W Polsce niewielu kibiców piłki nożnej śledzi to, co dzieje się poza Europą. Interesują nas najlepsze ligi Starego Kontynentu, czasem zerkamy też do tych trochę słabszych, gdzie występuje sporo Polaków, jednak mało kto ogląda rozgrywki w Ameryce Południowej, Północnej, Azji czy Afryce. Klubowe Mistrzostwa Świata pokazały jednak, że tamtejszy futbol wcale nie stoi na tak niskim poziomie. Z ośmiu ćwierćfinalistów aż trzy są spoza Europy. Co więcej, co najmniej jedna z nich zagra w półfinale, gdyż w 1/4 Al-Hilal zmierzy się z Fluminense. W tym tekście sprawdzamy jak poradziły sobie poszczególne kontynenty na tegorocznym turnieju rozgrywanym w USA.
Ameryka Południowa
Nie licząc Europy to właśnie Ameryka Południowa wystawiła na Klubowe Mistrzostwa Świata najliczniejszą ekipę. Kontynent ten reprezentują cztery brazylijskie zespoły (Palmeiras, Fluminense, Flamengo i Botafogo) oraz dwa argentyńskie (River Plate i Boca Juniors). Postawa brazylijskich klubów niewątpliwie jest jednym z największych zaskoczeń tego turnieju. Wszystkie cztery ekipy wyszły z grupy, a Fluminense i Palmeiras awansowały dalej do ćwierćfinału. W starciach z europejskimi drużynami Brazylijczycy jak dotąd są górą. Wygrali trzy mecze, a przegrali tylko dwa. Botafogo pokonało PSG, Flamengo ograło Chelsea, a w 1/8 finału Fluminense okazało się lepsze od Interu. Porażki poniosły z kolei Botafogo – przeciwko Atletico, choć i tak przegrana 0:1 zapewniła im awans z grupy – oraz Flamengo w 1/8 finału z Bayernem.
Znacznie mniej powodów do dumy mieli argentyńscy kibice. Oba zespoły z tego kraju odpadły już po fazie grupowej. Boca Juniors i River Plate łącznie wygrały tylko jedno spotkanie. Co więcej, podopieczni Miguela Angela Russo nie byli w stanie pokonać półamatorskiego Auckland City w ostatnim meczu fazy grupowej. I mimo, że mecze z Benficą oraz Bayernem nie były złe w ich wykonaniu, to nie pozostawili po sobie najlepszego wrażenia. Znacznie lepiej spisało się River Plate, które najpierw pokonało Urawę Red Diamonds, a później zremisowało z Monterrey. Zespół Marcelo Gallardo do końca walczył o awans do 1/8 finału, jednak w ostatnim spotkaniu przegrał 0:2 z Interem.
Klubowe Mistrzostwa Świata potwierdziły dominację brazylijskich zespołów w Ameryce Południowej. Drużyny z Kraju Kawy w ostatnich sześciu latach za każdym razem wygrywały Copa Libertadores. Z kolei argentyńska ekipa po raz ostatni sięgnęła po ten tytuł w 2018 roku. Nic więc dziwnego, że to Brazylijczycy podczas trwającego turnieju rzucili rękawice najlepszym zespołom ze Starego Kontynentu.
Ameryka Północna
Trzecim najliczniej reprezentowanym kontynentem na tegorocznych Klubowych Mistrzostwach Świata była Ameryka Północna. W swoich szeregach miała ona pięć ekip: trzy z USA (Inter Miami, Los Angeles FC i Seattle Sounders) oraz dwie z Meksyku (Monterrey i Pachuca). Całościowo ekipy te poradziły sobie znacznie gorzej niż ich sąsiedzi z południa – z grupy awansowały tylko dwa zespoły. Co gorsza, zarówno Inter Miami, jak i Monterrey pożegnały się z turniejem już na pierwszej przeszkodzie fazy pucharowej.
Najlepsze wrażenie bez wątpienia pozostawili po sobie podopieczni Domenca Torrenta. W fazie grupowej zremisowali oni z Interem oraz River Plate i wysoko pokonali Urawę Red Diamonds. Po nieznacznej porażce z Borussią w 1/8 finału (1:2) również mogą wracać do domów z podniesioną głową. Natomiast Inter Miami – pomimo awansu do fazy pucharowej – nie zachwycił. Co prawda, w grupie nie przegrali, jednak porażka 0:4 z PSG pokazała, ile brakuje im do najlepszych zespołów na świecie. Pozostałe trzy drużyny niczym specjalnym się nie wyróżniły. Wszystkie zakończyły turniej na ostatnim miejscu w swoich grupach. Jedynie Los Angeles FC zgarnęło jakiekolwiek punkty, remisując w ostatnim meczu z Flamengo, które miało zapewnione pierwsze miejsce. Seattle Sounders i Pachuca z kolei przegrały wszystkie trzy spotkania.
Azja
Z czterech zespołów azjatyckich, które pojechały na tegoroczne Klubowe Mistrzostwa Świata tylko jeden wyszedł z grupy i wciąż pozostaje w grze. Al-Hilal już w pierwszym meczu, remisując z Realem Madryt, pokazało siłę. Fazę grupową skończyli na drugim miejscu z dorobkiem pięciu punktów, a w 1/8 finału sprawili sensację pokonując po dogrywce 4:3 jednego z faworytów do końcowego triumfu Manchester City. W ćwierćfinale na podopiecznych Simone Inzaghiego czeka Fluminense. Niewykluczone więc, że saudyjską ekipę będziemy oglądać również w półfinale.
Nie jest to niespodzianka, że to właśnie Al-Hilal osiągnęło najlepszy wynik na turnieju. Po tym jak w 2023 roku PIF (Public Investment Fund) przejął 75% udziałów w czterech saudyjskich klubach (Al-Hilal, Al-Nassr, Al-Ittihad i Al-Ahli) liga ta stała się konkurencyjna na rynku transferowym dla klubów z Europy. Przełożyło się to nie tylko na transfery zawodników i trenerów o uznanej marce na Starym Kontynencie, ale też wyniki sportowe. Ostatnie dwie edycje azjatyckiej Ligi Mistrzów wygrywały właśnie kluby z Arabii Saudyjskiej. Choć finał nie rozstrzygał się jedynie pomiędzy nimi, tak różnica pomiędzy Arabią Saudyjską a pozostałymi zespołami z tego kontynentu prawdopodobnie będzie się tylko powiększać.
Oprócz Al-Hilal Azję podczas tegorocznych Klubowych Mistrzostw Świata reprezentowały jeszcze trzy inne zespoły: Al-Ain ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Ulsan HD z Korei Południowej z Miłoszem Trojakiem w składzie i japońska Urawa Red Diamonds prowadzona przez Macieja Skorżę. Cała ta trójka nie zwojowała turnieju i szybko wróciła do domu. Zarówno Ulsan, jak i Urawa przegrały wszystkie trzy mecze (choć ekipa Skorży była blisko urwania punktu Interowi). Al-Ain natomiast wygrało ostatnie spotkanie przeciwko Wydad Casablanca 2:1, co zapewniło im trzecie miejsce w grupie. Niemniej jednak w dwóch wcześniejszych spotkaniach z Juventusem i Manchesterem City dali sobie wbić aż 11 goli, nie strzelając przy tym ani jednego.
Afryka
Podczas trwających Klubowych Mistrzostw Świata mieliśmy okazję śledzić występy czterech zespołów z Czarnego Lądu – Mamelodi Sundowns z RPA, egipskie Al Ahly, tunezyjskie Esperance Tunis oraz marokański Wydad Casablanca. Niestety dla kibiców afrykańskiej piłki żaden z nich nie zdołał przebrnąć przez fazę grupową. Najbliżej awansu do 1/8 finału było Mamelodi Sundowns, które walczyło o to do ostatniej kolejki. Piłkarze Miguela Cardoso potrzebowali zwycięstwa nad Fluminense, jednak ostatecznie zabrakło im jednego gola – zremisowali 0:0. Mamelodi zakończyło fazę grupową z czterema punktami na koncie, pozostawiając po sobie pozytywne wrażenie. Najpierw pokonali Ulsan, a w drugim spotkaniu postraszyli Borussię Dortmund przegrywając 3:4.
O wyjście z grupy do końca walczyły również Al Ahly i Esperance Tunis. Remis tych pierwszych z Porto (4:4) w ostatniej kolejce spowodował, że ostatecznie ekipa z Egiptu zajęła czwarte miejsce w grupie z dwoma punktami na koncie. Zespół z Tunezji natomiast w decydującym o awansie starciu uległ Chelsea 0:2. Dzięki zwycięstwu w pierwszym meczu z Los Angeles skończyli oni fazę grupową na trzeciej lokacie z dorobkiem trzech punktów. Najgorzej z kolei zaprezentował się Wydad Casablanca, który przegrał wszystkie trzy mecze. O ile porażki z Manchesterem City i Juventusem można wytłumaczyć, tak w ostatnim spotkaniu z Al-Ain kibice z pewnością liczyli na coś więcej. Mimo wszystko, to że żadna afrykańska drużyna nie wyszła z grupy nie jest wielką niespodzianką. Przed turniejem raczej nie byli oni wskazywani jako faworyci do awansu do fazy pucharowej.
Oceania
Jedynym przedstawicielem tej federacji piłkarskiej było Auckland City. Drużyna z Nowej Zelandii w ostatnich czterech latach czterokrotnie triumfowała w Lidze Mistrzów swojego kontynentu. Dzięki temu klub ten jest stałym bywalcem Klubowych Mistrzostw Świata, które odbywały się jeszcze w starej formule. Niemniej jednak, występ na tak dużej imprezie musiał być dla nich czymś nowym. Auckland to w końcu półamatorski zespół, których zawodnicy oprócz gry w piłkę pracują również w innych zawodach. Niektórzy z nich z tego powodu nie mogli przyjechać na turniej do Stanów Zjednoczonych, ponieważ nie dostali urlopu.
Już przed startem turnieju Auckland City miało być ciekawostką. Według Opta Power Ranking klub ten jest na poziomie polskiej 3. ligi, więc ciężko było od nich oczekiwać, że sprawią jakąkolwiek niespodziankę. Mimo to, zespół Paula Posy zremisował w ostatnim meczu z Boca Juniors 1:1. Co prawda, pozostałe dwa przegrali wysoko – 0:10 z Bayernem i 0:6 z Benficą – i mieli najgorszy bilans bramkowy na całym turnieju. Mimo to, i tak przeżyli wspaniałą przygodę i sprawili jedną z największych niespodzianek całego turnieju. Prawdopodobnie za cztery lata dostaną kolejną okazję.