze Constantin Galca? W jaki sposób wygrywa Śląsk? Kto może odmienić ofensywę Piasta?
Ekstraklasy nie da się przewidzieć
O Ekstraklasie często mówi się, że jest najbardziej nieprzewidywalną ligą i w ostatnim tygodniu przekonaliśmy się dlaczego. W środku tygodnia cztery zespoły startujące w europejskich pucharach rozgrywały swoje zaległe mecze. W środę Legia wygrała z Pogonią w Szczecinie, mimo że w doliczonym czasie pierwszej połowy, przy stanie 1:1, otrzymali czerwoną kartkę. W weekend natomiast zespół Kosty Runjaicia przegrał w Białymstoku 0:2 oddając pierwszy celny strzał dopiero po 90. minucie gry. Wydawało się, że mecz z Legią zweryfikował Portowców, ale w tej kolejce na własnym stadionie za to rozbili Lecha Poznań 5:0. Lecha, który… w czwartek zdeklasował Raków wygrywając 4:1. Zespół Dawida Szwargi w niedzielę pokonał Radomiaka strzelając im trzy gole i nie tracąc żadnego.
I weź tu bądź mądry… W kontekście zespołów awizowanych do gry w pucharach po ostatnim tygodniu wiemy, że nic nie wiemy. W czwartek zaczęto podnosić temat lekkiego kryzysu Rakowa, od niedzieli – zastanawiamy się nad przyszłością Johna van den Broma w Poznaniu. To ten przypadek, w którym ciężko coś racjonalnie tłumaczyć. Ekstraklasa po prostu lubi zaskakiwać.
Śląsk Wrocław wygrywa defensywą
Śląsk Wrocław pisze jedną z bardziej nieprawdopodobnych historii w ostatnich miesiącach w Ekstrklasie. Zespół, który rzutem na taśmę utrzymał się w poprzednim sezonie w tej kolejce wygrał siódmy mecz z rzędu (1:0 z Wartą) ustanawiając nowy rekord klubu. Jacek Magiera podczas swojej drugiej kadencji we Wrocławiu buduje zespół na innych fundamentach niż wcześniej. Dwa lata temu oglądaliśmy zespół nastawiony ofensywnie, natomiast Śląsk Magiery 2.0 jest o wiele bardziej pragmatyczny i dbający o zabezpieczenie tyłów.
Wojskowi swój marsz w górę tabeli zawdzięczają bardzo dobrej defensywie. W ostatnich 6 meczach Śląsk zachował cztery czyste konta i stracił tylko dwa gole. Co więcej, ostatniego gola z gry podopieczni Jacka Magiery stracili… 12 sierpnia, w 4. kolejce w meczu ze Stalą Mielec. Od tego czasu stracili tylko trzy bramki, wszystkie po rzutach karnych. Wrocławianie lubią oddać rywalom piłkę i bronić się na własnej połowie ograniczając rywalowi przestrzeń za linią defensywy. Niższe średnie posiadanie piłki mają tylko Warta i Puszcza. Zwycięstwa Śląska są jednak trochę „na kredyt”. Statystyki sugerują, że defensywa Śląska jest przeciętna na tle całej ligi.
Adrian Siemieniec odmienił Jagiellonię
Kiedy Jagiellonia wskakiwała na szczyt tabeli po 6. kolejce Ekstraklasy wydawało się, że są beneficjentami korzystnego terminarza. Wyjazdowe straty punktów (porażka ze Śląskiem i remis z ŁKS-em) po części potwierdzają tą teorię, ale na własnym stadionie zespół Adriana Siemieńca nadal jest w tym sezonie bezbłędny. Mecz z Legią był piątym w obecnych rozgrywkach i piątym, które zakończyło się zwycięstwem. Ponadto w środku tygodnia przed własną publicznością wyrzucili za burtę obecnego lidera, Śląsk Wrocław. Wracając do spotkania z wicemistrzem Polski – są okoliczności, które sugerują wstrzymać się z hurraoptymizmem, ponieważ Legia nie zagrała w najsilniejszym składzie (Slisz i Josue weszli z ławki, natomiast Wszołek w ogóle nie znalazł się w kadrze), jednak tak czy inaczej był to bardzo dobry mecz białostoczan.
Jagiellonia pokazała, że jest zespołem elastycznym taktycznie. Choć lubią posiadać piłkę (5. najwyższy wynik w lidze) to przeciwko Legii długimi momentami, zwłaszcza w drugiej połowie, bronili się głęboko. Efekt był taki, że Legia pierwszy celny strzał oddała dopiero w doliczonym czasie gry. Jagiellonia pokazała także dużą jakość w posiadaniu piłki nie bojąc się rozgrywać piłki pod pressingiem i skutecznie przenosząc ją do przodu dalekim podaniem na Pululu lub do szeroko ustawionego skrzydłowego. Wygrana z Legią to pierwsze „wielkie zwycięstwo” Adriana Siemieńca, po którym jego zespół będzie traktowany o wiele bardziej poważnie.
Piast pokazuje, że w transferach nie liczy się ilość, a jakość
Gdybyśmy mieli wskazać zespół, w którym w letnim okienku transferowym działo się najmniej to prawdopodobnie byłby to Piast Gliwice. Przy Okrzei postawili na stabilizację, ale dołożyli jeden element, który zaczyna się spłacać. Chodzi o Serhija Krykuna. W meczu z Widzewem (3:2) Ukrainiec zdobył dwie bramki oraz wywalczył rzut karny, którego na gola zamienił Patryk Dziczek. Krykun miał więc bezpośredni udział przy każdym z czterech ostatnich goli zespołu Aleksandara Vukovicia, z czego sam strzelił trzy. Piast od początku sezonu kreuje sporo sytuacji, ale ma ogromny problem ze skutecznością. Większość goli strzelali po rzutach karnych, więc bramkostrzelny zawodnik jest dla nich na wagę złota.
Serhij Krykun został wyciągnięty z Górnika Łęczna w ramach wolnego transferu. 27-latek początkowo był rezerwowym, jokerem, który po wejściu z ławki miał rozruszać grę zespołu. Krykun jest skrzydłowym, który lubi grać 1 na 1 i potrafi dryblować. Jednostką, jakich w Ekstraklasie brakuje. Nawet jeśli Ukrainiec nie utrzyma dyspozycji strzeleckiej (bo jego dotychczasowa kariera sugeruje, że może być o to ciężko) to swoją grą powinien być wartościowym piłkarzem dla Piasta. A na problemy ze skutecznością trzeba znaleźć lekarstwo zimą na rynku transferowym.
To mogą być ostatnie chwile Constantina Galci w Radomiaku
Aby przypomnieć sobie ostatnie zwycięstwo Radomiaka musielibyśmy cofnąć się do 19 sierpnia. Wówczas, po 5. kolejce, Radomiak miał 9 punktów i zajmował 3. miejsce w tabeli. W kolejnych pięciu spotkaniach zgarnęli jednak zaledwie dwa „oczka” i przewaga nad strefą spadkową to już tylko dwa punkty. Ponadto odpadli z Pucharu Polski z 3-ligową Garbarnią Kraków. Constantin Galca obiecująco rozpoczął pracę, ale w ostatnich tygodniach jego zespół wpadł w dołek. Trener tłumaczy takie wyniki kontuzjami i wąską kadrą bezpośrednio atakując zarząd za niespełnienie obietnic. Władze Radomiaka nie słyną z cierpliwości, więc niewykluczone, że rumuński szkoleniowiec wkrótce straci pracę. Dwa następne spotkania będą kluczowe – to domowe potyczki z ŁKS-em i Koroną.
Mimo wszystko – wiele wskazuje na to, że Radomiak poradzi sobie z tymi rywalami. Choć ostatnie wyniki są trudne do zaakceptowania dla kibiców to całościowo Radomiak w tym sezonie poczynił lekki progres. Podopieczni Constantina Galci kreują sobie sporo sytuacji, ale często szwankuje skuteczność. W statystyce goli oczekiwanych (xG). Mniej bramek zdobyło natomiast tylko 6 zespołów. Gorzej Radomiak wygląda natomiast w bronieniu dostępu do własnej bramki i to jest element, który trzeba poprawić w pierwszej kolejności.
Co jeszcze wydarzyło się w 10. kolejce Ekstraklasy?
- W meczu beniaminków Ruch odrobił straty i z 0:2 wyszedł na 2:2. Warto odnotować, że dla Puszczy dwa gole strzelił środkowy obrońca Łukasz Sołowiej, dla którego były to trafienia nr 4 i 5 w tym sezonie Ekstraklasy.
- W strefie spadkowej ciągle pozostaje natomiast trzeci beniaminek – ŁKS. Łodzianie w tej kolejce przegrali u siebie z Cracovią (2:0). Kamil Glik zachował pierwsze czyste konto po powrocie do Ekstraklasy.
- Pierwszy mecz za kadencji Kamila Kieresia na własnym stadionie przegrała Stal Mielec. Pokonała ich Korona, dla której było to pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie Ekstraklasy.
- Do czołówki doskoczyło Zagłębie, które pokonało w Zabrzu Górnika 2:0. Gra nie może jednak cieszyć Waldemara Fornalika tak bardzo jak wynik. Bramka Miedziowych wiele razy była w tym spotkaniu bombardowana.
- Co przed nami? W czwartek Legia i Raków rozegrają swoje kolejne spotkania w europejskich pucharach. Mistrz Polski w ramach Ligi Europy podejmie w Sosnowcu Sturm Graz, natomiast Legia w Lidze Konferencji zagra na wyjeździe z AZ Alkmaar.