Czy ostatnie straty punktów Arsenalu to przypadek czy z zespołem dzieje się coś niedobrego? Jak Unai Emery wyciągnął maksimum potencjału z Aston Villi? Co jest największą przeszkodą Evertonu w drodze po utrzymanie? O wyścigu po tytuł, rywalizacji o TOP 4 i batalii o utrzymanie. Zapraszamy na podsumowanie 31. kolejki Premier League w formie 5 wniosków.
Aston Villa ma ogromny potencjał
O tym jak świetną pracę w Aston Villi wykonuje Unai Emery swego czasu już pisaliśmy. Odkąd Hiszpan przejął zespół więcej punktów zgromadziły tylko Manchester City i Arsenal. Z drugiej strony, The Villans w wielu meczach oszukiwali model „expected goals” strzelając więcej bramek i tracąc mniej niż wynikało to z algorytmu. Mimo, że punktowali świetnie i na dłuższym dystansie byli bardzo regularni to trudno było wskazać mecz, w którym ich gra zapierałaby dech w piersiach. W końcu na takie spotkanie się jednak doczekaliśmy.
Mecz z Newcaslte był w wykonaniu podopiecznych Unaia Emery’ego perfekcyjny. Chyba żaden zespół w tym sezonie nie potrafił z taką łatwością przebijać się przez drugą linię Srok i utrzymywać piłkę pod ich pressingiem. Emery odziedziczył po Gerrardzie zespół bardzo dobry pod względem technicznym i znakomicie to wykorzystuje. Jego drużyna często gra krótkimi podaniami, ustawia się blisko siebie i bardzo mądrze się porusza wykorzystując wolne przestrzenie. Często też stara się wyciągnąć rywala wyżej i zagrać podanie na wolne pole do Watkinsa. W ich grze widać ogromny wkład trenera. Aston Villa może nawet celować w TOP 4.
Arsenal zaczyna mieć problemy
Kanonierzy w drugim meczu z rzędu tylko podzielili się punktami i przewaga nad Manchesterem City stopniała do 4 punktów (rywale ciągle mają jeden mecz zaległy). Co więcej, Arsenal w obu meczach rozsypał się w podobny sposób wypuszczając z rąk dwubramkowe prowadzenie. O ile z Liverpoolem można było tłumaczyć to magią Anfield, tak podobne posypanie się mentalne z West Hamem na London Stadium to już ewidentnie zły sygnał. Oczywiście, Arsenal w niedzielę nie został tak zgnieciony, jak przeciwko The Reds, jednak widać, że temu młodemu zespołowi brakuje doświadczenia z walki o najwyższe laury.
Słaba postawa Arsenalu nie wynikała tylko z podejścia mentalnego. Brak Saliby, w którego miejsce zagrał Holding oraz Zinchenko, którego zastąpił Tierney (nie grał źle, ale wiemy jak często Ukrainiec bierze grę na siebie) oraz bardzo słabe spotkanie Parteya bardzo skomplikowało Kanonierom grę w pierwszej fazie rozegrania. Zespół Mikela Artety często gubił się przy agresywniejszym doskoku West Hamu. Arsenal nadal ma przewagę nad Manchesterem City, ale wydaje się, że teraz to zespół Guardioli przejął pałeczkę faworyta do tytułu.
Zwolnienie Pottera nic nie dało. Jest jeszcze gorzej
Latem Chelsea wykupiła z Brighton za ponad 60 mln euro Marca Cucurellę, tuż po zamknięciu okienka wyciągnęła ich trenera, Grahama Pottera razem z całym jego sztabem. W sobotę to Brighton przyjechało na Stamford Bridge i zmasakrowało The Blues udzielając im solidnej lekcji futbolu. Porażka 1:2 nie oddaje skali dominacji zespołu Roberto De Zerbiego. Odkąd Opta zbiera statystyki (sezon 2003/04) żaden zespół nie oddał tylu strzałów na bramkę Chelsea w meczu Premier League, co Brighton (26). Tego dnia zobaczyliśmy jak spora może być różnica pomiędzy zespołem poukładanym i wytrenowanym, a takim, w którym zawodnicy nie wiedzą, co mają robić.
Bo taką drużyną jest właśnie Chelsea Franka Lamparda. 3 mecze i 3 porażki. Zwolnienie Grahama Pottera – co nie jest zaskakujące – nie okazało się rozwiązaniem problemów. Co gorsza, zespół wygląda na jeszcze bardziej rozklekotany. Po co było więc zwolnienie Pottera w momencie, gdy klub nie miał wybranego następcy, a w perspektywie był jeszcze ćwierćfinał Ligi Mistrzów? Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem jest próba przypodobania się kibicom zatrudniając tymczasowo legendę klubu. O tym, że Lampard nie jest dobrym trenerem powinni wiedzieć.
Utrzymanie Evertonu w Premier League zależy od dostępności piłkarzy
Gdy do zespołu wchodzi nowy trener na początku często sporo eksperymentuje i szuka najlepszego zestawienia. W Evertonie Seana Dyche’a było inaczej. Podstawowy skład wykrystalizował się bardzo szybko i szkoleniowiec trzymał się praktycznie tych samych nazwisk. Z czasem Coady’ego wygryzł Keane, Mykolenkę – Godfrey, a miejsce na szpicy wywalczył Demarai Gray, jednak generalnie szkoleniowiec trzymał się wąskiej grupy piłkarzy. To się sprawdzało i Everton obrał dobry kurs na utrzymanie.
Problemy Evertonu obnażył jednak ostatni, przegrany 1:3 mecz z Fulham. Dyche nie mógł skorzystać z Seamusa Colemana i Amadou Onany, a pauzę za czerwoną kartke odbywa Doucoure. Angielski szkoleniowiec zmienił więc ustawienie z 4-5-1 na 4-4-2, a goniąc wynik nie miał wielu opcji z ławki do odwrócenia losów meczu. Do wyboru miał 5 obrońców, środkowego pomocnika z niezłym doświadczeniem w Premier League (Toma Daviesa), 22-letniego napastnika, który zagrał w angielskiej elicie niecałe 200 minut (Ellis Simms) oraz 19-letniego skrzydłowego, który nie zadebiutował jeszcze na tym poziomie. Everton w galowym składzie za Seana Dyche’a wygląda całkiem nieźle, ale kadra jest bardzo wąska. Utrzymanie prawdopodobnie będzie zależeć od dostępności podstawowych zawodników The Toffees.
Nowa rola Trenta Alexnadra-Arnolda odmieni Liverpool?
Nowa rola Trenta Alexandra-Arnolda jest najlepszym przykładem, że trenerzy wzajemnie czerpią od siebie wzorce. Jurgen Klopp zastosował manewr Pepa Guardioli z bocznymi obrońcami. Trent w obronie grał jako klasyczy prawy defensor, natomiast w fazie posiadania piłki schodził do środka i stawał się dodatkowym pomocnikiem. Anglik taką rolę pełnił już w ostatnim meczu z Arsenalem i pokazał się z dobrej strony, ale dopiero z Leeds pokazał, jak jakościowym zawodnikiem jest. Zaliczył aż 153 kontakty z piłką i wykonał 143 podania (prawie dwa razy więcej niż jego średnia w tym sezonie). Im częściej Trent ma piłkę – tym lepiej Liverpool kontroluje mecz.
Alexander-Arnold miał znaczący udział w tym, jak wyglądała gra całego zespołu. To on był głównym metronomem decydując o tempie ataków. Trent jest znany z podejmowania ryzykownych prób zagrań, ale we wczorajszym spotkaniu bardzo dobrze potrafił wyczuć moment, kiedy warto zaryzykować, a kiedy trzeba utrzymać piłkę. Grał jak doświadczony rozgrywający. Liverpool bardzo rzadko w tym sezonie wyglądał tak dobrze, jak w wygranym 6:1 meczu z Leeds. Cierpliwość i spokój w rozegraniu połączyli z szybkością działań w ostatniej tercji. Trent był elementem, którego w tym sezonie The Reds często brakowało.
Co jeszcze działo się w 31. kolejce Premier League?
- Odnotowujemy zwycięstwo Manchesteru City z Leicester (3:1) – to już 10. wygrana z rzędu The Citizens we wszystkich rozgrywkach. Patrząc w statystyki można odnieść wrażenie, że zespół Guardioli miał trochę szczęścia, ale to przez szybkie strzelenie trzech goli, przejście na tryb bardzo mocno energooszczędny i oszczędzanie kluczowych piłkarzy.
- Bardzo blisko TOP 4 jest już Manchester United, który mimo kłopotów kadrowych pewnie pokonał Nottingham (2:0) na wyjeździe wykorzystując porażki Newcastle oraz Tottenhamu.
- Cichym bohaterem ostatnich tygodni w Premier League jest Roy Hodgson. Trzeci mecz, trzecie zwycięstwo i szybko oddalony temat ewentualnego spadku z ligi. Crystal Palace pod wodzą doświadczonego trenera sprawia wrażenie zespołu, który zyskał dodatkowe pokłady energii.
- Z walki o europejskie puchary prawdopodobnie wypisało się Brentford. Porażka z Wolves (0:2) była trzecią z rzędu i piątym kolejnym spotkaniem bez zwycięstwa. Terminarz był trudny, ale całościowo gra zespołu Thomasa Franka w ostatnich tygodniach nie wygląda znacznie gorzej.
- Sensację na Tottenham Hotspur Stadium sprawiło Bournemouth wygrywając 3:2. Wisienki odniosły trzecie zwycięstwo w ostatnich czterech meczach i oddaliły się od strefy spadkowej na 6 punktów. Gary O’Neil wykonuje kawał dobrej roboty.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej