Kolejny imponujący mecz Newcastle, wpadka Chelsea pokazująca, że przebudowa pod przewodnictwem Grahama Pottera wcale może nie pójść gładko i grający na zero z tyłu Manchester United. Co działo się w minionej kolejce Premier League? Oto 5 najważniejszych naszym zdaniem wniosków.
Chelsea ma źle zbudowaną kadrę
Sobotni mecz był wyjątkowy dla Grahama Pottera. Nowy szkoleniowiec Chelsea wrócił na stare śmieci, czyli The Amex zagrać z zespołem, który budował przez ponad 3 lata. Jak się okazało – stworzył on z Brighton takiego potwora, że jego nowy, teoretycznie silniejszy zespół przegrał aż 1:4. Oczywiście, to ciągle wczesny etap projektu na Stamford Bridge, a po przeciwnej stronie Roberto De Zerbi – niczego mu nie ujmując – przejął praktycznie gotowca. Ujmując to inaczej – Potter przyszedł do Chelsea, aby ją przebudować, a De Zerbi w Brighton kontynuuje projekt.
Chelsea w ostatnich meczach trochę wygląda, jakby Potter przeprowadzał selekcję negatywną. W spotkaniu z Brighton na środku obrony zawiódł Cucurella, a Sterling i Pulisic słabo spisali się jako wahadłowi. W obliczu kilku kontuzji okazało się, że The Blues nie mają zbyt dobrze skompletowanej kadry. Graham Potter nie wie w jaki sposób zastąpić Reece’a Jamesa, a gra defensywna pod nieobecność Koulibaly’ego, Fofany i Kante wygląda słabiutko. To w połączeniu z eksperymentami nowego trenera, który ciągle testuje różne warianty sprawia, że wielu zawodników gra poniżej swojego potencjału.
Arsenal jest perfekcyjny na własnym stadionie
We wnioskach po ostatniej kolejce pisaliśmy o problemach Arsenalu z kontrolowaniem gry po wyjściu na prowadzeniu w ostatnich meczach. To narazie odnosi się jednak tylko do meczów wyjazdowych. Przeciwko Nottingham również schodzili na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem, ale w drugiej połowie szybko zamknęli spotkanie i urządzili sobie kanonadę wygrywając 5:0. Oczywiście, zespół Steve’a Coopera był pasywny w defensywie, nie grał tak odważnym pressingiem jak Leeds i nawet Southampton, jednak na własnym stadionie zespół Mikela Artety sprawia wrażenie czującego się znacznie pewniej niż na obcych boiskach. W tym sezonie wygrali wszystkie 8 meczów na Emirates biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, a razem z poprzednim sezonem seria przed własną publicznością wynosi już 11 zwycięstw.
Aby „przezimować” jako lider tabeli Kanonierzy prawdopodobnie muszą wygrać oba mecze, które pozostały do przerwy na mundial (zakładając, że Man City nie straci punktów w meczach domowych z Fulham i Brentford). Zespół Mikela Artety najpierw pojedzie na Stamford Bridge, a potem na Molineux. Te dwa spotkania powinny dać nam odpowiedź, czy słabsza gra z Leeds, Southampton i PSV była efektem napiętego kalendarza i zmęczenia (zarówno fizycznego, jak i mentalnego) czy Arsenal ma problemy na wyjazdach.
Newcastle to obecnie jeden z najlepszych zespołów w Premier League
Patrząc na formę Newcastle w październiku możemy śmiało stawiać ich w jednym szeregu z najlepszymi zespołami tej ligi, czyli Manchesterem City, czy Arsenalem. Zespół Eddiego Howe’a w 6 spotkaniach zgarnął 16 z 18 możliwych punktów remisując jedynie z Manchesterem United. W ten weekend rozgromili Aston Villę aż 4:0. Przed sezonem moglibyśmy powiedzieć, że to jeden z bezpośrednich pojedynków o miejsce gwarantujące europejskie puchary, jednak na boisku – jak i w całym sezonie – różnica była ogromna. Newcastle znów spisało się świetnie w defensywie pozwalając rywalom na zaledwie 3 strzały, a sami błyszczeli w ataku.
W październiku żaden zespół nie punktuje lepiej od Newcastle. Skąd taka zwyżka formy zespołu Eddiego Howe’a? Jako główny czynnik trzeba wskazać tutaj brak gry w europejskich pucharach. Już przed sezonem analizując terminarz do przerwy spowodowanej Mistrzostwami Świata rzucało się w oczy, jak intensywnym miesiącem dla czołowych zespołów będzie październik. Newcastle miało ten handicap, że kiedy ich rywale (bo tak trzeba teraz postrzegać drużyny grające w europejskich pucharach) grali w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy oni mogli spokojnie przygotowywać się do następnego ligowego spotkania.
Manchester United wreszcie ma solidną defensywę
W poprzednim sezonie defensywa Manchesteru United była jednym, wielkim chaosem, a jej symbolem były kolejne memy pojawiające się w Internecie z Harrym Maguirem w roli głównej. Początek obecnego sezonu nie zapowiadał, aby miało się coś w tej materii poprawić. Porażka z Brighton, cztery gole przyjęte od Brentford i aż sześć od Manchesteru City. Po derbach miasta liczby nie przedstawiały się optymistycznie – tylko cztery zespoły musiały częściej wyciągać piłkę z siatki. Wtedy Erik ten Hag do wyjściowego składu wprowadził Casemiro i trend się odwrócił.
W pięciu ligowych spotkaniach Manchester United zachował 3 czyste konta i stracił tylko dwa gole, a na rozkładzie miał naprawdę ciężkich rywali – trzech pucharowiczów (Tottenham, Chelsea, West Ham) i rozpędzone Newcastle. Co więcej, sposób w jaki tracili te gole sugeruje, że przy odrobinie szczęścia statystyki wyglądałyby jeszcze lepiej. Jedno trafienie to rzut karny Jorginho, a drugie – fantastyczny strzał z dystansu Iwobiego. Oczywiście, to nie tak, że do składu wszedł Casemiro i nagle rozwiązał wszystkie problemy, bo cała drużyna broni lepiej. Liderem linii obrony został Lisandro Martinez, dobrze na bokach obrony spisują się Diogo Dalot i Luke Shaw, a pressing jest coraz efektywniejszy.
Chcesz pokonać faworyta? Zagraj odważnie
Odejdziemy od dotychczas stosowanej zasady, że wniosek dotyczy jednego klubu, ewentualnie danego piłkarza, ponieważ tutaj chcielibyśmy się skupić na dwóch zespołach i ich meczach w minionej kolejce – Brighton i West Hamie. Zespół Roberto De Zerbiego zachwycił i pokonał 4:1 Chelsea, natomiast Młoty przegrały 0:1 z Manchesterem United. Różnica pomiędzy obiema drużynami była przede wszystkim w podejściu i nastawieniu. Brighton zagrało odważnie i nie bało się zakładać wysokiego pressingu natomiast West Ham klasycznie był bardzo zachowawczy i bał się podjąć ryzyka.
Z 5 meczów przeciwko zespołom big six zespół Davida Moyesa zdobył tylko 1 punkt i strzelił zaledwie 2 gole. Jedyny przyzwoity mecz, jaki rozegrał to ten zremisowany, przeciwko Tottenhamowi u siebie. Szczególnie na wyjazdach West Ham ma mało argumentów w ataku. W niedzielnym meczu z Man United dopiero w końcówce, kiedy przeciwnik się cofnął zdołali stworzyć zagrożenie. Brighton natomiast jest przeciwieństwem. Pod wodzą Roberto De Zerbiego grali już z Liverpoolem, Man City i Chelsea. Łącznie w tych spotkaniach strzelili 8 goli i zdobyli 4 punkty. Sam Guardiola zwracał uwagę, że Brighton postawiło ciężkie warunki stawiając na wysoki pressing z kryciem 1 na 1. Najlepszym sposobem na postawienie się faworytowi jest właśnie taki sposób gry.
Co jeszcze działo się w 14. kolejce Premier League?
- Liverpool rozpoczął sezon bardzo słabo, ale dotąd ciągle był niepokonany na Anfield. Seria ta została przerwana w sobotę przez Leeds, a więcej o problemach zespołu Jurgena Kloppa możecie przeczytać w tym tekście.
- Uwaga! Kącik autopromocji. Możecie zapytać dlaczego nie ma nic o Leeds? W podsumowaniu ostatniej kolejki tonowaliśmy nastroje, jeśli chodzi o słabą formę zespołu Jessego Marscha, a jeszcze wcześniej, po meczu z Arsenalem pisaliśmy, że ta drużyna będzie sprawiała kłopoty faworytom. Dlatego też – choć zwycięstwo nad Liverpoolem trzeba docenić – to z naszej perspektywy nie dowiedzieliśmy się o Leeds niczego szczególnego.
- Tottenham pokonał Bournemouth na Vitality Stadium, ale było to zwycięstwo wyszarpane w ostatnich minutach. Zespół Antonio Conte obecnie jest daleki od swojej optymalnej formy.
- Crystal Palace wygrało trzeci mecz z rzędu na własnym stadionie i obecnie zajmuje miejsce w górnej połowie tabeli Premier League. Mimo wszystko ciągle możemy odnieść wrażenie, że zespół Patricka Vieiry może grać jeszcze lepiej. W ostatnich tygodniach w gorzej formie jest Wilfried Zaha.
***
Kibiców Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej