Wyścig o mistrzostwo trwa w najlepsze. Arsenal pokonuje rywala za rywalem i nakłada presję na Manchester City. Wystarczy, że Obywatele potkną się choć raz i rywale z Londynu odjadą im w tabeli. Tylko, że podopieczni Pepa Guardioli nie zamierzają zaliczyć wpadki. Po przeciętnym meczu z Nottingham Forest przyszła pora na koncert z Wolves i świetny występ Erlinga Haalanda, który w jednym spotkaniu rozstrzygnął wyścig o króla strzelców Premier League.
Tego wieczoru na Etihad wszystko było jasne już od pierwszych minut. City naciskało, nie pozwalając rywalom na wiele i bezlitośnie wykorzystując ich błędy. Już w pierwszej połowie można było zrobić wyliczankę po kolejnych trafieniach Haalanda – tyle czasu wystarczyło Norwegowi na skompletowanie hat-tricka. A jeśli ktoś chciałby wytykać, że 23-latek dwie z bramek zdobył w rzutów karnych, to napastnik dołożył jeszcze jedną po przerwie. Obrazu rywalizacji nie zmienił błąd Edersona i bramka Hwang Hee-Chana. Można było nawet odnieść wrażenie, że strata czystego konta jedynie podrażniła The Citizens. W końcu poza Haalandem odpowiedział też na nią Julian Alvarez.
City pręży muskuły
W tak komfortowym położeniu Guardiola mógł pozwolić sobie na zmiany i oszczędzenie sił najważniejszych piłkarzy. W końcu City wypoczęte tak, jak w dzisiejszym spotkaniu zdaje się po prostu maszyną. Jednak nie ma co się dziwić – mając w swojej jedenastce takiego piłkarza jak Rodri, nie trzeba się bać o kontrolę, tempo i odpowiednie ułożenie spotkania. Bo chociaż to Haaland zgarnie po takim występie najwięcej pochwał, to w jego cieniu Hiszpan pociąga za wszystkie sznurki w grze Obywateli. City wygląda na przeciwieństwo drużyny, która jeszcze tydzień temu miała spore kłopoty z Nottingham Forest. Dzisiaj pewnie wygrali z Wolves i to oni mają w rękach wszystkie karty, by obronić mistrzostwo.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej