Dwa oblicza ofensywy. Tottenham i problemy w ataku pozycyjnym

Po zwycięstwie 4:0 nad Aston Villą 9 kwietnia wydawało się, że Tottenham ma prostą drogę do czwartego miejsca i gry w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Antonio Conte poukładał wszystkie klocki, a Koguty rozbijały w pył kolejnych rywali. Od meczu przeciwko Leeds 26 lutego wygranego 4:0 do wspomnianego starcia z The Villans Tottenham wygrał sześć z siedmiu spotkań, strzelając w sumie 25 goli. Średnio ponad 3,5 na mecz. Jednak w dwóch ostatnich spotkaniach coś się zacięło. W rywalizacjach z Brighton (0:1) oraz Brentford (0:0) Koguty nie tylko nie zdobyły bramki, ale nie oddały także ani jednego celnego strzału.

REKLAMA

Tottenham był nadzwyczaj skuteczny

Już wcześniej, nawet pomimo wysokich zwycięstw, Tottenham miewał długie fragmenty meczów, w których nie zachwycał. Oddawał inicjatywę przeciwnikom i często dawał się nawet zdominować. W pierwszej połowie przeciwko Aston Villi ekipa Conte oddała tylko dwa celne strzały przy aż siedmiu rywali. W starciu z Newcastle w pierwszej części gry także tylko dwa razy uderzali w światło bramki. Z kolei z West Hamem tylko raz. Spurs rozkręcali się zazwyczaj w drugich połowach, kiedy przeciwnik musiał gonić wynik. Wówczas zmuszony był się odsłonić, wskutek czego zostawiał za plecami obrońców sporo wolnych przestrzeni. Dla Tottenhamu jest to po prostu woda na młyn.

Niemniej jednak w meczach, w których Tottenham rozbijał rywali wcale nie tworzył sobie aż tak wielu sytuacji. Koguty we wspomnianych wcześniej siedmiu spotkaniach, owszem zdobyły aż 25 goli, ale według modelu xG (goli oczekiwanych) „zasłużyły” na 16,53. Oznacza to, że zespół Conte „powinien” w tym okresie zdobyć 8-9 goli mniej, a więc co mecz przekraczał ten współczynnik średnio o ponad jedną bramkę. Oczywiście w tym okresie 2,36 xG na mecz to i tak najlepszy wynik, ale warto zwrócić uwagę, że Tottenham strzelał znacznie więcej niż wskazywały na to statystyki.

Styl gry Kogutów w tych spotkaniach najlepiej oddaje ilość strzałów zamienianych na bramkę. Spurs w tym okresie oddali 103 strzały, z czego 43 celne. Oznacza to, że 24% strzałów kończyło się bramką, a celnych aż 58%. Jednak wynika to głównie z tego, że Koguty nie oddawały aż tak wielu strzałów, ale za to o wysokim prawdopodobieństwie zdobycia gola. Średnia wartość strzału według modelu xG była równa 0,16. Dla porównania w całym sezonie (nie uwzględniając rzutów karnych) wynosi ona 0,13 i jest najwyższa w całej lidze.

Tottenham jest łatwy do rozszyfrowania

Dużą rolę w tak dobrym punktowaniu Spurs w tamtym okresie niewątpliwie odegrało również szczęście. Tottenham często szybko strzelał bramkę, dzięki czemu mógł sobie ustawić mecz i wykorzystywać wolne przestrzenie za linią obrony rywala. Oczywiście, to nie tak, że Koguty potrafią strzelać tylko z kontry. Nawet sam Antonio Conte często zwracał uwagę, że jego zespół sporo goli strzela po rozegraniu piłki od bramkarza. W taki sposób Tottenham zdobył chociażby wszystkie trzy gole z Manchesterem City. Mimo wszystko, Spurs większość bramek strzelali, gdy przeciwnik podszedł wyżej pressingiem. Cały czas można się było zastanawiać czy Tottenham nadal będzie tak skuteczny, gdy rywal odda piłkę i ustawi się w niskim bądź średnim pressingu.

Mecze z Brighton i Brentford pokazały, że podopieczni Conte mają problemy z drużynami, które są dobrze zorganizowane w defensywie. Oba te zespoły przez większość meczu grały w średnim pressingu, nie zostawiając zbyt wiele miejsca na rozpędzenie się zawodnikom ofensywnym Tottenhamu. W wyniku tego Koguty stwarzały sobie znacznie mniej klarownych sytuacji aniżeli w poprzednich spotkaniach. Średnia wartość strzału w tych dwóch meczach wynosiła tylko 0,08 xG. Tottenham Antonio Conte w szybkich atakach z pewnością jest jedną z najlepszych drużyn w lidze. Jednak, gdy przychodzi do cierpliwego konstruowania akcji w ataku pozycyjnym, to ma sporo do poprawy.

Problemy w kreacji

System Antonio Conte opiera się głównie na akcjach skrzydłami z wykorzystaniem wysoko ustawionych wahadłowych. Podczas gdy zespół z północnego Londynu zmuszony jest do gry w ataku pozycyjnym zaangażowanie tych graczy w akcje ofensywne jest niezwykle ważne. Jednak w obliczu kontuzji Matta Doherty’ego (2 gole i 3 asysty w 6 poprzednich meczach) w trzech poprzednich starciach Tottenham zależny był od Emersona Royala. Brazylijczyk w grze do przodu nie daje nawet połowy tego, co jest w stanie zaoferować jego konkurent. Ponadto w spotkaniu z Brentfordem na lewym wahadle zagrał Ryan Sessegnon, który również nie oferował za wiele w ofensywie.

Jednak to, co najbardziej rzuca się w oczy podczas ataku pozycyjnego Tottenhamu to brak kreatywnego pomocnika. Łącznika pomiędzy linią pomocy, a ataku. Kogoś, kto wziąłby na siebie ciężar rozgrywania akcji i wyczarował coś z niczego. Przez wiele lat kimś takim w zespole Spurs był Christian Eriksen. Swoją drogą Duńczyk pracował już z Antonio Conte w Interze i przez wiele mediów jest łączony właśnie ze swoim byłym zespołem. Środek pomocy w postaci Hojbjerga, Bentancura, Skippa czy Winksa nie oferuje za wiele w kreacji. Natomiast Kulusevski, Son, Lucas czy Bergwijn znacznie lepiej czują się w grze z kontrataku, kiedy mogą wykorzystać swoją szybkość. Powrót Eriksena do Tottenhamu niewątpliwie miałby sens.

Brak powtarzalności

Niemniej jednak, ten jeden zdobyty punkt w dwóch poprzednich meczach nie może specjalnie dziwić. Tottenham Antonio Conte przyzwyczaił nas do tego, że bardzo dobre mecze przeplata słabymi. Wystarczy spojrzeć na wyniki, jakie Koguty osiągały w lutym bieżącego roku. Najpierw zwycięstwo z Brighton w Pucharze Anglii, następnie dwie porażki z Southampton i Wolves, potem wygrana z Manchesterem City, porażka z Burnley, pogrom Leeds 4:0 i na koniec przegrana w FA Cup z Middlesbrough. Co prawda po tej porażce Spurs wreszcie osiągnęli stabilizację. Wygrali sześć z siedmiu spotkań i wydawało się, że nic nie jest już w stanie ich zatrzymać. A jednak, i Brighton i Brentford pokazały, że w odpowiedni sposób da się ten rozpędzony Tottenham zneutralizować.

Oczywiście nic nie jest jeszcze przesądzone. Zespół Antonio Conte do czwartego miejsca traci tylko dwa punkty i wciąż kwestię TOP4 ma w swoich rękach. Jednak to Arsenal jest teraz na pole position w tym wyścigu. Dwa poprzednie mecze Spurs uwypukliły ich mankamenty oraz pokazały, że nie jest to jeszcze drużyna gotowa do rywalizacji na najwyższym poziomie. Koguty wciąż mają problemy z ustabilizowaniem formy i są łatwe do rozczytania. Jednak, gdy Tottenham gra na swoim najwyższym poziomie jest niezwykle trudny do zatrzymania. Nawet, gdy przez długi czas jest zmuszony do ataku pozycyjnego.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ