Arsenal chce wygrać tytuł defensywą. 5 wniosków po 30. kolejce Premier League

Minęła przerwa reprezentacyjna, więc wracamy z podsumowaniem kolejki Premier League. Za nami już 30. seria gier, w której na tapet wzięliśmy następujące tematy: defensywa Chelsea, rezerwowa ofensywa Wolves, eksperyment Manchesteru United, powrót Mohameda Salaha oraz organizacja bez piłki Arsenalu. Zapraszamy do lektury.

REKLAMA

Arsenal potwierdził, że broni najlepiej w Premier League

Pod względem emocji hit kolejki pomiędzy Manchesterem City, a Arsenalem zawiódł. Nie padła żadna bramka, nie było wielu sytuacji, oba zespoły wzajemnie się zneutralizowały. Taki przebieg spotkania był przede wszystkim zasługą Mikela Artety, który podszedł do spotkania bardzo pragmatycznie. Kanonierzy w każdym meczu chcą dominować i toczyć grę na połowie przeciwnika, jednak na Etihad Stadium zrobili wyjątek. Bardzo długo bronili się w niskim bloku pozwalając Manchesterowi City na wymianę podań blisko pola karnego. Gospodarze mieli 72% posiadania piłki, wymienili ponad 3 razy więcej celnych podań, a ich wskaźnik field tilt (procentowa liczba kontaktów w tercji ataku w porównaniu do przeciwnika) wyniósł aż 80%.

Przy takiej przewadze Manchester City prędzej czy później doprowadza sprawy do szczęśliwego końca, ale w niedzielę na Etihad Stadium defensywa Arsenalu nie pękła i nie pozwoliła zespołowi Guardioli na wiele. The Citizens oddali tylko 1 strzał celny, ich xG wyniosło 1,02, w tym 0,50 było efektem stałych fragmentów i wykonali 6 podań w pole karne (mniej niż Arsenal, który miał 7 takich zagrań). Defensywa Arsenalu ponownie spisała się na medal. Nieważne czy grają wysokim pressingiem, czy bronią blisko własnej bramki – wszystko jest świetnie poukładane i dopięte na ostatni guzik. Kanonierzy zamknęli środek, skrzydłowi pomagali bocznym obrońcom, ogromną pracę wykonała też dwójka z przodu (Odegaard i Havertz), ale bohaterami był niezawodny duet stoperów (Gabriel i Saliba). Pozostaje tylko pytanie: czy nie warto było bardziej zaryzykować, aby utrzymać fotel lidera?

Manchester City 0:0 Arsenal

Mohamed Salah wraca w idealnym momencie

Liverpool przez dość długi czas musiał sobie radzić bez Mohameda Salaha, ale nie odbiło się to negatywnie na ich wynikach. Egipcjanin w ten weekend zagrał pierwsze spotkanie w Premier League w wyjściowym składzie po kontuzji i wysłał Manchesterowi City oraz Arsenalowi jasną wiadomość: teraz Liverpool będzie tylko jeszcze mocniejszy. Salah w meczu z Brighton (2:1) strzelił zwycięskiego gola i był bliski charakterystycznej dla siebie asysty po genialnym podaniu z prawego sektora, ale Luis Diaz był na minimalnym spalonym. Przede wszystkim 31-latek był zdecydowanie najgroźniejszym zawodnikiem The Reds, który regularnie urywał się defensorom Brighton. Oddał aż 12 strzałów i zaliczył 22 kontakty z piłką w polu karnym przeciwnika. W obecnym sezonie Premier League w żadnym spotkaniu nie miał tak dobrych liczb w tych statystykach. Zabrakło mu tylko większej skuteczności, ponieważ sporo strzałów było poniżej optymalnej jakości.

Na decydującą fazę sezonu ofensywa Liverpoolu zyskuje ogromną wartość. Sam Mohamed Salah w obecnym układzie personalnym wydaje się jeszcze groźniejszy. Grający na prawej obronie Bradley trzyma szerokość na prawej stronie, więc Egipcjanin może schodzić do środka i grać bliżej bramki. Obiecująco w spotkaniu z Brighton wyglądała też współpraca Salaha z Mac Allisterem, który teraz gra nieco wyżej. Argentyńczyk wykreował Salahi cztery sytuacje strzeleckie.

Liverpool 2:1 Brighton

Projekt Chelsea Pochettino nie ruszy z miejsca jeśli nie poprawią defensywy

Gdy Chelsea pod koniec pierwszej połowy spotkania z Burnley otrzymało rzut karny, którego na gola zamienił Cole Palmer, a rywal otrzymał drugą żółtą kartkę nic nie zapowiadało kłopotów The Blues sobotniego popołudnia. Zespół Pochettino grając w przewadze jednego zawodnika z przedostatnim zespołem tabeli na własnym stadionie stracił jednak dwa gole i zdobył tylko punkt. Mauricio Pochettino na konferencji prasowej przed spotkaniem sugerował, że na podstawie statystyk powinni być w pierwszej czwórce. O ile z Burnley wykreowali sobie sporo sytuacji (33 strzały, 4,47 xG!), tak przy powtarzającej się nieskuteczności musisz zadbać o zabezpieczenie tyłów. A The Blues od momentu czerwonej kartki dla rywali pozwolili im na wykreowanie sytuacji wycenianych na 1,54 gola oczekiwanego (xG). To wynik nieakceptowalny.

Pochettino od początku sezonu nie może znaleźć optymalnego zestawienia linii obrony, w czym mocno przeszkadzają mu liczne kontuzje. Zespół ma wiele braków w kontekście gry defensywnej. Caicedo, choć jest dobrym zawodnikiem, nie okazał się klasyczną „6-tką”, która dobrze czuje się grając za plecami bardziej ofensywnie nastawionych zawodników. W linii obrony brakuje lidera, którym wcześniej był odstawiony na boczny tor w ostatnich tygodniach Thiago Silva. Chelsea po 29 meczach już straciła więcej goli niż w całym poprzednim sezonie, a – przypomnijmy – była wtedy jeszcze większym pośmiewiskiem niż jest teraz.

Ofensywa Wolves bez podstawowego tercetu ma niewiele do zaoferowania

Na naszej stronie niejednokrotnie chwaliliśmy w tym sezonie ofensywę Wolves, a konkretnie ich tercet z przodu, czyli Pedro Neto, Matheusa Cunhę oraz Hwanga Hee-chana. Ich liczby w przełożeniu na liczbę rozegranych minut są w tym sezonie fantastyczne, ale problem właśnie jest w czasie spędzonym na boisku. Obecnie cała trójka jest kontuzjowana i w przegranym meczu z Aston Villą (0:2) najlepiej było widać jak wiele traci zespół na ich nieobecności. Na szpicy zagrał 18-letni Leon Chiwomie, a w roli „10-tek” Pablo Sarabia oraz grający zazwyczaj piętro niżej Mario Lemina. Wprawdzie współczynnik goli oczekiwanych (xG) nie był niski (1,66), natomiast w dużym stopniu zawdzięczali to jednej sytuacji Ait-Nouriego.

REKLAMA

Wolves nie zostało zdominowane przez Aston Villę, ale byli zespołem gorszym przez to, że po obiecującym początku później już nie wyglądali, jakby byli w stanie stworzyć zagrożenie pod bramką rywali. Gary O’Neil ulepił bardzo dobrze zorganizowaną drużynę, która jednak w ofensywie oparta jest na indywidualnych umiejętnościach Neto, Cunhii i Hwanga (ich wykorzystanie jest oczywiście także zasługą trenera). W sobotę Wilki zostały pozbawione swoich zębów trzonowych i nie przypominali zespołu, którym są przez cały sezon. Byli o wiele mniej energiczni, nie wyprowadzali kontrataków, nie sprawiali problemów obrońcom rywali.

Aston Villa 2:0 Wolves

Manchester United to eksperyment społeczny

Gra Manchesteru United od pewnego czasu wygląda tak, jakby wdrożyli w życie eksperyment, aby sprawdzić, ile strzałów na bramkę mogą przyjmować, a i tak jakimś cudem uchodzić z życiem. To efekt taktyki Erika ten Haga, której wady i zalety szerzej tłumaczyliśmy w tym tekście. W minionej kolejce Brentford próbowało pokonać Andrę Onanę aż 31 razy, wykreowało współczynnik goli oczekiwanych (xG) na poziomie 2,6 i zaliczyło aż 85 kontaktów z piłką w polu karnym Manchesteru United (w tym sezonie Premier League żaden zespół nie miał tak dużo w jednym meczu). Na pierwszego gola i tak musieli czekać do 9. minuty doliczonego czasu gry ratując remis.

O ile taka defensywna strategia Erika ten Haga w ostatnich meczach mogła się bronić, ponieważ udawało im się wyprowadzać groźne kontrataki, tak przeciwko Brentford zostali całkowicie zdominowani i nie byli w stanie spełniać ustalonych założeń. Indywidualnie byli gorsi zarówno w powietrzu (39% wygranych pojedynków), jak i na ziemi (również 39% wygranych pojedynków). Przegrali walkę o środek pola, nie zbierali drugich piłek, nie potrafili wyprowadzać kontrataków, rywale łatwo omijali ich pierwszą linię pressingu, a sami nie mieli pomysłu, jak wyjść spod pressingu Brentford. Zespół Thomasa Franka zagrał świetnie, ale nie był pierwszą drużyną, która pokazała, że do zdominowania Manchesteru United wcale nie trzeba mieć wielkich indywidualności. Wystarczy dobrze wytrenowany zespół, a takich w Premier League nie brakuje.

Brentford 1:1 Manchester United

Co jeszcze wydarzyło się w 30. kolejce Premier League?

  • Prawdziwy thriller rozegrał się na otwarcie minionej kolejki na St. James’ Park. Newcastle pokonało West Ham 4:3, mimo że na kwadrans przed końcem przegrywali jeszcze 1:3. Dwa ostatnie gola zdobył wracający po kontuzji Harvey Barnes.
  • Tottenham podniósł się po dotkliwej porażce 0:3 z Fulham w ostatniej kolejce, ale z Luton też nie było łatwo. Zespół Postecoglou przegrywał od 3. minuty, a gola na 2:1 zdobył w 86. minucie.
  • Bournemouth wygrało trzeci z ostatnich czterech meczów w Premier League, tym razem na wyjeździe z Evertonem (2:1), który ma tylko 3 punkty przewagi nad strefą spadkową.
  • Podczas przerwy reprezentacyjnej Nottingham Forest zostało ukarane odjęciem 4 punktów i spadło do strefy spadkowej, ale po remisie z Crystal Palace (1:1) przed własną publicznością wyszli już ponad kreskę.
  • Znakomity comeback na Bramall Lane zrobiło Fulham. W 86. minucie przegrywali jeszcze 1:3, a finalnie zremisowali 3:3. Mimo wszystko punkt z Sheffield na wyjeździe musi zostać uznany za rozczarowanie.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,605FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ