Już tylko trzy kolejki zostały do końca sezonu w Premier League. Znamy już pierwszego spadkowicza, a wyścig o mistrzostwo uszczuplił się do dwóch bolidów. Po 35. kolejce oraz zaległych meczach, które odbyły się w środku tygodnia bierzemy na tapet: elastyczność taktyczną Arsenalu, atuty Mateo Kovacica oraz atak pozycyjny Chelsea, a także odpowiadamy na pytania czym Liverpool przegrał mistrza oraz czy Everton mógł z tego sezonu wyciągnąć więcej. Zapraszamy do lektury.
Liverpool przegrał mistrzostwo brakami w defensywie
Od ostatniego podsumowania kolejki Liverpool rozegrał dwa mecze. Najpierw, w środę, odrabiając zaległości, przegrał w derbach z Evertonem na Goodison Park (2:0), a w weekend tylko zremisował z West Hamem na London Stadium (2:2). O zapaści The Reds nie da się nie mówić pomijając nieskuteczność zespołu, ale podstawowy problem leży w tym, jak w ostatnich tygodniach bronił zespół Jurgena Kloppa. Skuteczność jest elementem nietrwały i bardzo chwiejnym. Na przestrzeni całego sezonu przyjdzie kiedyś okres, w którym piłka nie będzie chciała wpadać do siatki. Zespoły muszą być na to w pewien sposób przygotowane, a Arsenal i Manchester City dbają o to, aby nie dopuszczać rywali do sytuacji podbramkowych.
Liverpool natomiast od ośmiu spotkań w Premier League nie zachował czystego konta. Problemem nie jest jakość defensywy – choć ani Konate, ani Quansah w ostatnich tygodniach nie grają jak na partnera van Dijka przystało – a styl gry i brak odpowiedniej koncentracji. Wiele z goli traconych w ostatnich tygodniach przez Liverpool wydawało się bez trudu do uniknięcia. Bardziej bezpośredni styl gry preferowany przez Jurgena Kloppa częściej naraża zespół na straty piłki, a co za tym idzie – kontrataki rywali. W tym sezonie defensywa nie ma odpowiedniego zabezpieczenia, ponieważ w pomocy brakuje mobilnego defensywnego pomocnika. Przez długi czas te problemy udawało się maskować, ale na finiszu rozgrywek Liverpool nie wytrzymał.
Arsenal jest najbardziej elastycznym zespołem w Premier League
– Myślę, że być może są jedyną drużyną z całej trójki, która walczy [o tytuł], która może zagrać w każdy sposób – jeśli chodzi o grę fizyczną, grę w piłkę nożną, grę biegową, cokolwiek to jest – mają odpowiedź. Nie widzę żadnych słabych punktów – mówił niedawno trener Luton, Rob Edwards po starciu z Arsenalem. Zespół Mikela Artety w dwóch ostatnich spotkaniach zagrał (trochę) inaczej niż nas do tego przyzwyczaili. Zarówno z Chelsea (rzadziej, 44% posiadania piłki), jak i z Tottenhamem (częściej, 38% posiadania) oddawali rywalom inicjatywę, cofali się całym zespołem na własną połowę i skupiali się na obronie spychając rywali w boczne sektory.
Efekt? Gdyby tylko David Raya przy prowadzeniu 3:0 nie podłączył rywali do prądu – moglibyśmy cmokać z zachwytu nad taktyką przygotowaną przez Mikela Artetę. Choć Kanonierzy z Tottenhamem stracili dwa gole to całościowo był to bardzo dobry występ w defensywie pod kątem zespołowym. Obie bramki dla Kogutów padły po indywidualnych błędach zawodników – najpierw Rayi w rozegraniu, a następnie Rice’a, który spowodował rzut karny. Trzeba jednak uznać, że słowa Roba Edwardsa były prawdziwe. Arsenal jest zespołem bardzo elastycznym, ma wiele twarzy i potrafi dostosować plan do przeciwnika. Jeśli nie zawsze jesteś w stanie zdominować przeciwnika w ten sam sposób, to taka umiejętność się przydaje.
Manchester City jest lepszy z Mateo Kovaciciem
Jeśli Manchester City miał w którymś meczu stracić punkty swoją słabością to właśnie we wczorajszym spotkaniu z Nottingham Forest, który finalnie wygrali jednak 2:0. To gospodarze oddali więcej strzałów, stworzyli więcej 'big chances’ i mieli wyższy współczynnik goli oczekiwanych (xG). Stawiamy tezę, że drugiego tak słabego występu do końca sezonu już nie zaliczą. Do 60. minuty to było najgorsze City od dawna i Guardioli zajęło sporo czasu, aby to naprawić. Pomogło wprowadzenie Mateo Kovacicia w przerwie, ale dopiero przesunięcie Bernardo Silvy do środka pola po wprowadzeniu Erlinga Haalanda (przeszli na ustawienie bez nominalnych skrzydłowych, boczni obrońcy trzymali szerokość tak jak w starciu z Brighton) dało im kontrolę nad meczem do jakiej dążyli od pierwszego gwizdka.
Cichym bohaterem końcówki sezonu Manchesteru City jest Mateo Kovacic. Z Chorwatem na boisku zespół Pepa Guardioli wygląda lepiej, ma przede wszystkim większą kontrolę nad meczem. Z Nottingham Forest zagrał tylko 45 minut, a więcej podań od niego wymienili tylko Rodri, Ake (o 3) oraz Gvardiol (o 1). Kovacic zagrał na 97%-owej celności podań (59 z 61), cały czas chciał być pod grą i podejmował mądre decyzje wiedząc, czego w danym momencie potrzebuje jego zespół. To charakteryzuje Mateo Kovacicia, który daje Manchesterowi City atuty, których brakuje im po odejściu Gundogana.
Nottingham Forest 0:2 Manchester City
Celem Chelsea na nowy sezon powinna być poprawa ataku pozycyjnego
Dwa mecze od ostatniego podsumowania rozegrała także Chelsea. Spotkania z Arsenalem (0:5) i Aston Villą (2:2) nie były podobne, ale miały pewien punkt wspólny. Obaj rywale – z tym, że The Villans o wiele częściej – potrafili oddać piłkę i dać wykazać się Chelsea przeciwko zorganizowanej obronie. Przeciwko Kanonierom wyglądało to fatalnie, z Aston Villą wystarczyła dobra druga połowa, aby strzelić dwa gole i uratować remis. Choć The Blues w sobotę oddali aż 28 strzałów to tylko 8 z pola karnego, a wskaźnik goli oczekiwanych (xG) wynosił 1,37. Pierwszego gola strzelili po odbiorze w wysokim pressingu, a drugi to kapitalne uderzenie Conora Gallaghera zza pola karnego.
Druga połowa z Aston Villą była tak dobra przede wszystkim dlatego, że Chelsea potrafiła zneutralizować zagrożenie rywali w kontratakach, przejąć odpowiednią kontrolę nad meczem. W ofensywie ciężar gry wziął na siebie tym razem nie Cole Palmer, Noni Madueke. Coraz więcej zespołów oddaje The Blues piłkę i zmusza ich do ataku pozycyjnego, a w takich momentach Chelsea zwykle liczy na indywidualności. Nawet po meczu z Aston Villą możemy odnotować, że znowu fatalny mecz zagrał Mudryk, a Nicolas Jackson mając ograniczoną przestrzeń po raz kolejny był bezproduktywny.
Everton powinien ugrać więcej w tym sezonie
The Toffees w środę pokonali na Goodison Park Liverpool w derbach (2:0), a w sobotę wygrali z Brentford (1:0) zapewniając sobie już matematyczne utrzymanie. Dla zespołu, który finalnie musiał przyjąć karę w wysokości sześciu ujemnych punktów i przez długi tkwił w okolicach strefy spadkowej to duża ulga. Po ostatnich spotkaniach trudno jednak nie odnieść wrażenia, że Everton powinien z tego sezonu wyciągnąć więcej. Odjęte punkty to jedno, ale zespół Seana Dyche’a w wielu meczach sprawiał dobre wrażenie, jednak solidnej gry nie potrafił przełożyć na zdobywane „oczka”.
W ostatnich 5 meczach The Toffees brutalna porażka 0:6 z Chelsea przedzieliła cztery zwycięstwa z czystym kontem, które w komplecie zostały wywalczone na Goodison Park. Everton tego typu spotkań w obecnym sezonie grali sporo. Problem leżał przede wszystkim w nieskuteczności, bo defensywa Evertonu jest jedną z najlepszych w Premier League. Więcej czystych kont zachował tylko Arsenal, a mniej bramek straciły tylko zespoły z czołowej trójki. Na przestrzeni całego sezonu The Toffees byli jednak okropnie nieskuteczni. Według modelu goli oczekiwanych (xG) powinni 57 razy trafić do siatki, czyli aż o 20 razy więcej niż udało im się to w rzeczywistości. Końcówka sezonu powinna jednak rozwiać jakiekolwiek wątpliwości odnośnie do przyszłości Seana Dyche’a, który na Goodison Park wykonuje świetną robotę.
Co jeszcze wydarzyło się w 35. kolejce Premier League?
- Crystal Palace zakończyło serię trzech zwycięstw z rzędu, ale od 4 spotkań nie poniosło porażki. W tej kolejce na Craven Cottage zremisowali z Fulham (1:1).
- Takim samym wynikiem zakończyło się starcie pomiędzy Manchesterem United, a Burnley na Old Trafford. Choć Czerwone Diabły ciągle są na miejscu dającym grę w Lidze Europy to taki rezultat chyba już nikogo nie dziwi.
- Siłę na własnym stadionie pokazało Newcastle wygrywając z Sheffield 5:1. Zespół Eddiego Howe’a w ostatnich 5 domowych meczach strzelił aż 17 goli. The Blades natomiast oficjalnie spadli z Premier League.
- Wolves zwycięstwem z Luton u siebie (2:1) zakończyli serię 6 meczów bez zwycięstwa. Zespół Roba Edwardsa w takiej formie (5 pkt w ostatnich 13 meczach) nie utrzyma się w Premier League.
- Po porażce 0:4 w czwartek z Man City Brighton w tej kolejce przegrało 0:3 z Bournemouth na wyjeździe. W pięciu spotkaniach kwietniowych Mewy strzeliły tylko jednego gola, a był to samobój Arijaneta Murica, bramkarza Burnley.
- W środku tygodnia rozgrywane są półfinały europejskich pucharów. Z angielskich zespołów gra tylko Aston Villa (w Lidze Konferencji), ale w czwartek w zaległym meczu ligowym zmierzą się także Chelsea z Tottenhamem (na Stamford Bridge).
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej