W październiku 2021 roku doszło wydarzenia, po którym już wówczas wiedzieliśmy, że będzie ono nowym etapem w historii Newcastle. Przejęcie klubu przez bogatych inwestorów z Arabii Saudyjskiej raz na zawsze oddzielało grubą kreską to, co było wcześniej i rozpoczynało nową erę w historii klubu. Dziś, po ponad dwóch latach rządów Saudyjczyków na St. James’ Park, Sroki mają nie tylko wyniki, ale także tożsamość, która charakteryzuje ten zespół.
Zmiana trenera
Nowi właściciele od razu oddzielili grubą kreską to, co było wcześniej i rozpoczęli budowę nowego projektu. Pożegnali dotychczasowego trenera Steve’a Bruce’a, którego pracę mało kto oceniał pozytywnie. Jako twarz nowego projektu zapowiadano duże nazwiska trenerskie, ale ostatecznie zespół powierzono Eddiemu Howe’owi – szkoleniowcowi, który od ponad roku pozostawał bez pracy, a wcześniej przez długie lata prowadził Bournemouth (wchodząc z nimi do Premier League) oraz miał krótszy epizod z Burnley w Championship. Media spekulowały również o dużych nazwiskach w kontekście transferów. Takimi bez wątpienia byli już w momencie przyjścia na St. James’ Park Kieran Trippier i Bruno Guimaraes, natomiast w pierwszym oknie transferowym Newcastle kadrę uzupełniło wyciągając piłkarzy z innych klubów Premier League, uważanych za ligowych średniaków – Chrisa Wooda, Dana Burna i Matta Targetta.
Sroki rozpoczęły budowę projektu inaczej niż wszystkim się wydawało. Nie rzucali się na zawodników, którzy sprawią, że o ich polityce transferowej będzie głośno, a wybrali model budowania klubu krok po kroku. Z każdym okienkiem transferowym Sroki dokładają jednego/dwóch piłkarzy, którzy mogli rozważać oferty od większych marek i wcześniej nawet nie spojrzeliby na Sroki. Latem 2022 roku był to Alexander Isak i Sven Botman, zimą 2023 Anthony Gordon, a w ostatnim okienku – Sandro Tonali oraz Harvey Barnes.
Nadanie tożsamości
Działania na rynku transferowym to jedno, postawa na boisku – drugie. Jeśli zespół zaczyna projekt od zera to trener stoi przed wyzwaniem nadania zespołowi unikalnej tożsamości. Charakterystycznego sposobu gry, który będzie wyróżniał Newcastle na tle reszty ligowej stawki, a z każdym kolejnym wzmocnieniem zespół będzie coraz lepiej egzekwował styl proponowany przez szkoleniowca. Eddie Howe w Bournemouth dał się zapamiętać jako trener nastawiony na ofensywne granie. Taki styl, po czterech udanych latach, doprowadził jednak Wisienki do spadku z Premier League. 46-latek na St. James’ Park przyszedł więc z zupełnie innym pomysłem. Jego zespół charakteryzuje znakomita gra w defensywie, co nie oznacza jednak, że Sroki są nastawione na obronę. Newcastle gra na intensywności, z którą większość zespołów w lidze nie jest w stanie sobie poradzić. Eddie Howe nie potrzebował wiele czasu, aby utożsamić zespół z taką grą.
Dziś kiedy myślimy Newacastle, mówimy intensywność
W serialu „We are Newcastle United” na platformie Amazon Prime Video jest fragment pokazujący, że trener ma świadomość atutów swojego zespołu. Przed spotkaniem z Manchesterem United na własnym stadionie Eddie Howe na sam koniec przytacza słowa Erika ten Haga z konferencji prasowej o tym, że Newcastle spowalnia grę, w ich meczach jest mało „piłki w piłce” i od jego zespołu zależy podkręcenie tempa. Trener Srok kończy apelem do swoich zawodników o to, aby pokazali rywalom, że potrafią narzucić intensywność, której rywale nie wytrzymają. – Jeśli chcą szybkiej gry przyjeżdżając tutaj, dajmy im to. Zabiegajmy ich, bądźmy intensywni w każdej akcji, zróbmy szybką grę – apelował Howe. Tak też się stało. Newcastle pokonało Manchester United 2:0 i dominowało przez całe spotkanie.
To motyw, który powtarza się w wielu spotkaniach. Piłkarze Newcastle często wygrywają większość pojedynków, dominują nad rywalami pod względem fizycznym i grają na takiej intensywności, że sprawiają wrażenie, jakby mieli jednego zawodnika więcej. Mierząc się z Newcastle każdemu bardzo trudno jest wejść na swoje optymalne obroty i nie stracić pewności siebie.
W Newcastle każdy musi pracować bez piłki
Projekt Newcastle stał się przeciwieństwiem tego, co widzimy u innego klubu zarządzanego przez szejków z bliskiego wschodu – PSG. Bogate kluby kojarzą nam się ze sprowadzaniem rozkapryszonych gwiazd, jednak na St. James’ Park poszli w drugą stronę. Tam kluczowa jest praca bez piłki i zaangażowanie w jej odbiór. Latem klub bez większych problemów oddał Allana Saint-Maximina, jednego z najlepszych dryblerów w Premier League w ostatnich latach, ponieważ Eddie Howe nie korzystał z niego tak chętnie z powodów opisanych wyżej. Skrzydłowi Srok nie tylko muszą pressować i wracać do defensywy, ale także robić to skutecznie. To w poprzednim sezonie zapewniał na lewej stronie Joelinton, a w tym – Anthony Gordon. Na drugim skrzydle równie dobrze z obowiązków defensywnych wywiązuje się Miguel Almiron.
Druga linia? Tutaj nie ma miejsca dla zawodników statycznych i słabych fizycznie. Trzeba biegać i wygrywać pojedynki. Być może z zawodnikiem bardziej technicznym Newcastle miałoby więcej jakości w rozegraniu i ataku pozycyjnym, ale w pierwszej kolejności musiałby on spełnić wymagania dotyczące gry bez piłki (pomocnik łączący obie cechy na wysokim poziomie to jedynie Bruno Guimaraes).
Newcastle w ostatnich tygodniach mierzy się z dużymi problemami kadrowymi. Na Parc des Princes na mecz Ligi Mistrzów z PSG pojechali z ławką rezerwowych, która w tym sezonie w Premier League zagrała łącznie 58 minut. Sroki cały mecz musiały zagrać w jedenastu, a udało im się wywieźć z terenu mistrza Franji punkt. Ten sam skład 4 dni później zagrał z Manchesterem United, Eddie Howe pierwszą zmianę zawodnika z pola (wcześniej przez kontuzję musiał wymienić bramkarza) przeprowadził w doliczonym czasie gry, a Newcastle kompletnie zdominowało rywali grając wysokim pressingiem, na dużej intensywności. Eddie Howe w dwa lata zdołał zbudować bardzo silne DNA zespołu. Na St. James’ Park panuje kultura pracy.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej