W ramach 32. kolejki Premier League Bournemouth podejmowało Manchester United. Drużyna Erika ten Haga przyjechała oczywiście z kolejnymi brakami kadrowymi. Na środku obrony szansę dostał ponownie 19-letni Willy Kambwala, a na ławce rezerwowych znalazły się takie nazwiska, których nawet najzagorzalsi fani Football Managera nie będą kojarzyć. Ostatnie zwycięstwo Czerwonych Diabłów w lidze miało miejsce… na początku marca. Wisienki zaś są świeżo po porażce z Luton, choć przed tym meczem utrzymywały bardzo dobrą formę.
Piłkarze United ewidentnie marzą już o wakacjach
Od początku spotkania United zostało zepchnięte do głębokiej defensywy. Zawodnicy ten Haga absolutnie nie radzili sobie z pressingiem rywali i już w 6. minucie tylko dzięki interwencji Harrego Maguire w ostatniej chwili, nie padła bramka. Bramka koniec końców padła. Dominic Solanke najpierw zabawił się z Kambwalą jak z dzieckiem, a potem precyzyjnym strzałem nie dał żadnych szans Onanie na interwencję. Mina szkoleniowca United idealnie podsumowała cały sezon przyjezdnych, który miał mnóstwo tego typu momentów. Wisienki nie chciały na tym poprzestać i dalej rozpracowywały bezradnych, niezaangażowanych w ten mecz rywali.
W 31. minucie United zdołało jakimś cudem wbić piłkę do siatki Bournemouth i wyrównać wynik spotkania za sprawą Bruno Fernandesa. Bardzo szybko wynik spotkania mógł jednak wrócić do tego, który byłby bardziej sprawiedliwy. Świetną szansę jednak zmarnował Dango Ouattara. Piłkarze United jednak bardzo szybko pozwolili strzelić bramkę, uważnie obserwując, jak rywale wymieniają się podaniami. Justin Kluivert pewnie strzelił 6 gola w obecnym sezonie Premier League. Przed doliczonym czasem gry w polu karnym Onany zrobiło się ponownie gorąco. Milos Kerkez, prawy obrońca, spokojnie sobie strzelał na bramkę, pudłował, potem dobijał nienaciskany przez rywali, ale i tak 20-latek nie był w stanie pokonać Kameruńczyka.
Który już raz w tym sezonie United ma tyle szczęścia?
Po przerwie na boisku zameldował się bohater jeszcze nie tak dawno granego spotkania z Liverpoolem, Amad Diallo. Wszedł on jednak w buty Alejandro Garnacho, a nie fatalnego w pryzmacie całego sezonu Rashforda. W 64. minucie szczęście ponownie uśmiechnęło się do drużyny z Manchesteru. Sędzia podyktował po dość kontrowersyjnej sytuacji rzut karny, który na bramkę wyrównującą zamienił Fernandes.
Bournemouth do końca spotkania próbowało kąsać rywali szybkimi kontrami. Te prawie przyniosły im rzut karny w doliczonym czasie gry po kolejnym kuriozalnym błędzie Kambwali w tym meczu. Obrońca miał szczęście, że nieprzepisowo zatrzymał rywala przed polem karnym, dając Wisienkom nadzieję na zdobycie bramki z gorszego stałego fragmentu gry. Ci nie wykorzystali tej okazji, a przyjezdnym po raz ponowny się upiekło. Pytanie tylko: czy tu leci pilot? Dokąd ten samolot zmierza? Niedawno Erik ten Hag zapewniał, że jest pewien swojego pozostania na Old Trafford w kolejnym sezonie. Czy jednak na pewno może spać spokojnie, gdy jego drużyna gra tak fatalnie? Gdy prawdopodobnie gra na zwolnienie trenera? Bo inaczej tak słabej postawy tej drużyny nazwać się nie da.