Reprezentacja USA pokonała wczoraj Portoryko 104:83 zapewniając sobie tym samym awans z pierwszego miejsca. Po raz kolejny był to jednak mecz okraszony problemami drużyny Steve’a Kerra.
Najgorszy wynik od 20 lat, a i tak zwala z nóg
Lebron James i spółka nie weszli najlepiej w spotkanie z drużyną Jose Alvarado. Przegrali pierwszą kwartę 25:29, jedynie dwa razy trafiając „zza łuku”. Potem jednak nastąpił sztorm drugiej kwarty. USA wzięło się w garść, schodząc na przerwę prowadząc 23-punktami. Mistrzowie olimpijscy nie oddali już wysokiego prowadzenia, spokojnie wygrywając spotkanie. Fenomenalnie zagrał Anthony Edwards, który zdobył 26 punktów. Po raz kolejny musimy również pochwalić Lebrona James’a (10 punktów, 6 zbiórek, 8 asyst), który wyrasta na murowanego kandydata do nagrody MVP turnieju. Pomimo tych wszystkich pozytywnych aspektów, wobec zawodników Kerra można mieć pewne zastrzeżenia.
21,3 – to średnia różnica punktowa pomiędzy przeciwnikami w fazie grupowej. Teoretycznie, jest to przepaść, ale ostatni raz średnia ta była niższa na igrzyskach w Atenach, które odbyły się w 2004 roku. To z perspektywy Amerykanów jedne z najbardziej nieudanych igrzysk w historii, ponieważ to jedyna olimpiada od czasów obalenia komunizmu, podczas której Ci nie zdobyli złotych medali (porażka 81:89 w półfinale z Argentyną prowadzoną przez Manu Ginobliego).
Brak perfekcji może być kosztowny w fazie pucharowej
Oczywiście, ze względu na globalizację ligi jest ona pełna zagranicznych graczy co widać również na igrzyskach. Co nie zmienia faktu, że drużyna, która posiada w swoich szeregach trzech najlepszych zawodników naszego pokolenia (Curry, Durant, James), przyszłą twarz ligi (Edwards) oraz 8 innych zawodników, którzy w każdej innej drużynie byliby w najgorszym wypadku drugą opcją, powinna dominować każdy mecz od początku do końca bez najmniejszych problemów.
Kolejnym ważnym problemem jest potrzeba rotacji. Trener za każdym razem musi decydować, kto spędzi cały mecz na ławce. To widocznie wpływa na nastroje w drużynie. Dalej nie wiemy kto jest pierwszą opcją, ciężko jest przewidzieć nawet pierwszą piątkę. Brak stałości to ogromna wada, ponieważ po fazie grupowej trzon kadry powinien być już ustalony.
Przed nami faza pucharowa turnieju w Paryżu. W ćwierćfinale USA zmierzy się z Brazylią. To zapewne nie będzie wielkie wyzwanie i obrońcy tytułu awansują do fazy pucharowej. Tam jednak będzie czekać Kanada albo Francja. To fenomenalne drużyny, a jeśli zdarzy się im „dzień konia” James, Durant oraz Curry mogą mieć poważne problemy. Stany Zjednoczone to wciąż murowany faworyt do złotego medalu. Czy ktoś zabierze im złoto? Szansa jest mała, chociaż i tak o wiele większa niż się spodziewaliśmy.
aut. Miłosz Szumierz