Odwaga – to jedno z najczęściej powtarzanych i odmienianych przez przypadki słów w kontekście reprezentacji Polski za kadencji obecnego selekcjonera. Michał Probierz sam zaznacza, że chce, aby jego zespół był odważny, podpisują się pod tym także kibice. Początkowo dziennikarze chwalili Probierza za odwagę, natomiast po meczu z Portugalią zaczęły się sugestie, że więcej jest jej na papierze i w wypowiedziach selekcjonera niż rzeczywiście na boisku. Przeciwko Chorwacji zobaczyliśmy jednak taką twarz reprezentacji, jaką chcieliśmy. Odważną.
Wysoki pressing
Po meczu z Portugalią wyciągano statystyki, jak bardzo pasywnie graliśmy. W sobotę Portugalczycy wymieniali średnio swobodnie 19,5 podania zanim Polacy spróbowali odebrać im piłkę (dla porównania – kadra Roberto Martineza pozwalała nam na zaledwie 7,7 podania). Był to najwyższy wynik za kadencji Michała Probierza (czyli broniliśmy najbardziej pasywnie) oraz drugi najwyższy we wszystkich 14 meczach Ligi Narodów od początku powstania tych rozgrywek w 2018 roku.
Starcie z Chorwacją wyglądało tak, jakby Michał Probierz zapoznał się z tymi statystykami, przeczytał co się o kadrze pisze (a wiemy, że regularnie to robi) i pomyślał sobie: „no, to ja wam teraz pokażę”. Reprezentacja Polski od pierwszego gwizdka sędziego zakładała wysoki pressing na Chorwatach i robiła to bardzo skutecznie. Prowadzenie objęliśmy już w 5. minucie. Cała akcja zaczęła się od odzyskania piłki w okolicach linii środkowej przez Jana Bednarka po dobrze zorganizowanym pressingu całego zespołu. Akcja przy drugiej bramce również rozpoczęła się od zmuszenia rywali do dalszego podania po założeniu wysokiego pressingu. Piłkę zebrał Kamil Piątkowski, od którego zgrania głową rozpoczął się atak. Później mieliśmy jeszcze dobrą reakcję Piotra Zielińskiego na stratę piłki, a chwilę później Nicola Zalewski zdobył gola kontaktowego.
Pozytywem w grze bez piłki reprezentacji Polski było nie tylko zakładanie wysokiego pressingu, ale też bardziej aktywna obrona na własnej połowie, co dotychczas było naszym mankamentem. Środkowi obrońcy często wyskakiwali ze strefy, aby rywal ciągle miał ich na plecach, natomiast pomocnicy agresywniej doskakiwali do rywali nie zostawiając im tyle miejsca, co zwykle. Oczywiście, straciliśmy trzy bramki, ale Chorwaci wykazali się ponadprzeciętną skutecznością, a sami pomogliśmy im w dochodzeniu do sytuacji popełniając indywidualne błędy.
Znany schemat rozegrania
Obiecujący początek reprezentacji Polski w dużym stopniu wynikał z pasywnej postawy Chorwatów w defensywie. Podopieczni Zlatko Dalicia nie zakładali wysokiego pressingu, a zostawiali nam czas na rozegranie futbolówki. Zespół Michała Probierza cierpliwie rozgrywał piłkę pomiędzy środkowymi obrońcami, a Jakubem Moderem i cofającym się do rozegrania Piotrem Zielińskim. Polacy najczęściej szukali przeniesienia gry w ostatnią tercję rywala dalekim podaniem, a tam – mając już pięciu zawodników (Szymański, dwóch napastników i wahadłowi) – próbowali różnych rozwiązań w ataku. W ten sposób zdobyliśmy trzeciego gola na wagę remisu. Zaczęło się od dalekiego podania Kamila Piątkowskiego w stronę Roberta Lewandowskiego. Napastnik wygrał pozycję w walce o piłkę z Erliciem i wyłożył piłkę przed pole karne do Sebastiana Szymańskiego, który pokonał Dominika Livakovicia.
To akurat w reprezentacji Polski prowadzonej przez Michała Probierza nie jest nowością. Z podobnym pomysłem na działania w posiadaniu piłki wychodziliśmy już przeciwko silniejszym rywalom – Holandią oraz Francją na EURO 2024. Naszym planem również było otwarcie gry krótkim podaniem, przeniesienie jej szybko wyżej i utrzymanie posiadania futbolówki bliżej bramki rywala.
Michał Probierz rozwiązał problem
To jest kierunek, w którym chcielibyśmy, aby nasza kadra podążała. Paradoksalnie cofnęliśmy się jednak do końcówki czerwca i meczu z Francją, gdy towarzyszyły nam podobne odczucia. Michał Probierz prawdopodobnie też chciał iść w tym kierunku, ale początkowo próbował zrobić to samymi personaliami. We wrześniowych meczach Ligi Narodów cofnął Piotra Zielińskiego na pozycję nr 6, a do środka pola wrzucił jeszcze Szymańskiego i Urbańskiego. Dodając jeszcze profil wahadłowych, którym bliżej do skrzydłowych niż bocznych obrońców mieliśmy aż 7 zawodników z natury bardziej ofensywnych niż defensywnych. Broniąc przez większość meczu w niskim bloku, blisko własnego pola karnego – do czego zmuszali nas rywale – eksponowaliśmy nasze braki, a nie potrafiliśmy wykorzystać atutów.
We wczorajszym meczu z Chorwacją proporcje zawodników ofensywnych do defensywnych niewiele się zmieniły (w gruncie rzeczy Modera, który zagrał na „6-tce” również możemy zaliczyć do tej pierwszej grupy), ale kluczową modyfikacją była zmiana nastawienia w grze bez piłki. Pracując mocniej w pressingu, próbując odebrać piłkę wyżej, często zmuszając rywali do dalekich podań dawaliśmy sobie więcej szans na wykorzystanie ofensywnego potencjału zespołu. Mieliśmy 47% posiadania piłki, co jest postępem w porównaniu do poprzednich meczów, w których oscylowaliśmy w przedziale 39-41%. We wrześniu widząc jak wielu technicznych graczy próbuje upchać do składu Michał Probierz zakładaliśmy, że będziemy chcieli spróbować przejąć posiadanie piłki. To się nie udało, ale dziś selekcjoner otrzymał odpowiedź, co trzeba zrobić, aby nie dać rywalowi przejąć kontroli nad meczem przez wymienianie podań. Grać bardziej odważnie w defensywie.