W przedostatniej kolejce Ekstraklasy nie zapadły jeszcze ostateczne rozstrzygnięcia. Nie poznaliśmy ani mistrza Polski, ani trzeciego spadkowicza, ani ostatniego reprezentanta Polski w europejskich pucharach. W podsumowaniu omawiamy najważniejsze wydarzenia 33. serii gier Ekstraklasy.
Remis z Piastem jest dla Jagielloni prawie jak zwycięstwo
Jagiellonia tylko zremisowała z Piastem w Gliwicach (1:1), przez co zrównała się punktami ze Śląskiem Wrocław, ale to zespół Adriana Siemieńca znajduje się na pole position w wyścigu o tytuł, ponieważ ma lepszy bilans w meczach bezpośrednich. Z tej perspektywy śmiało możemy napisać, że dla Jagi był to zwycięski remis. Podobnie można postrzegać taki rezultat z perspektywy boiska. Mecz z Piastem był dla obecnego lidera niczym wizyta u dentysty. Piast włożył kij w szprychy rywalom i nie pozwolił im złapać swojego rytmu. Blokowali progresję piłki, zmuszali przeciwników do omijania ich drugiej linii dalekim podaniem i nie dali się zdominować.
Piast objął prowadzenie w sobotnim meczu po fantastycznym strzale Michaela Ameyawa i wydawało się, że Jagiellonia odda Śląskowi pałeczkę w walce o mistrzostwo, ponieważ przebieg meczu nie zwiastował gola dla gości. W 90. minucie nadeszła jednak jedyna „duża okazja” (big chance) dla Jagiellonii, którą na gola zamienił Jesus Imaz. Adrian Siemieniec prawdopodobnie z zadowoleniem przyjął ten punkt, ponieważ w doliczonym czasie gry jego zespół starał się za wszelką cenę utrzymać się przy piłce i nie próbował szukać kolejnego gola dając wyraźny znak, że remis w tym meczu im pasuje.
Piast Gliwice 1:1 Jagiellonia Białystok
Śląsk zyskał liderów w najważniejszym momencie
Zwycięstwo z Radomiakiem (2:0) było dla Śląska trzecim z rzędu, dzięki czemu zespół Jacka Magiery zagwarantował sobie grę w europejskich pucharach nadchodzącego lata. Jeszcze niedawno wrocławianie byli jednym z najgorzej punktujących zespołów Ekstraklasy w rundzie jesiennej, a do ostatniego meczu przystąpią z szansami na mistrzostwo Polski. Wszystko przez bardzo dobre wyniki w ostatnich tygodniach, na finiszu rozgrywek. Śląsk w poprzednich meczach mógł liczyć na liderów zespołu, czego nie można było powiedzieć przez większość trwania ligowej wiosny.
Erik Exposito, choć z Radomiakiem bramki nie strzelił, zaprezentował się jako napastnik wykonujący ogromną pracę dla zespołu. Często schodził po piłkę w boczne sektory, brał na siebie grę, ściągał obrońców, pomagał utrzymać piłkę i tworzył miejsce dla wchodzących z drugiej linii zawodników. Mathias Nahuel Leiva również rozegrał bardzo dobry mecz, a wisienką na torcie było jego fenomenalne trafienie na 2:0. Kolejne liczby w ostatnich spotkaniach regularnie dokłada także Piotr Samiec-Talar, a w środku pola wysoki poziom zarówno w grze z piłką, jak i bez piłki gwarantuje Peter Pokorny.
Śląsk Wrocław 2:0 Radomiak Radom
Pogoń nie podniosła się mentalnie po przegranym finale Pucharu Polski
Bezbramkowy remis z niegrającą już o żadne większe cele Stalą Mielec definitywnie zamknął Pogoni drogę do europejskich pucharów. Choć zespół Jensa Gustafssona w ostatnich kolejkach Ekstraklasy miał szansę na podium, tak piłkarze Portowców sprawiają na boisku wrażenie, jakby ich sezon skończył się wraz z przegranym finałem Pucharu Polski. Wprawdzie kilka dni później zareagowali pozytywnie wygrywając z Puszczą Niepołomice, natomiast kolejne dwa spotkania to straty punktów.
Pogoń Szczecin przestała grać jednak w swoim stylu. Portowcy pod wodzą Jensa Gustafssona byli zespołem prawie zawsze gwarantującym bardzo dobre widowiska, a w ostatnich tygodniach są pozbawieni charakterystycznej dla nich energii i dynamicznego stylu gry. Można w pewnym stopniu sprowadzić to do słabszej formy Kamila Grosickiego, który prawdopodobnie odczuwa już trudy tego sezonu. Teraz wyszło jak bardzo ofensywa Pogoni była uzależniona od swojego lidera. Gdy Grosicki nie jest w stanie stworzyć indywidualnej przewagi – cały zespół cierpi. Ostatnie trzy ligowe mecze to tylko dwa zdobyte gole.
Stal Mielec 0:0 Pogoń Szczecin
Defensywna gra staje się DNA Cracovii
Dzięki pokonaniu na własnym stadionie Rakowa Częstochowa (2:0) Cracovia zapewniła sobie utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej na kolejny sezon. Pasy przypieczętowały to w tradycyjny dla siebie sposób, ale zwycięstwo z Rakowem było ekstremalnym przykładem skuteczności ich stylu gry. Cracovia zagrała bardzo defensywnie. Od początku spotkania oddała inicjatywę gościom i cofnęła się na własną połowę, ustawiła się w systemie 5-4-1 i zabarykadowała dostęp do własnej bramki. Przez całe spotkanie mieli 20% posiadania piłki i zanotowali 55 dokładnych podań przy zaledwie 43%-owej celności, ale plan został zrealizowany nie tylko przez pryzmat wyniku. To Cracovia stworzyła więcej dogodnych okazji od rywali i wykreowała wyższy współczynnik goli oczekiwanych (xG).
Nieważne kto jest trenerem Cracovii jedno się nie zmienia – to ciągle zespół, który najlepiej czuje się, gdy może zagrać defensywnie. Gdy rywal przejmie inicjatywę, a Cracovia będzie mogła schować się za podwójną gardą i wyprowadzać ciosy po błyskawicznych kontratakach. W takiej grze najlepiej czują się piłkarze Pasów. Gdyby ktoś przegapił, że pod koniec sezonu w Cracovii zmienił się trener to po ustawieniu i stylu gry raczej nie podejrzewałby, że doszło tam do roszady. Defensywna gra staje się DNA Cracovii, ale nie ma w tym nic złego.
Cracovia 2:0 Raków Częstochowa
Korona nie poddała się w walce o utrzymanie
Po remisie Puszczy Niepołomice z Górnikiem Zabrze Korona Kielce przystępowała do meczu z Ruchem z nożem na gardle. Zespół Kamila Kuzery perfekcyjnie poradził sobie z presją zasłużenie wygrywając z Ruchem Chorzów (2:0). W grze kielczan w końcu było widać miłą odmianę w porównaniu z ostatnimi tygodniami, gdy wyglądali na zespół, który zmierza prosto do 1. Ligi. Korona zastosowała proste środki. Grała agresywnie, często nastawiała się na dalekie podania oraz zbieranie drugich piłek, a przede wszystkim – kapitalnie funkcjonowała w wysokim pressingu. Rywale ochoczo rozgrywali futbolówkę od własnej bramki, a Korona regularnie odbierała ją na ich połowie i wyprowadzała ataki. Bardzo skuteczni byli także w defensywie, ponieważ Ruch w ogóle nie dał się wykazać Xavierowi Dziekońskiemu.
Sytuacja Korony nadal jest trudna, bo w ostatniej kolejce Ekstraklasy muszą pokonać Lech Poznań na Bułgarskiej i liczyć na korzystne rozstrzygnięcia w innych spotkaniach. Puszcza nie może pokonać u siebie Piasta Gliwice (przy równej liczbie punktów Korona będzie wyżej, dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich pojedynków). Jeśli to się nie uda to zawsze można liczyć na porażki Warty lub Radomiaka (poznaniacy mają 2 pkt więcej i lepszy bilans bezpośrednich starć z kielczanami, a radomianie 3 pkt więcej i gorszy bilans bezpośredni).
Korona Kielce 2:0 Ruch Chorzów
Co jeszcze wydarzyło się w 33. kolejce Ekstraklasy?
- Poznaliśmy komplet zespołów, które będą reprezentować nas w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Do Śląska, Jagiellonii i Wisły dołączyła Legia, która wykorzystała potknięcia rywali wygrywając z Wartą (1:0).
- Jednym z tych rywali, który się potknął był Lech. Kolejorz zremisował z Widzewem na wyjeździe (1:1).
- Kolejnym zespołem, który wyciągnął do Legii pomocną dłoń był Górnik Zabrze. Zespół Jana Urbana przed własną publicznością podzielił się punktami z Puszczą (1:1), a od 19. minuty musiał grać w dziesiątkę.
- Zagłębie Lubin może tylko żałować, że już za tydzień sezon się kończy. Wygrywając z ŁKS-em (2:1) odnieśli czwarte zwycięstwo z rzędu i są już pewni finiszu na 8. miejscu w tym sezonie Ekstraklasy.