Bartosz Mrozek nie gorszy niż Artur Rudko. Wróci trend na polskich bramkarzy?

W pierwszej kolejce Ekstraklasy na boiskach pojawiło się dziesięciu polskich bramkarzy. Sześciu z nich to zawodnicy poniżej 25. roku życia. Mimo, że nasi reprezentanci w europejskich pucharach stawiają na zagranicznych golkiperów, część ligowych drużyn postanowiła zaufać rodzimej młodzieży i na początku sezonu z pewnością tego nie żałuje. Bartosz Mrozek, Kacper Bieszczad czy Bartłomiej Gradecki pokazali, że mimo stosunkowo młodego wieku, nie muszą czuć się gorsi od starszych kolegów. Czy ich udane wejście w sezon to sygnał powracającego trendu?

REKLAMA

Bartosz Mrozek nie gorszy niż Artur Rudko

Ostatnie lata mocno osłabiły renomę rodzimych golkiperów występujących na polskich boiskach. W kontekście reprezentacji Polski wymieniano niemalże wyłącznie bramkarzy grających w ligach zagranicznych. Kluby stawiały na obcokrajowców, a gdy latem Lech Poznań szukał wzmocnień między słupkami, skusił się na usługi doświadczonego Ukraińca. Młody Polak? Taka opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Zauważmy, że nawet dyskutując o bramkarzach z Ekstraklasy, Kolejorza łączono z Frantiskiem Plachem. Dlaczego jeden z najlepszych polskich klubów zamiast zainwestować w perspektywicznego gracza, rozglądał się za trzydziestolatkami? Wynika to z mylnego przeświadczenia, że doświadczenie golkipera jest kluczowe w walce o awans do europejskich pucharów. Młody bramkarz z założenia musi być niepewny, chociaż historia uczy, że wielu „sprawdzonych” zagranicznych graczy potem popełniało poważne błędy w decydujących spotkaniach.

Chichotem historii jest fakt, że w pierwszej kolejce Lech został zatrzymany przez… własnego golkipera, wypożyczonego do Stali Mielec. Bartosz Mrozek w zeszłym sezonie grywał w rezerwach „Kolejorza”, ale nie dane mu było dostać szanse w pierwszym zespole. Zaufanie, którego brakowało w Poznaniu, zaoferowano mu w Mielcu. Czy Polak wypadł gorzej niż hitowe wzmocnienie – Artur Rudko? Pytanie retoryczne. Lech szukał bramkarza zagranicą, a na własnym podwórku miał zawodnika, który został jednym z bohaterów pierwszej kolejki Ekstraklasy.

Szansa na wielki zarobek

W Lubinie nie mają żadnych obaw, by do kadry meczowej zgłaszać 19-letniego Kacpra Bieszczada oraz 18-letniego Szymona Weiraucha. Co więcej, widać pewien pomysł na hierarchię. Dziś numerem jeden jest Bieszczad, ale Weirauch również łapie się do meczowej osiemnastki. W piątek siedział na ławce podczas meczu ze Śląskiem Wrocław, w sobotę zagrał 90 minut przeciwko Pogoni Siedlce. Wydaje się, że Lubin ma plan na dwa kroki do przodu i jeśli będzie konsekwentnie go realizował, powinien mieć z niego sporo zysków.

Rozsądny plan mają także w Częstochowie. Tam jedynką jest co prawda Bośniak (który sam nazywa się Serbem) Vladan Kovacevic, ale w odwodzie pozostają Kacper Trelowski oraz Xavier Dziekoński. Vladan zostanie sprzedany – co nastąpi wcześniej czy później? Okej, Trelowski wejdzie do gry. Jednocześnie, szykowany będzie zdolny Dziekoński. Każdy z tych zawodników ma potencjał, by być wartym wiele milionów euro. Głos rozsądku pojawił się również w Warszawie. Legia postawiła na Kacpra Tobiasza, w kadrze jest także Cezary Mistrza, dodatkowo klub wypożyczył do Radomiaka Gabriela Kobylaka.

Starszy i zagraniczny nie musi oznaczać lepszy

Danie szansy młodego polskiemu bramkarzowi jest ryzykiem. Czy zatrudnienie doświadczonego obcokrajowca gwarantuje sukces? Oczywiście nie. Wydaje się jednak, że promocja młodzieży ma kluczowy argument – może przynieść potężne zyski finansowe. Niestety, można odnieść wrażenie, że klubach „młodzi” dostają wyłącznie szansę, gdy starsi doznają kontuzji, albo prezentują się na tyle dramatycznie słabo, że trenerzy nie ma już innych opcji. Początek sezonu sygnalizuje, że kilku rodzimych golkiperów dostanie swoje szanse. Po pierwszej kolejce można być optymistą widząc ich dyspozycję.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,605FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ