Efekt kuli śnieżnej. Dlaczego Liverpool nie funkcjonuje?

16 punktów po 12 meczach. Tak słabo za kadencji Jurgena Kloppa Liverpool jeszcze nie wystartował. Jedni mówią, że to klątwa siódmego sezonu, inni szukają bardziej racjonalnych przyczyn problemów. Wszyscy widzimy jednak, że ten zespół na boisku nie funkcjonuje. Dlaczego Liverpool tak słabo rozpoczął sezon i co dokładnie zgrzyta w maszynie, którą przez lata konstruował Klopp?

REKLAMA

Liverpool mentalnie doszedł do ściany

Aby spróbować znaleźć przyczyny słabej formy Liverpoolu musimy wrócić pamięcią do poprzedniego sezonu. Dla zespołu Jurgena Kloppa był on bardzo udany, ale zarazem niesamowicie intensywny i zakończony z dużym niedosytem po nieudanym pościgu za Manchesterem City w walce o mistrzostwo Anglii, a kilka dni później – porażce w finale Ligi Mistrzów z Realem Madryt. The Reds zagrali łącznie wszystkie możliwe mecze (63), co musiało być dla nich ogromnym obciążeniem nie tylko fizycznym, ale także psychicznym. Wielu piłkarzy mogło mieć poczucie, że z tym klubem dobili już do ściany i do nowego sezonu nie byli przygotowani przede wszystkim mentalnie. A brak motywacji do gry, swoista blokada w głowie, może również przekładać się na wyniki motoryczne, które w przypadku Liverpoolu są najgorsze od lat.

Niemniej jednak, z obozu Liverpoolu dobiegają także głosy, że Jurgen Klopp źle dobrał obciążenia w trakcie okresu przygotowawczego. Oczywiście, nikt oprócz zawodników, sztabu szkoleniowego i ewentualnie lokalnych dziennikarzy nie jest w stanie wydać dokładnego werdyktu czy zespół został „zajechany” już przed sezonem, choć statystyki biegowe sugerują, że ewidentnie coś jest nie tak. Jeśli obciążenia były podobne – to przy tak intensywnych poprzednich rozgrywkach mógł to być błąd sztabu szkoleniowego. Na początku sezonu piłkarzom The Reds ewidentnie brakowało świeżości. Porównując z najlepszymi okresami ery Jurgena Kloppa wyglądali (i w sumie nadal wyglądają) jakby grali od niechcenia, bez większej motywacji. Jakby nogi ich nie niosły.

Początek tłumaczony kontuzjami

Jednym z argumentów na podtrzymanie tezy, iż sztab trenerski przesadził z obciążeniami jest liczba kontuzji zawodników Liverpoolu. Już w pierwszym spotkaniu niedostępnych było 7 piłkarzy. The Reds zremisowali tylko z Fulham odrabiając straty, a Jurgen Klopp „oskarżył” swoich piłkarzy o lenistwo, co było niejako potwierdzeniem, że problem leżał w głowach zawodników. Kontuzji nabawił się ponadto Thiago Alcantara i następne tygodnie pokazały, jak ważny dla zespołu jest ten piłkarz. Kolejna strata punktów to starcie z Crystal Palace. Tutaj akurat Liverpool rozegrał naprawdę dobre zawody, ale przez problemy z przerywaniem kontrataków rywala (brak Thiago) i czerwoną kartkę Darwina Nuneza wyciągnęli tylko punkt z tego spotkania. Absencja hiszpańskiego pomocnika szczególnie uwidoczniła się jednak w trakcie serii następnych spotkań. Z pięciu meczów we wszystkich rozgrywkach Liverpool w trzech stracił punkty i zaliczył kompromitujący występ w Lidze Mistrzów przegrywając z Napoli 1:4.

Jurgen Klopp trzymał się systemu 4-3-3, który dał jego zespołowi sukces, ale przez układ środkowej strefy boiska został zaburzony balans pomiędzy ofensywą, a defensywą. W systemie Liverpoolu jeden ze skrajnych środkowych pomocników ma więcej zadań defensywnych i w fazie posiadania piłki cofać się głębiej, pomagając defensywnemu pomocnikowi (najczęściej Fabinho) w rozegraniu i grając z nim niemal w jednej linii. Przy absencji Thiago i Naby’ego Keity Klopp zwykle ustawiał tam Jamesa Milnera, który grał znacznie bardziej ofensywnie, często wchodził nawet w pole karne i zostawiał dziury w środku pola. Klopp nie potrafił dostosować się do sytuacji, w której kadrowo znalazł się jego zespół. Nie próbował alternatywnych rozwiązań tylko sztywno trzymał się sprawdzonego systemu mimo, że on ewidentnie nie działał przez brak wykonawców.

Poszukiwanie koncepcji

W końcu jednak Jurgen Klopp odszedł od swojego klasycznego ustawienia. A stało się to… dwa mecze po tym, jak kluczowy zawodnik dla 4-3-3 Liverpoolu wrócił do zdrowia. Z Ajaxem The Reds wygrali 2:1 po dobrym meczu, a sam Hiszpan zagrał fenomenalnie. Następnie był remis 3:3 z Brighton na Anfield, który Klopp tłumaczył trudnością w przygotowaniach pod rywala z nowym trenerem, Roberto De Zerbim. Brzmi to trochę kuriozalnie, ale cząstka prawdy w tym jest. W następnym spotkaniu Ligi Mistrzów z Rangersami Jurgen Klopp zmienił ustawienie na 4-4-2. Jak sprawdzał się ten system? Po meczach z finalistą Ligi Europy nie ma co wyciągać daleko idących wniosków, ponieważ obecnie są w fatalnej dyspozycji i w LM biją negatywne rekordy. Oprócz starć z Rangersami Liverpool zagrał tylko jeden przekonujący mecz w tym ustawieniu – z Manchesterem City. Było to też jedyne spotkanie, w którym duet środkowych pomocników tworzyli Thiago i Fabinho. Przypadek? Odpowiedzcie sobie sami.

Grając w ten sposób Liverpool przegrał z Arsenalem, choć trzeba zaznaczyć, że w obecnym sezonie Kanonierzy wygrywają wszystko na własnym stadionie oraz z Nottingham, a nieznacznie wygrał 1:0 z West Hamem u siebie. Po przegranej z beniaminkiem Jurgen Klopp znów nieco zmodyfikował ustawienie reagując też na kolejne kontuzje swoich zawodników – Luisa Diaza i Diogo Joty. Choć to wszystko jest płynne to na papierze najbliżej temu do ustawienia 4-1-2-1-2 (albo – jak kto woli – 4-4-2 z diamentem w środku) z Firmino grającym za plecami Salaha i Nuneza. Efekt? Najpierw wygrana z Ajaxem w Amsterdamie, ale kilka dni później pierwsza porażka na Anfield w tym sezonie – z Leeds (1:2). Zagęszczenie centralnej strefy w rzeczywistości wyglądało tak, że skrajni środkowi pomocnicy (Thiago i Elliot) często schodzili w boczne sektory i jako zabezpieczenie przed linią obrony zostawał sam Fabinho. Czyli Liverpool wrócił do problemów z początku sezonu.

Liverpool znalazł się w sytuacji, w której rozwiązanie jednego problemu generuje pojawienie się kolejnego.

Sytuacja w zespole przypomina efekt kuli śnieżnej. Wszystkie kłopoty są ze sobą niejako powiązane i wzajemnie się napędzają. Piłkarze nie byli gotowi mentalnie i fizycznie od początku sezonu —> pojawiły się kontuzje i gorsze wyniki —> z uwagi na okrojoną kadrę wielu zawodników nie dostawało odpoczynku, przez co pojawiło się jeszcze więcej urazów —> Klopp chcąc zareagować odszedł od sprawdzonego systemu —> zespół w wielu meczach gra poniżej potencjału —> piłkarze nie są już tak silni mentalnie.

Liverpool jest jednym z zespołów, dla których przerwa na mundial może okazać się wybawieniem. Większość zawodników sprawia wrażenie, jakby potrzebowała twardego resetu i oczyszczenia głowy. Oczywiście, dla wielu z nich za niedługo zacznie się jeszcze większe skupienie na futbolu, ale do Anglii powinni wrócić z pozytywną energią. Ponadto wielu piłkarzy wróci po kontuzjach. Dziś z Liverpoolem nie jest dobrze, ale dopiero druga część sezonu powie nam czy projekt Jurgena Kloppa na Anfield już się wypalił.

***

REKLAMA

Kibiców Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ