W polskiej koszykówce nie brakuje wielkich marek, klubów z tradycjami i bogatą historią. Wśród nich świetnie odnajduje się drużyna określająca się jako „klub sportowy inny niż wszystkie” – Dziki Warszawa.
Orlen Basket Liga to w tym sezonie rozgrywki niezwykle emocjonujące. Poza Anwilem, który w dotychczasowych 15 starciach tylko raz uznał wyższość rywali, niespodziewanie przegrywając z Legią Warszawa w ostatnim meczu 2023 roku, większość ligowej stawki jest bardzo wyrównana. Dość powiedzieć, że w połowie sezonu zasadniczego dystans między drugim a dwunastym miejscem w tabeli wynosi zaledwie trzy „oczka”. Dzięki temu walka o udział w playoffach, jak również o utrzymanie w koszykarskiej elicie zapowiada się niezwykle ciekawie.
Szczególnie ciasno jest w okolicach ósmego miejsca, czyli ostatniej pozycji przedłużającej możliwość gry o przynajmniej trzy starcia z rywalem w ramach ćwierćfinału ligi i pozwalającej marzyć o rywalizacji w Europie. Uważne oko dostrzeże, że poza klubami regularnie reprezentującymi Polskę na arenie międzynarodowej oraz rozpoznawanymi przez kibiców, takimi jak King Szczecin, koszykarska Legia czy Śląsk, w wyścigu o miejsca w czołówce wciąż pozostają Dziki Warszawa – klub, który powstał w 2017 roku i błyskawicznie wkroczył na największe salony nadwiślańskiego basketu.
Nieustanny rozwój
Dziki Warszawa powstały w 2017 roku, kiedy to z wcześniej istniejącego projektu – trzecioligowego klubu MKS MOS Ochota – wykształcił się nowy twór, który zmienił nazwę, logo, dzielnicę, pomysł i ambicje. Prezes zarządu spółki i założyciel Dzików Marcin Szolc nie owija w bawełnę i stawia sprawę jasno: jego klub ma bić się o najwyższe cele. „Nie interesuje mnie przeciętność. Dziki powstały, by zmienić oblicze polskiej koszykówki i polskiego sportu.” – mówi, cytowany przez klubowe media.
Krokiem do spełnienia tych ambitnych planów jest konsekwentna poprawa wyników, którą stołeczna drużyna może się pochwalić od początku swojego istnienia. Zaczęła od walki o utrzymanie w drugiej lidze, czyli trzecim poziomie rozgrywkowym – absurd nazewnictwa znany również z piłki nożnej. Kolejnym krokiem był awans o szczebel wyżej. Drużyna poprawiała wyniki i styl oraz wygrywała z coraz lepszymi, by w końcu, po pierwszej nieudanej próbie w fazie playoff pierwszej ligi, w sezonie 2022/23 pewnie pokonać w niej Deckę Pelplin (rywalizacja zakończona po trzech wysokich zwycięstwach), HydroTruck Radom (3:1) oraz Górnik Wałbrzych, z którym w decydujących starciach o awans Dziki trzykrotnie zwyciężyły, nie odnotowując żadnej porażki. Drużyna z Warszawy wielokrotnie ulegała rywalom pod względem taktycznym, technicznym i kondycyjnym, lecz ostatecznie dzięki dobrym ruchom transferowym, zaangażowaniu i odpowiedniemu prowadzeniu przez trenera potrafiła uczynić ze swojej Hali przy ul. Obozowej prawdziwą twierdzę, w całym poprzednim sezonie przegrywając w niej zaledwie dwukrotnie na 22 rozegrane starcia.
Całkiem nieźle, jak na beniaminka
To wszystko sprawiło, że klub, który przez wielu nie był stawiany w gronie faworytów do awansu, zdołał dołączyć do prestiżowego grona 16 najlepszych ekip w kraju i z powodzeniem walczyć na parkietach Legii, Zastalu, Twardych Pierników czy Stali, które w swojej krótkiej przygodzie w koszykarskiej „ekstraklasie” zdążył już pokonać. Wszystko zaczęło się od trzech zwycięstw, po których nadeszła gorsza forma skutkująca serią pięciu porażek. Ostatnie tygodnie 2023 roku znowu jednak napawały większym optymizmem, gdyż po fatalnej serii przyszło przełamanie, dzięki któremu na półmetku zmagań drużyna może się pochwalić bilansem 7 zwycięstw przy 8 porażkach i ze spokojem patrzeć w górę tabeli nie przejmując się rozpaczliwą walką o utrzymanie. Obecnie zajmuje bowiem jedenaste miejsce w tabeli, na co beniaminek nie może narzekać.
Dobrzy gracze to podstawa
Jest to możliwe dzięki lepszym wykorzystaniu wysokich graczy, którzy częściej pomagają swoim partnerom zasłonami oraz poprawionej skuteczności rzutów osobistych i trzypunktowych, które często były problemem warszawskiej drużyny. W tym elemencie jest jednak jeszcze sporo do poprawy: Dziki w tym sezonie rzucają z dystansu ze skutecznością 32,7 proc., tracąc do swoich rywali jeszcze aż 3 pp.
Dziki nie miałyby szans na tak dobre występy, gdyby nie przebudowana kadra, do której przed zmaganiami w elicie dołączyli gracze stanowiący o sile drużyny: Matt Coleman, Dominic Green, Nick McGlynn (powszechnie znany w Warszawie jako NickTheDzik) czy Mateusz Szlachetka, którzy u boku zawodników z dłuższym stażem w drużynie tworzą jej trzon.
Ajare Sanni – „dziki AS” w rękawie?
Wszystko wyglądałoby obiecująco, gdyby nie wiadomość o kontuzji Szlachetki, który doznał urazu mięśnia czworogłowego uda wykluczającego go z gry na około 3 miesiące. To ogromna strata dla drużyny, która traci gracza dotychczas zdobywającego dla niej średnio 12 punktów w meczu. Włodarze klubu zadbali już jednak o wzmocnienia – odpowiedzią na kontuzję Polaka może być sprowadzenie do Dzików rzucającego obrońcy Ajare Sanniego, który pierwszą część sezonu spędził w drugiej lidze litewskiej, reprezentując barwy Vilkaviskio Perlas i rzucając w niej 22,1 punktów na mecz. Jest mierzącym 190 cm graczem lubiącym rzucać z dystansu lub wykorzystywać swoje dobre panowanie nad piłką do penetracji przestrzeni podkoszowej.
Potrafi także oddawać rzuty z półdystansu, nieco zapomniane we współczesnej koszykówce, lecz dobrze pasujące do stylu gry Dzików. I choć będzie musiał wzbić się na niebywały poziom, bo dotychczas grał tylko na Litwie i w uniwersyteckiej NCAA, w Warszawie pokłada się w nim ogromne nadzieje. Przekonamy się, czy będzie w stanie przenieść dobrą formę do nowego środowiska i, być może, poprowadzić Dziki do upragnionych playoffów Orlen Basket Ligi. Szansę debiutu może dostać już 5 stycznia, gdy jego nowy klub zainauguruje rundę rewanżową wyjazdowym starciem w Ostrowie Wielkopolskim z tamtejszą Stalą. Okazję do przywitania się z kibicami będzie z kolei miał 13 stycznia, w derbach Warszawy przeciwko Legii.
Dzika Atmosfera
Aby się o tym przekonać, najlepiej przyjść na mecz drużyny, której domem jest Hala Koło i z poziomu trybun obserwować jej grę. Zdecydowanie warto to zrobić. Klub zachęca do siebie nie tylko dobrymi wynikami, lecz także przystępnymi cenami biletów, wspaniałą atmosferą tworzoną przez fanklub najbardziej zagorzałych kibiców z bębnem i instrumentami dętymi oraz oryginalnymi działaniami medialnymi. To wszystko sprawia, że kibice wybierający się na mecz mogą przez dwie godziny obejrzeć świetny basket, w przerwie wziąć udział w konkursie rzutów z połowy boiska, zjeść kraftowego hot doga, obejrzeć występy cheerleaderek i kibicować swojej drużynie oklaskami i śpiewem. Bo i w pozaboiskowej działalności klub z Warszawy jest niezwykle innowacyjny.