Dwa El Clasico i dziewięć straconych goli, czyli o słabych stronach Realu Madryt

W październiku na Santiago Bernabeu Barcelona strzeliła Realowi Madryt cztery gole i wydawało się, że drugiego tak pamiętnego El Clasico w tym sezonie już nie doświadczymy. Zespół Hansiego Flicka w finale Superpucharu Hiszpanii w Dżuddzie powtórzył jednak kapitalny występ i po raz kolejny zlał odwiecznego rywala, wygrywając 5:2. Klasyki tego sezonu uwidaczniają atuty Barcelony oraz słabe strony Realu.

El Clasico pod znakiem słabej organizacji gry bez piłki Realu

Zarówno we wczorajszym, jak i ligowym El Clasico na pierwszy plan w kontekście Realu Madryt wyszła bardzo słaba postawa w obronie. Rzut oka w liczby – 9 straconych goli – i wszystko jasne. Można koncentrować się na indywidualnej dyspozycji zawodników, ale w tym wypadku problem jest o wiele szerszy. Przyjście Kyliana Mbappe znacznie zwiększyło potencjał ofensywny zespołu, ale postawiło także przed Ancelottim trudne zadanie: jak poustawiać zespół w defensywie, aby nie odczuć obecności dwóch graczy zbyt często odpoczywających w momencie, gdy piłkę ma rywal (Mbappe i Vinicius)? Włoch nie znalazł jeszcze jednoznacznej odpowiedzi, a przeciwko Barcelonie nie zamierzał okopać się na własnej połowie, a próbować przeszkadzać rywalom w rozegraniu już pod ich polem karnym.

REKLAMA

W obu klasykach pressing Realu był jednak bardzo źle zorganizowany i wykonywany na alibi. Zawodnicy w ofensywnej formacji nie naciskali na przeciwnika z determinacją, z przekonaniem, że uda im się odebrać futbolówkę. W tym momencie zaczynały się już problemy Realu, ponieważ zostawiali za dużo swobody zespołowi bardzo dobrze operującemu piłką, przez co Barcelona była w stanie minąć pierwszą linię pressingu. Środkowi pomocnicy Królewskich wspierali pressing, również atakowali wysoko, przez co tworzyła się bardzo duża luka pomiędzy obrońcami a pomocnikami. Linia defensywy nie dość, że musiała podejmować decyzje czy wychodzić ze strefy za cofającym się po piłkę rywalem i skrócić pole gry, to w dodatku za swoimi plecami miała mnóstwo przestrzeni do przykrycia.

W skrócie – Barcelona w obu klasykach miała wystarczająco czasu w głębokim rozegraniu oraz dużo przestrzeni w środku pola między formacją obrony, a pomocy rywala i za plecami linii defensywy. Czołowy zespół Europy, z jakościowymi zawodnikami ofensywnymi oraz pomocnikami i obrońcami dobrze operującymi piłką, nie mógł tego nie wykorzystać.

Real ma zbyt słabą defensywę?

FC Barcelona nie była jedynym przeciwnikiem, który pokazał światu, że defensywa Realu jest obecnie za słaba, aby zatrzymywać najlepsze ofensywy. Pod koniec listopada dwa gole stracone na Anfield w meczu Ligi Mistrzów były dla Królewskich najniższym wymiarem. Tuż po październikowym El Clasico przegrali 1:3 z Milanem na Santiago Bernabeu. Wyjazd na Atalantę miesiąc temu skończył się pozytywnie (zwycięstwem 3:2), ale wynik ten zamazał fakt, że podopieczni Gasperiniego też wykreowali sobie sporo sytuacji. Podobnie było ze Stuttgartem (3:1) oraz Borussią Dortmund (5:2).

Patrząc przez pryzmat współczynnika oczekiwanych goli straconych (xGC) w meczach z rywalami z najwyższej półki zespół Carlo Ancelottiego wygląda fatalnie:

  • 1,94 xGC ze Stuttgartem
  • 1,28 xGC z Atletico
  • 1,59 xGC z Borussią
  • 2,58 xGC z Barceloną (La Liga)
  • 2,45 xGC z Milanem
  • 2,73 xGC z Liverpoolem
  • 3,33 xGC z Atalantą
  • 2,41 xGC z Barceloną (Superpuchar)

Rywale w w/w meczach średnio tworzyli sytuacje warte 2,29 xG. W Lidze Mistrzów wskaźnik ten wynosi 2,18 na spotkanie i gorszy rezultat mają tylko cztery zespoły. Trafiając na przeciwnika z umiejętnością utrzymania się przy piłce oraz szybkością z przodu lub graczami potrafiącymi robić indywidualną przewagę Real Madryt najczęściej się gubi. Oba El Clasico to przykłady fatalnie funkjonującego pressingu i ryzyka podejmowanego ustawiając linię obrony w okolicach środka boiska, ale w starciu z Liverpoolem podopieczni Carlo Ancelottiego znacznie częściej bronili blisko własnej bramki – co w ostatnich edycjach Ligi Mistrzów okazywało się skuteczną strategią – i również nie potrafili zatrzymać ofensywy przeciwnika. Mistrzowie Hiszpanii aktualnie cierpią, gdy nie mają piłki. Nie potrafią bronić na topowym poziomie w żaden sposób. Wysoki pressing jest mijany z dużą łatwością, obniżając ustawienie do średniego bloku, zostawiają duże przestrzenie między liniami, a w głębokiej obronie przeciwnicy zazwyczaj są w stanie tworzyć sytuacje poprzez akcje skrzydłami.

Woda na młyn dla Barcelony

Dla Barcelony sposób bronienia Realu Madryt w obu klasykach był jak woda na młyn. Po przyjściu Hansiego Flicka do stolicy Katalonii zespół nastawił się na grę bardziej wertykalną. Tempo ataków jest szybsze, często jednym bezpośrednim podaniem próbują minąć cały zespół przeciwnika. Jeśli tylko pojawia się okazja do szybkiego ataku, to starają się błyskawicznie skorzystać z wolnej przestrzeni i w ten sposób stworzyć sytuację. Real na taką grę pozwalał. Blaugrana dysponowała kilkoma sposobami, aby wyjść z szybkim atakiem bez konieczności odbioru piłki. Najprostszy – jedno dalekie podanie za plecy defensywy Realu od obrońcy. Inną metodą było znalezienie któregoś z pomocników ustawionych za drugą linię Realu i napędzenia akcji. Najczęściej Barcelona wykorzystywała jednak Roberta Lewandowskiego jako adresata podań, który schodził po piłkę, urywał się obrońcom i w pierwszym kontakcie potrafił przyspieszyć akcję. Duma Katalonii nie zawsze potrzebowała do tego pressingu Realu – gol na 1:1 w finale Superpucharu Hiszpanii jest tu dobrym przykładem.

O ile po pierwszym El Clasico Carlo Ancelotti i osoby decyzyjne w Realu mogły przekonywać, że nie warto panikować i należy zachować spokój, tak drugi łomot od Barcelony – w połączeniu z innymi nieprzekonującymi występami przeciwko zespołom z europejskiej czołówki — każe już włączyć syreny alarmowe na Santiago Bernabeu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jest źle i nie zanosi się na poprawę. Real w Arabii Saudyjskiej na oczach całego świata otrzymał lekcję futbolu, został upokorzony przez największego rywala, ale jednocześnie był to kubeł zimnej wody, po którym Carlo Ancelotti musi zastanowić się nad sposobem bronienia jego zespołu. Bo z tak słabą organizację gry bez piłki, jaką Real zaprezentował w niedzielny wieczór o obronie trofeów dla najlepszej drużyny w Hiszpanii oraz w Europie nie ma co myśleć.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,746FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ